Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

Być może to kwestia nadmiernych oczekiwań rozbudzonych przez entuzjastyczne recenzje zagranicznej krytyki, ale fakt jest faktem: "Loveling" przynosi rozczarowanie. Porażka reżysera Gustavo Pizziego boli tym bardziej, że miał on w ręku materiał na całkiem przyzwoite kino. Brazylijski twórca od początku nie chciał, by historia nastoletniego Fernanda, który planuje opuścić rodzinny dom i kontynuować sportową karierę w Niemczech, okazała się konwencjonalnym coming of age. Zamiast skupiać się na dylematach wieku dojrzewania, Pizzi stara się opowiedzieć raczej o tym, jak trudno pogodzić się rodzicom ze świadomością, że stają się coraz mniej potrzebni swojemu dziecku. Niestety, ciekawa skądinąd perspektywa nie zostaje zaznaczona w "Loveling" wystarczająco mocno. Zamiast skrzyć się od emocji, brazylijski film wydaje się beznamiętny i  ospały jak bossa nova przygrywana od niechcenia przez niezgraną orkiestrę.



Gwoli sprawiedliwości, należy przyznać reżyserowi, że w kilku momentach udało mu się wznieść ponad przeciętność. "Loveling" bywa imponujące wizualnie. Niektóre kadry, zwłaszcza te przedstawiające bohaterów beztrosko spędzających czas nad morzem, chciałoby się wyciąć z filmu i oprawić w ramkę. Pizzi ma też oko do detali i potrafi, używając  samej tylko scenografii, pokazać stopniowe załamywanie się rodzinnej harmonii.

Poświęcanie uwagi szczegółom nie może usprawiedliwić jednak problemów na absolutnie kluczowej płaszczyźnie. Brutalna prawda jest bowiem taka, że kłopoty filmowej rodziny mogą wydać nam się zwyczajnie mało angażujące. Winą za taki stan rzeczy należy obarczyć zapewne scenariusz niedający nam możliwości obcowania z odpowiednio pogłębionymi postaciami. O Fernando przez cały film nie dowiadujemy się praktycznie niczego poza tym, że wydaje się nieźle rokującym sportowcem. Również charakterystykę ojca chłopaka można by zakończyć na stwierdzeniu, że mężczyzna jest niedopasowanym do codzienności marzycielem.



Na tak pretekstowo zarysowanym tle rolę głównej bohaterki bez trudu przejmuje matka Fernanda. Irene ma w sobie siłę, która pozwala jej jednocześnie pracować, kończyć studia i trzymać w ryzach całą rodzinę. Nikt nie ma wątpliwości, że to właśnie kobieta jest gwarantką ładu, który po wyprowadzce Fernanda ulegnie zaburzeniu. Podkreślając ów wątek, "Loveling" wpisuje w popularny ostatnimi czasy w Ameryce Łacińskiej nurt filmów o niemłodych kobietach, które zostają zmuszone do przewartościowania swojego życia. Niestety, dzieło Pizziego nie ma w sobie ani lekkości "Glorii" Sebastiana Lelio, ani obyczajowej prowokacyjności "Dziedziczek" Marcela Martinessiego


Najbardziej blado "Loveling" wypada jednak w porównaniu ze znakomitym "Aquariusem". Film Klebera Mendonçy Filho stanowi portret doświadczonej życiowo kobiety, która nie chce poddać się upływowi czasu. Znakomicie grana przez Sonię Bragę bohaterka w niepowtarzalny sposób łączy w sobie wyrafinowanie i gniew, przez co jest w stanie zaskoczyć widza na każdym etapie fabuły. Kreacja wcielającej w Irene Karine Teles (będącej także współscenarzystką filmu, a prywatnie byłą żoną Gustava Pizziego) ani przez chwilę nie zbliża się do takiego poziomu złożoności.

Najbardziej zaskakująca wydaje się świadomość, że bohaterka przyjmuje nadchodzące w jej życiu zmiany ze stoickim spokojem, by nie rzec – z obojętnością. Dzieje się tak zapewne dlatego, że Pizzi i Teles panicznie bali się przekroczyć granicę, za którą czaiłyby się oskarżenia o histeryczność i prowokowanie szantażu emocjonalnego. Kłopot w tym, że zaprezentowana przez nich zachowawczość  nie okazała się lepszym rozwiązaniem i najpewniej sprawi, że zapomnimy o "Lovelingtuż po zakończeniu seansu. A przecież – jak pokazuje przykład wyborów dokonanych przez filmowego Fernanda – czasem warto zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę.

Moja ocena:
5
Piotr Czerkawski
Krytyk filmowy, dziennikarz. Współgospodarz programu "Weekendowy Magazyn Filmowy" w TVP 1, autor nominowanego do nagrody PISF-u bloga "Cinema Enchante". Od znanej polskiej reżyserki usłyszał o sobie:... przejdź do profilu
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje