Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

Jak hartowała się stal

Kamera GoPro jest wszędzie – w komediach i horrorach, pornosach i serialach przyrodniczych, na hełmach grotołazów i grzbietach zwierząt futerkowych. Nie mogło jej więc zabraknąć jej w dokumencie o polskich siatkarzach – drugim w historii, wypadałoby dodać. Z pierwszoosobowej perspektywy obserwujemy m.in. trening rodzimej kadry, czujemy siłę wkładaną w każdy serwis i impet uderzenia piłki przy każdym bloku. To jeden z wielu ciekawych, stylistycznych chwytów w dokumencie Michała Bielawskiego. Wszystkie zaś łączy jeden cel: uchwycenie esencji sportu, czyli ciała jako podmiotu i przedmiotu sztuki. I to się akurat Bielawskiemu udaje.



Reżyser rozpoczyna swój film w najciekawszym z punktu widzenia dokumentalisty momencie. Po sukcesach w Pucharze Świata i mistrzostwach Europy Polacy stawiają kropkę nad i, triumfując w lidze światowej. Chłopaki świętują zwycięstwo, zbierają pochwały, w szatni trwa feta. I jak to w sporcie bywa, są to miłe złego początki: wkrótce na olimpiadzie w Londynie odpadamy w ćwierćfinale, na mistrzostwach Europy zajmujemy dziewiąte miejsce, a w lidze światowej – jedenaste. Zawodnicy przyznają pokornie, że poczuli się zbyt pewnie, włoski trener Adrea Anastasi uspokaja kibiców, że czwarte miejsce w światowym rankingu to nie w kij dmuchał, a kibice czekają na powrót do formy. Wszyscy wiedzą swoje i wszyscy mają rację. A jednak to, co na ekranie powinno stanowić jakąś dramaturgiczną oś, budować jakiś konflikt, zostaje wpisane w pełną patosu opowieść o tym, jak hartuje się stal. Na to, aż się zahartuje, czekamy do dziś.



Sportowców obserwujemy w trakcie zgrupowań i treningów, zaglądamy do ich pokojów, na stołówkę, do szatni. Bohaterowie mówią o pokonywaniu słabości, poświęceniu, dawaniu z siebie wszystkiego, adrenalinie, zagłuszaniu bólu, gorączce myśli, stresie; o drużynie silnej jak jej najsłabsze ogniwo, kibicach, dla których wylewa się hektolitry potu, i siatkówce jako "najbardziej zespołowym ze sportówTo wszystko wiemy jednak i bez filmu. Skoro jednak tyle czasu poświęca się na przekonanie widza, że największe triumfy rodzą się na gruncie porażek, a złość i frustracja bywają najpotężniejszym motywatorem, to czemu w filmie nie ma ani słowa o kadrowych konfliktach? O odsunięciu od reprezentacji Ignaczaka, o konflikcie trenera z Bartmanem, o PZPS-ie tłumaczącym decyzje Anastasiego? O komentującym kadrowe zawirowania Papkem? Po seansie "Drużyny" można odnieść wrażenie, że nasi kadrowicze żyją i trenują w próżni, że związkowo-instytucjonalne sprawy kończą się wraz z rozpoczęciem meczu.



Jest w filmie Michała Bielawskiego scena, w której Łukasz Żygadło składa autografy na piłkach, upakowanych w wielkim koszu. Przerzucając i podpisując piłki, odpowiada półsłówkami na pytania stojącego obok dziennikarza radiowego. Ten niepozorny fragment odzwierciedla w mikroskali problem całego filmu: choć reżyser zadaje inteligentne pytania, a jego artystyczna strategia uwzględnia wolę odsunięcie medialnego parawanu, zawodnicy chowają się za frazesami, traktują wywiad jako jeden z punktów kontraktu. Można powiedzieć, że są profesjonalistami, a "Drużyna" na ów profesjonalizm rzuca światło. Wydaje mi się jednak, że po prostu ciągną parawan w swoją stronę.

Moja ocena:
5
Michał Walkiewicz
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje