Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

Kanibalizm show-biznesu

Wakacje się skończyły. Po czym można to poznać? Oczywiście po poziomie premier kinowych. "Czarna Wenus" stawia bardzo wysoko poprzeczkę wszystkim artystycznym produkcjom, jakie pojawią się w ciągu najbliższych miesięcy. Abdellatif Kechiche stworzył monumentalne, zapierające dech minimalistyczne widowisko, które powinno przypaść do gustu wszystkim szukającym w kinie czegoś więcej niż tylko eskapistycznej rozrywki.

W podstawowej warstwie fabularnej "Czarna Wenus" jest zapisem tragicznych losów Saartjie Bartman. Ta młoda kobieta o bardzo charakterystycznej fizjonomii przybyła do Londynu wraz ze swoim pracodawcą, by występować przed spragnioną egzotyki gawiedzią. W tamtych czasach w Europie czarny kolor skóry był wciąż rzadkością. Podczas przedstawień Bartman udawała dzikuskę, prawie zwierzę, które musiało być trzymane w klatce. Czyniła to tak przekonująco, że część bogobojnych londyńczyków pozwała jej pracodawcę, twierdząc, że znęca się on nad kobietą.

Choć pod koniec pobytu w Londynie Bartman była zazwyczaj cały czas pijana i pragnęła czegoś więcej niż bycia dziką człekokształtną małpą z Afryki, to ogólnie powodziło jej się całkiem nieźle. Przekonała się o tym, kiedy zmieniła pracodawcę i przeniosła się do Paryża. Dała się zwieść ładnym słówkom i na własnej skórze odkryła, czym jest prawdziwy wyzysk...



Bardzo łatwo jest patrzeć na "Czarną Wenus" jak na historyczny obraz okrucieństwa XIX wieku, kiedy to prawa człowieka były w powijakach. Kechiche nie narzuca bowiem prawie żadnych ram interpretacyjnych. Jego narracja jest bezosobowa, za to niezwykle drobiazgowa. Każdy etap upadku Bartman reżyser pokazuje z przyprawiającą o ból pedanterią, nie szczędząc ani bohaterce ani widzom przykrych szczegółów. Jest całkowicie skupiony na głównej postaci. Bliskie ujęcia i brak rozpraszających elementów, takich jak muzyka ilustracyjna, powodują, że widz współuczestniczy w jej doświadczeniach.

Warto jednak spojrzeć na film z szerszej perspektywy. Przesłanie "Czarnej Wenus" jest bowiem wciąż aktualne. I nie chodzi mi tylko o traktowanie odmienności, ale o to, jak świat rozrywki wykorzystuje ludzi. Obecnie, za sprawą przeróżnych reality show odradza się konflikt pomiędzy prawdziwymi aktorami a całą resztą ludzi dostarczającą masom rozrywki. Ten zgrzyt w sposób symboliczny i bardzo dosadny zaprezentowano w scenach z londyńskiego procesu Bartman, podczas którego łatwiej londyńczykom był zobaczyć w kobiecie niewolnicę niż prawdziwą artystkę. Kechiche wykorzystał kostiumowy sztafaż do pokazania bezwzględnego okrucieństwa świata show-biznesu. Tu każdy ma szansę na swoje 5 minut sławy, nawet największy odmieniec. To przyciąga ludzi, mamiąc ich nadzieją na akceptację, pojawianie się na salonach i bogactwo. W rzeczywistości są przeżuwani, kanibalizowani, po czym wyrzucani do rynsztoka. Dziś zamiast arystokratycznych salonów mamy VIP-owskie przyjęcia i miejsca w klubach, cała reszta pozostała bez zmian.

Zanim zatem zaczniecie wyśmiewać się z celebrytów, obejrzyjcie "Czarną Wenus" i zastanówcie się, czy jest się z czego śmiać.

Moja ocena:
8
Marcin Pietrzyk
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje