Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Chińskie bajki

Kto nie kojarzy etykietki "Made in China"? Kto potrafi powstrzymać rozbudzony przez te trzy krótkie słowa ciąg skojarzeń? Charakterystyczna zbitka, brzmiąca w swojskim polglish jako "madeinhina", niczym Proustowska magdalenka automatycznie odsyła przecież do lat 90., do przestrzeni straganów z tanizną dumnie prezentujących najnowsze "abidasy" czy inne "majkiCzasy się jednak zmieniły i dziś na stronach - dajmy na to - magazynu Forbes znajdziemy artykuł tłumaczący, jakim cudem marka "Made in China" stała się wreszcie "coolW świecie kina również wszystko stanęło na głowie. Z niszy kina kopanego i poetyckich snujów Chiny stały się rynkiem, przed którym kłaniają się największe hollywoodzkie studia. Państwo Środka jest jednak na tyle duże, że wciąż znajdzie w swoich zakamarkach miejsce dla starych dobrych "madeinhinówFilm "7 krasnoludków i Królewna Śnieżka - Nowe przygody" gładko wpisuje się w stereotyp o chińskiej podróbce: skrzętnie ukrywa swoje wschodnie pochodzenie i skutecznie straszy zgrzebną realizacją.


Jak na baśń przystało, twórcy zabierają nas do krainy pełnej zamków, rycerzy i królewien, zwyczajowo leżącej gdzieś za siedmioma górami, dawno, dawno temu. Ale nie tylko dlatego "7 Krasnoludków i Królewna Śnieżka" działa jak filmowa machina do podróży w czasie. Komputerowa animacja wysmażona przez chińskich grafików wygląda bowiem jak produkt pecetów z końca ubiegłego wieku. Projekty postaci są niby porządne - ale wiemy to tylko dzięki temu, że w jednej ze scen pojawiają się rysunkowe podobizny bohaterów. Po przemieleniu przez przedpotopowe procesory gubi się gdzieś pierwotny urok tych grafik. Boli to zwłaszcza w przypadku tytułowych krasnali obdarzonych woskowymi, niekształtnymi, antypatycznymi facjatami. Zasiadając w fotelu kinowym możemy porzucić wszelkie estetyczne oczekiwania, wyśrubowane przez amerykańskich liderów komputerowej animacji. Zapomnijcie o pomysłowej inscenizacji, o porywającym połączeniu fotorealizmu z wykwitami nieskrępowanej twórczej wyobraźni. Tu jest problem nawet z podstawami: atrakcyjnym dizajnem czy (o zgrozo!) płynnością ruchu.

A kto liczy na film o - w końcu: tytułowych bohaterach! - krasnoludkach i Śnieżce, też może się ciut rozczarować. Królewna i jej pocieszni towarzysze są tu w zasadzie postaciami drugoplanowymi. Krasnale dostarczają komicznego przerywnika, Śnieżka pełni zaś rolę kogoś na kształt zastępczego rodzica, przewodniczki, trenerki osobistej (!). Faktyczną protagonistką jest zaś mała Zosia, która w towarzystwie psa Fartka wyrusza na poszukiwania zaginionego ojca. Po drodze dziewczynka spotyka Królewnę, która oferują jej swoją pomoc. Od tego momentu akcja toczy się według ustalonego schematu: perypetia - budująca przemowa Śnieżki - kolejna perypetia - kolejna budująca przemowa Śnieżki. Kopiuj, wklej, wklej, wklej. Baśnie niby rządzą się swoimi prawami, nieraz polegają właśnie na powtarzaniu w nieskończoność jednej figury: i wtedy spotkała tego, i wtedy spotkała tamtego… Każda z tych konfrontacji musi jednak coś wnosić: być kolejnym etapem na drodze rozwoju bohaterki - albo przynajmniej ekscytować. A tu figa.




No ale co ma tu ekscytować? Robiące za bohaterów, poruszające się sztywno brzydkie "woskowe" figurki? Kolejni przeciwnicy, którzy znikają tak jak i się pojawiają, bez ładu i składu: zły wilk, zły orzeł, zła królowa? Nieśmiałe próby puszczania oka do dorosłych widzów: żarty o krasnalach i ich stających czapkach albo lukach w edukacji seksualnej? Graniczące z plagiatem zapożyczenia: na przykład scena z niebieskimi ognikami, które prowadzą do chatki czarownicy - rodem z pixarowskiej "Meridy Walecznej"? Nie powiem, jest w filmie kilka momentów (siermiężnego, ale jednak) slapsticku, które wywołały salwy śmiechu wśród małoletnich widzów na sali kinowej. Twórcy "7 krasnoludków i Królewny Śnieżki" od pokazywania wolą jednak mówienie. Drugiego tak przegadanego filmu dla dzieci ze świecą by szukać. Ten potok męczących dialogów i monologów (przechwałki psa Fartka) męczy tak bardzo również dlatego, że płynie z topornie zanimowanych cyfrowych ust.

Na dokładkę dostajemy jeszcze dwie nieszczególnej urody piosenki, zilustrowane montażowymi sklejkami, w których wracają sceny ze wspólnych przygód bohaterów. W udanym filmie byłyby to podniosłe momenty, przekuwające wszystko, co wydarzyło się wcześniej, w destylat czystego kinowego wzruszenia. Nie tutaj. Oto najlepszy znak złego kina: moment, kiedy potrafisz sobie wyobrazić zamierzony przez twórców efekt, kiedy wiesz dokładnie, w jaką emocję celowali w danym momencie autorzy - ale za nic nie jesteś w stanie poczuć tego, co miałeś poczuć. "7 krasnoludków i Królewna Śnieżka - Nowe przygody" to wiązanka właśnie takich momentów. Morału nie będzie.

Moja ocena:
1
Jakub Popielecki
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje