Recenzja filmu
Absurdalne
Wiedzą Państwo, czym jest "Sraka"? To gra planszowa, której celem jest przejście przez jelito do odbytu. Gdy gracz wejdzie na pole "Zagadka" musi odpowiedzieć na pytanie o objawy choroby układu trawiennego. Jeśli nie odpowie dobrze – umiera. I kończy grę. Cały film jest utrzymany w takim, absurdalnym klimacie. A jego motyw przewodni to jedzenie, trawienie i wydalanie. Zarówno dosłownie jak i metaforycznie.
Wszystko się dzieje w niszczejącym hotelu, położonym na wyspie. Właścicielka Blanche, umarła kilka miesięcy wcześniej. Była zdecydowaną przeciwniczką dobrego jedzenia, uciech zmysłowych oraz wszystkiego, co czyni życie przyjemniejszym. Interes przejęli po niej dwaj synowie i córka. Wkrótce do Hotelu Splendide przypływa Kath kucharka, która uciekła zeń kilka lat wcześniej. Od razu wprowadza nowe porządki – zamiast zupy rybnej gotuje spaghetti putanesca (a la kurtyzana). Śmieje się głośno i za nic ma uwielbienie, graniczące z pietyzmem dla nieboszczki Blanche.
Stara właścicielka nie chce jednak odpuścić. Zza grobu kontroluje życie w hotelu – podczas jedzenia z adaptera słychać jej głos, a zbudowany według jej pomysły piec ogrzewa cały budynek. Jest to nie byle jaki piec – zamiast węgla pali się w nim odchodami gości.
Bohaterowie poruszają się w oparach absurdu, które symbolizuje ciągle pojawiająca się mgła oraz rozmazane zdjęcia. W kadrach rzadko widać mocne, dziennie światło. Najczęściej panuje szarówka. Nikt poza Kath nie widzi świata ostro ani wyraźnie. Do czasu.
Film jest fascynujący zarówno w formie i treści. Jest wiele smaczków (choć to słowo brzmi niewiarygodnie po opisie fabuły), fajnych i nietypowych chwytów. Jednak emocji w nim zero. Zupełnie nie można się zaangażować w akcję. Bohaterowie są nijacy, jak serwowana gościom zupa rybna. Ich los obchodzi tyle, co zeszłoroczny śnieg. "Hotel Splendide" przypomina trochę egzotyczne danie w menu. Chętnie się zapytasz kelnera, co to jest, ale jeśli jesteś głodny, zamówisz coś zupełnie innego.
Wszystko się dzieje w niszczejącym hotelu, położonym na wyspie. Właścicielka Blanche, umarła kilka miesięcy wcześniej. Była zdecydowaną przeciwniczką dobrego jedzenia, uciech zmysłowych oraz wszystkiego, co czyni życie przyjemniejszym. Interes przejęli po niej dwaj synowie i córka. Wkrótce do Hotelu Splendide przypływa Kath kucharka, która uciekła zeń kilka lat wcześniej. Od razu wprowadza nowe porządki – zamiast zupy rybnej gotuje spaghetti putanesca (a la kurtyzana). Śmieje się głośno i za nic ma uwielbienie, graniczące z pietyzmem dla nieboszczki Blanche.
Stara właścicielka nie chce jednak odpuścić. Zza grobu kontroluje życie w hotelu – podczas jedzenia z adaptera słychać jej głos, a zbudowany według jej pomysły piec ogrzewa cały budynek. Jest to nie byle jaki piec – zamiast węgla pali się w nim odchodami gości.
Bohaterowie poruszają się w oparach absurdu, które symbolizuje ciągle pojawiająca się mgła oraz rozmazane zdjęcia. W kadrach rzadko widać mocne, dziennie światło. Najczęściej panuje szarówka. Nikt poza Kath nie widzi świata ostro ani wyraźnie. Do czasu.
Film jest fascynujący zarówno w formie i treści. Jest wiele smaczków (choć to słowo brzmi niewiarygodnie po opisie fabuły), fajnych i nietypowych chwytów. Jednak emocji w nim zero. Zupełnie nie można się zaangażować w akcję. Bohaterowie są nijacy, jak serwowana gościom zupa rybna. Ich los obchodzi tyle, co zeszłoroczny śnieg. "Hotel Splendide" przypomina trochę egzotyczne danie w menu. Chętnie się zapytasz kelnera, co to jest, ale jeśli jesteś głodny, zamówisz coś zupełnie innego.
Udostępnij: