Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja wyd. DVD filmu

Fronti nulla fides

Sergio Sollima to dziś twórca już zapomniany, kojarzony głównie przez wąskie grono odbiorców kina rozrywkowego. Trudno się dziwić, pod koniec swojej kariery ograniczył się do telewizyjnych produkcji, które w większości nie były wyświetlane poza Włochami. Gdyby jednak spojrzeć na dokonania reżysera tylko przez pryzmat lat sześćdziesiątych, dorobek wydaje się imponujący. Sollima stworzył w tym okresie trzy kultowe spaghetti westerny, a także otworzył drogę do sławy Tomasowi Milianowi, który zagrał w każdym z nich. Za najbardziej znane obrazy tego duetu uważane są, powiązane ze sobą "The Big Gundown" oraz "Run, Man, Run!Oba filmy zajmują bardzo wysokie miejsca w światowych rankingach spaghetti westernów. W okresie między premierą tych dzieł, Sergio Sollima nakręcił jeszcze jedno, również traktujące o dzikim zachodzie, choć mniej docenione przez widzów i krytykę. Jest nim "Face to Face", western, który będzie bohaterem niniejszej recenzji.

Prolog filmu rozgrywa się w Bostonie i od razu przedstawiony widzom zostaje jeden z dwóch głównych bohaterów, profesor Brad Fletcher (Gian Maria Volonte). Jest on skromnym nauczycielem historii, któremu choroba płuc uniemożliwia pracę w Massachusetts. Diagnoza lekarza jest jednoznaczna - Brad nie pożyje zbyt długo, jeżeli nie zmieni miejsca zamieszkania, bo obecny klimat źle na niego wpływa. Skazany jest więc na przeprowadzkę do Teksasu. Na ostatniej ze swoich lekcji opowiada swoim uczniom o podziale ludzi na osoby, które tworzą historię, oraz te, które ją przekazują. Fletcher wydaje się być zadowolony z tego drugiego stanowiska. Szybko ma się to zmienić.

Akcja tuż po czołówce przenosi się do Teksasu, gdzie bohater zdaje się wracać do zdrowia. W małym hoteliku pochłania stosy książek i wspomina dawną miłość. Jego spokój zakłóca pojawienie się stróżów prawa transportujących groźnego przestępcę, Beauregarda Benneta (Tomas Milian). Ich więzień, jak się okazuje, to były przywódca bandy znanej na całym dzikim zachodzie jako "Bennet's RaidersPech chciał, że szajka została rozbita, a jej herszt trafił w ręce szeryfów. Jeszcze gorszym zrządzeniem losu eskorta zatrzymuje się akurat w hotelu, gdzie odpoczywa profesor. W trakcie tej wizyty dochodzi do strzelaniny, po której Beauregard bierze profesora Brada za zakładnika. Od tej pory drogi dobrodusznego nauczyciela oraz bezlitosnego przestępcy będą się przecinać jeszcze wiele razy…

Relacje między Fletcherem oraz Bennetem są najważniejsze w tym filmie i już sama czołówka to podkreśla, przedstawiając ich zdjęcia na podzielonym ekranie. Na początku wydaje się być jednoznaczne, który z nich jest "tym złym" a który "dobrymReżyser z minuty na minutę odbiera widzowi jednak pewność co do tej kwestii. Obaj bohaterowie przechodzą powolną transformację, opartą głównie na wzajemnych relacjach. Brad jest nieufny wobec Beauregarda, a jedynymi powodami, dla których traktuje go życzliwie staje się zwykła ludzka moralność i humanitaryzm wobec rannego. Gdy jednak Bennet odwdzięcza się, dając schorowanemu profesorowi lekarstwa, pojawia się nić sympatii łącząca obie postaci. Ta szybko przeradza się w fascynację, jak to zwykle bywa w przypadku osób z dwóch różnych światów. Dla prostego bandziora, ogromna wiedza oraz ponadprzeciętna inteligencja uczonego są czymś niezwykłym. Działa to także w drugą stronę, profesor widzi w Beauregardzie nadzwyczajną odwagę, spryt oraz życie pełne emocji, czyli wszystko to czego sam nigdy nie doświadczył. Niczym szekspirowski Makbet ulega powoli złu, a uczuciem, które nim kieruje jest zwyczajna zazdrość. Przemiana Brada Fletchera zostaje ukazana w filmie bardzo powoli, ale można wyliczyć kilka istotnych elementów, które popychają go by naśladować bandytę. Pierwszym jest zabójstwo, którego dokonuje w obronie przyjaciela. Ten czyn nie pozbawia go skrupułów, ale wyraźnie profesor zdaje sobie sprawę, że od tego momentu jest poza prawem. Drugim bodźcem, który pozbawia go poczucia moralności, jest ignorancja ze strony Beauregarda, który uważa, że uczony nie jest zdolny do przemocy i nie byłby w stanie pomóc w którymkolwiek z napadów reaktywowanego "Bennet's RaidersFletcher, by udowodnić, iż potrafi wyzbyć się ludzkich odruchów, dopuszcza się gwałtu i próby morderstwa. Ku przewidywaniom profesora, takie zachowanie wśród bandytów przynosi szacunek i uznanie, nawet ze strony samego Benneta. Fletcher, który zostaje pochwalony za czynienie zła, tylko utwierdza się w przekonaniu, że jego postępowanie jest słuszne, ale nadal jego działania oparte są na kodeksie grupy przestępców, do których należy. Ostateczna przemiana, która sprawia, że porzuca on nawet spaczone, ale jednak zawierające pierwiastek moralności reguły, wynika z żądzy władzy. Profesor uświadamia sobie jak wiele może mając już szacunek i swoje miejsce w grupie. Dąży więc by stać się przywódcą bandy degeneratów i odbić się na kartach historii. W tym momencie filmu warto przypomnieć sobie pierwszą scenę. Jak uważa sam profesor, jedni tworzą historię, inni ją opisują, ale przekonuje się o tym, że ci drudzy, gdyby tylko mieli możliwość, zamienili by się z tymi pierwszymi.



Dla Beauregarda znajomość z Fletcherem również jest impulsem, by zastanowić się nad własnym postępowaniem. Bandyta powoli uzmysławia sobie jak bardzo był ślepy przez swoją całą karierę. Powoli zauważa cierpienie niewinnych wynikające z jego własnych czynów. Ma już dość własnej legendy, którą stworzył idąc po trupach. Ilekroć bohater wraca z napadu, jest pytany ilu ludzi zabił. Gdy z dumą odpowiada, iż "ani jednego", spotyka się wyłącznie z poczuciem zawodu u rozmówcy. Ludzie oczekują od Benneta, by czynił jak najwięcej zła ku ich uciesze, sami nie zdając sobie sprawy jak ciężko jest nosić na sumieniu tak wiele podłych czynów. Ostatecznie do transformacji Beauregarda doprowadza zachowanie Fletchera, który konsekwentnie łamie wszelkie reguły, kierowany własnymi ambicjami. Bennet uświadamia sobie, że to on sam stworzył potwora jakim jest profesor. Jego przyklaskiwanie złym uczynkom, wpajanie chorych wartości, epatowanie przemocą zaraziło szlachetnego człowieka i uczyniło z niego bestię.

Dzieło Sollimy ma bardzo bogatą warstwę psychologiczną, co niespotykane w przypadku westernów. Posiada duże ambicje rozrywkowe, ale na nich nie kończy. Film ukazuje dogłębnie motywy, jakimi kierują się bohaterowie, krok po kroku obserwujemy ich transformacje. By tak nagłe zmiany zostały zobrazowane realistycznie, potrzebni byli wielcy aktorzy. Gian Maria Volonte w roli profesora tworzy niezapomnianą kreację człowieka pełnego moralnych dylematów, który powoli się ich wyzbywa. Niewielu aktorów potrafiłoby tak ukazać wewnętrzną walkę dobra ze złem i powolną śmierć tego pierwszego. Na szczęście ta rola trafiła się aktorowi wybitnemu, dwukrotnemu zdobywcy Złotej Palmy. Tomas Milian w roli Beauregarda to z kolei nieco inny przypadek. Jego aktorstwo nadaje się tylko do jednego rodzaju ról. Swoją sławę zdobył dzięki kreacjom bandyty. W "Face to Face" czuje się jak ryba w wodzie, widać wyraźnie, że nie potrafi ukazywać zbyt wielkiego wachlarzu uczuć, czego reżyser zresztą od niego nie wymaga zbyt często. Ten duet robi wrażenie, od początku nie jesteśmy pewni, do czego doprowadzi droga, na jaką wkraczają postaci.

"Face to Face" jest pod względem wizualnym sprawnie nakręconym dziełem. Ukazuje Dziki Zachód jako brudny, pełen zepsucia region, nie koloryzuje, jak zwykli to robić Amerykanie. Ujęcia są szybkie i zapewniają dynamizm całości, zaś muzyka Ennio Morricone tylko dopełnia klimatu. To wszystko składa się na jeden z najlepszych filmów w gatunku. Jedynie zakończenie przynosi wyraźny zawód. Twórca zbyt prosto doprowadził do konfrontacji bohaterów, poprzez zrobienie jednej wielkiej masakry na ekranie. Spodziewałem się w filmie o tak piętrowej budowie nie ujrzeć prostych rozwiązań, ale te jednak się pojawiły.

Nie zmienia to faktu, że "Face to face" to moim zdaniem najlepszy film Sergio Sollimy. Zawiera wszystko, czego można oczekiwać od dobrego spaghetti westernu. Jest wciągająca historia, są pełnokrwiści bohaterowie, nie brakuje też szczypty czarnego humoru oraz krwawych scen. Niespodziewanym składnikiem okazuje się bogata warstwa psychologiczna. To wszystko dobrze wymieszane tworzy wyśmienite spaghetti, nie tylko dla miłośników gatunku.


Moja ocena:
9
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje