Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

Mieliliśmy w ostatniej dekadzie kilkanaście zwiastunów upadku cywilizacji - od zekranizowanej gry w statki, przez aferę o ciemnoskórą Atomówkę, po śmiałe plany adaptacji planszowego "MonopoluA jednak film, w którym gnieżdżące się w smartfonie emotikony walczą o uwagę zahukanego nastolatka, musi je wszystkie przyćmić. Jeśli nie z powodu wątpliwej jakości artystycznej, to ze względu na skalę cynizmu pomysłodawców. Z ekranu pada na przykład zdanie, że emotki to najważniejsza forma komunikacji, jaką kiedykolwiek wymyślono. Jak rzekł producent filmowy, trzymający rękę na pulsie współczesności: ROTFL




Fabuła tej wygenerowanej z kalkulatora abominacji rozgrywa się - jakżeby inaczej - wewnątrz telefonu. A konkretniej, w neonowym Tekstopolis, gdzie emotki wszelkich stanów, zawodów i ekspresji czekają aż właściciel magicznego pudełka nada sens ich istnieniu i zastąpi nimi niewyrażalne (głównie z powodu lenistwa) uczucia. System funkcjonuje bez zarzutu do momentu, gdy Minka, emotka, która powinna reagować na wszystko wzruszeniem ramion i leniwym "meh", odkrywa, że w przeciwieństwie do reszty cyfrowego społeczeństwa, może wykrzywiać swoje oblicze na różne sposoby. A że właściciel telefonu próbuje poderwać najładniejszą dziewczynę w szkole i mimo bezbrzeżnego :( bardzo chciałby ją :*, rozedrgany emocjonalnie Minka błyskawicznie pakuje go w tarapaty i staje się banitą mimo woli. Meh.
   
W swoich najlepszych momentach film przypomina tanią, odpustową, szkaradną estetycznie, pozbawioną krzty narracyjnego polotu, wyzutą z humoru, konstrukcyjnie niespójną, lichą dramaturgicznie, kiepsko sfastrygowaną, pstrokatą, koncepcyjnie miałką, nieskażoną głębszą myślą i powierzchowną frajdą, nudną jak flaki z olejem, niezamierzoną parodię "W głowie się nie mieści" studia Pixar. W najgorszych - monstrualny product placement, przy którym marketingowcy "LEGO" sprawiają wrażenie biednych chłopów, strugających w chacie z chrustu drewniane ludziki i sprzedających je na coniedzielnym "ryneczkuNie mam nic do filmowych najemników i twórców, którzy pracują pod dyktando firm zabawkarskich (vide ostatnie, całkiem udane przygody Barbie). O ile tylko traktują widza z szacunkiem i oprócz gry w otwarte karty oferują świat, w którym można się zanurzyć bez refleksji o kapitale branży technologicznej.


Bez względu na to, w którym trybie działania są akurat "Emotki", na jedno wychodzi. Nawet jako przedłużenie historii o kierujących naszymi poczynaniami impulsach całość sprawia wrażenie czegoś z gruntu cynicznego. Wiele można powiedzieć o emotikonach, chociażby to, że są jakąś metaforą wrażliwości estetyczno-intelektualnej naszych czasów i że pozwalają przetrwać niezręczne momenty ciszy na mesendżerze. Ale nieporadna próba dekonstrukcji tego języka i jednoczesne sugerowanie, że wpływa on na ubogacanie relacji społecznych jest po prostu szkodliwe - zwłaszcza dla dzieciaków, które zaciągną rodziców do kina i które muszą się dopiero nauczyć, że jedno słowo znaczy czasem więcej niż tysiąc emotek.

Moja ocena:
1
Michał Walkiewicz
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje