Recenzja filmu
Co się działo na pokładzie Lotu 93?
11.09.2001 - ten dzień zmienił oblicze USA, jak i całego świata. O godzinie 8.46 w północną wieżę World Trade Center uderza samolot pasażerski. Kilka minut później o jego południową wieżę rozbija się kolejny samolot. W skutek wybuchów paliwa i ciężaru wbitych w budynek wraków samolotów, metalowe konstrukcje nie wytrzymują i World Trade Center zawala się stając się grobem dla tysięcy ludzi. W tym momencie system obronny Stanów Zjednoczonych, który wydawał się perfekcyjny, zawiódł na całej linii przy spektakularnej akcji terrorystów. Szybko znalazł się winny tej tragedii i równie szybka okazała się reakcja prezydenta i rządu amerykańskiego. Powstała także cała masa teorii spiskowych obarczających samych amerykanów odpowiedzialnością za ten atak. Musiało minąć kilka lat, by kino mogło zmierzyć się z adaptacją tamtych wydarzeń stanowiąc swoiste katharsis i próbując ustosunkować się do politycznego wydźwięku historii. Wyzwania podjął się Anglik, Paul Greengrass mający na swoim koncie mocny, wielokrotnie nagradzany film "Krwawa Niedziela", w którym opowiadał o tragicznych wydarzeniach podczas pokojowego marszu w Irlandii.
Już od pierwszych scen reżyser narzuca paradokumentalną, reportażową wręcz, stylistykę. Ukazuje zbierających się na lotnisku ludzi. Rozmawiających o wszystkim i o niczym. Załatwiających sprawy prywatne i służbowe, myślami będąc już w San Francisco. Reżyser ukazuje także pogrążonych w modlitwie, wybranych do wielkiej misji, gotowych oddać duszę Allachowi, muzułmanów. Wszystko odgrywa się stopniowo. Początkowe uczucia spokoju i opanowania pasażerów zmieniają się w nerwowość, rozpacz i próbę wyzwolenia się z opresji, natomiast początkowy strach i niepokój terrorystów zmieniają się w stanowczość, bezwzględność i jak najdłuższą kontrolę nad samolotem. Celem każdego z pasażerów jest ochrona życia w ekstremum, w którym zostali postawieni. Celem terrorystów jest natomiast dostąpienie zbawienia, do którego drogą jest poświęcenie życia w świętej wojnie. Z jednej strony rozpaczliwa walka o życie, z drugiej głębokie pragnienie śmierci. Końcowa scena jest skumulowaniem sił, erupcją konfliktu racji, pokazaną w tak naturalistyczny sposób, że co wrażliwsi widzowie, mogą nie wytrzymać tak potężnej dawki napięcia.
Z wielkim wyczuciem został nakreślony wątek polityczny. Nie jest on jednoznacznym oskarżeniem(Greengrass nie ukrywa, że interesują go ludzie a nie polityka), lecz współelementem tragedii. Chaos wkradający się w od lat uporządkowane struktury poszczególnych systemów obronnych, wprowadza brak komunikacji między owymi komórkami. W konsekwencji prowadzi to do braku podjęcia szybkiej i efektywnej decyzji człowieka bądź zespołu ludzi (dowódcy wojskowi dowiedzieli się o porwaniu United 93 cztery minut po jego katastrofie, przy czym najbliższe myśliwce były oddalone o 100 mil). Fakty te dają do myślenia, jednocześnie w żadnych razie nie próbują obalić rządu, czy sugerować spisku, bo byłoby to po prostu nie na miejscu.
Konsekwencja i prostota w tworzeniu "Lotu 93" jest jego główną siłą. Przedstawiona sytuacja nie jest festiwalem coraz to bardziej patetycznych postaw, lecz analizą i wykorzystaniem wyraźnych znamion tragedii greckiej. Dlatego nie mamy tak charakterystycznych dla gatunku kina katastroficznego efektów specjalnych, czy dętej, pompatycznej muzyki. Dlatego też w obsadzie są praktycznie nieznani aktorzy, bądź zwykli naturszczycy, abyśmy mogli przejąć się ich losem, współodczuwać i zastanowić jak my zachowalibyśmy się na ich miejscu. Oby nigdy nas to nie spotkało.
Sebastian Pytel
Już od pierwszych scen reżyser narzuca paradokumentalną, reportażową wręcz, stylistykę. Ukazuje zbierających się na lotnisku ludzi. Rozmawiających o wszystkim i o niczym. Załatwiających sprawy prywatne i służbowe, myślami będąc już w San Francisco. Reżyser ukazuje także pogrążonych w modlitwie, wybranych do wielkiej misji, gotowych oddać duszę Allachowi, muzułmanów. Wszystko odgrywa się stopniowo. Początkowe uczucia spokoju i opanowania pasażerów zmieniają się w nerwowość, rozpacz i próbę wyzwolenia się z opresji, natomiast początkowy strach i niepokój terrorystów zmieniają się w stanowczość, bezwzględność i jak najdłuższą kontrolę nad samolotem. Celem każdego z pasażerów jest ochrona życia w ekstremum, w którym zostali postawieni. Celem terrorystów jest natomiast dostąpienie zbawienia, do którego drogą jest poświęcenie życia w świętej wojnie. Z jednej strony rozpaczliwa walka o życie, z drugiej głębokie pragnienie śmierci. Końcowa scena jest skumulowaniem sił, erupcją konfliktu racji, pokazaną w tak naturalistyczny sposób, że co wrażliwsi widzowie, mogą nie wytrzymać tak potężnej dawki napięcia.
Z wielkim wyczuciem został nakreślony wątek polityczny. Nie jest on jednoznacznym oskarżeniem(Greengrass nie ukrywa, że interesują go ludzie a nie polityka), lecz współelementem tragedii. Chaos wkradający się w od lat uporządkowane struktury poszczególnych systemów obronnych, wprowadza brak komunikacji między owymi komórkami. W konsekwencji prowadzi to do braku podjęcia szybkiej i efektywnej decyzji człowieka bądź zespołu ludzi (dowódcy wojskowi dowiedzieli się o porwaniu United 93 cztery minut po jego katastrofie, przy czym najbliższe myśliwce były oddalone o 100 mil). Fakty te dają do myślenia, jednocześnie w żadnych razie nie próbują obalić rządu, czy sugerować spisku, bo byłoby to po prostu nie na miejscu.
Konsekwencja i prostota w tworzeniu "Lotu 93" jest jego główną siłą. Przedstawiona sytuacja nie jest festiwalem coraz to bardziej patetycznych postaw, lecz analizą i wykorzystaniem wyraźnych znamion tragedii greckiej. Dlatego nie mamy tak charakterystycznych dla gatunku kina katastroficznego efektów specjalnych, czy dętej, pompatycznej muzyki. Dlatego też w obsadzie są praktycznie nieznani aktorzy, bądź zwykli naturszczycy, abyśmy mogli przejąć się ich losem, współodczuwać i zastanowić jak my zachowalibyśmy się na ich miejscu. Oby nigdy nas to nie spotkało.
Sebastian Pytel
Moja ocena:
8
Udostępnij: