Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

Stara miłość nie rdzewieje

Jest taki rodzaj miłości, która prowadzi kochanków ku absolutnemu zatraceniu. Czyni ich swoimi niewolnikami - przejmując władze nad zmysłami i drwiąc z zasad zdrowego rozsądku. Nawet kiedy upływający czas spróbuje jej, z pozoru gasnący żar obrócić w zgliszcza, wystarczy zaledwie iskra, by na nowo rozpalić do czerwoności dawny płomień żądzy i namiętności.

W 1835 roku w Paryżu niemałe zainteresowanie budzą przygotowania do ślubu pięknej i cnotliwej panny z bogatego domu, Hermangarde (Roxane Mesquida), ze szlachcicem, Ryno de Marigny (Fu'ad Aït Aattou). Przyszły pan młody nie cieszy się w arystokratycznym środowisku dobrą opinią. Szczególnie wiele kontrowersji narosło wokół jego trwającego już od ponad dziesięciu lat romansu z Hiszpanką Vellini (Asia Argento). Ten skandaliczny związek libertyna z nieco starszą, obdarzoną ognistym temperamentem kobietą ma się właśnie definitywnie zakończyć, kiedy Ryno oświadcza swej kochance, że zamierza niebawem się ożenić. Jednak jak mawia stare porzekadło: stara miłość nie rdzewieje.

W swoim filmie Catherine Breillat zdaje się odmieniać pojęcie miłości przez wiele przypadków. Począwszy od tej czysto fizycznej formy, kiedy obopólna fascynacja i pożądanie stają się zarzewiem płomiennego uczucia, kończąc na subtelnościach romantycznego i niewinnego zauroczenia. Ze swojej miłości Ryno i Vellini czerpią życiodajną siłę, lecz ta sama miłość niszczy także wszystko, co stanie na jej przeszkodzie. Nieszczęsna Hermangarde przekona się zatem, że słodki nektar, jakim miało okazać się uczucie do Ryno, powoli sączy się gorzką trucizną w jej serce. "Stara kochanka" z tej perspektywy roztacza przed widzem widok na swego rodzaju ponury krajobraz przed burzą. Kiedy nad trójką bohaterów zaczynają zbierać się ciemne chmury, a powietrze gęstnieje w dusznej atmosferze kłamstwa i zdrady, z niepokojem wyczekujemy przyjścia gwałtownego żywiołu i uświadamiamy sobie, że w tej sytuacji nie obejdzie się bez ofiar.



Piękne zdjęcia, które przywodzą na myśl niemal zatrzymane w kadrze obrazy stanowią doskonałą oprawę dla tej historii, która mieni się całą emocjonalną paletą barw i intrygujących światłocieni. Szczególnie efektownie wypadają tu odważne sceny aktu miłosnego, gdzie erotyzm nie jest na szczęście potraktowany w wulgarny sposób.

Pod względem aktorskim można by śmiało stwierdzić, że film w dużej mierze należy do Asi Argento. Vellini w interpretacji Argento jest niczym kapłanka miłości, dla której stanowi ona wieczny rytuał i dla której jest w stanie poświecić wszystko. Również Roxane Mesquida portretująca subtelną i powściągliwą w okazywaniu uczuć Hermangarde, która jest przeciwieństwem Vellini, wypada bardzo przekonywająco. Fu'ad Aït Aattou gra poprawnie, choć pozostaje trochę w cieniu obu, zabiegających o jego względy pań.

Choć miłość nie jedno ma imię, to trudno jest opowiadać o niej tak, by ustrzec się przykrego banału. Filmowi Catherine Breillat to się jednak udaje, głównie dzięki temu, że miłość ukazuje, nie jako element odrealnionej baśni, a raczej gorzkiej przypowieści o zawiłościach ludzkiej natury.


Moja ocena:
8
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje