Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

Zasady bezsensu



Nowojorski port. W jednym z kontenerów policja znajduje zwłoki kilkudziesięciu uciekinierów z Wietnamu. Sprawa nabiera niebezpiecznego rozgłosu, ponieważ w siedzibie ONZ trwają właśnie rozmowy nad podpisaniem umowy handlowej, która zniesie ostatnie bariery między Chinami a resztą państw. I tu wchodzimy w świat polityki, manipulacji i przemocy, działania według zasady "cel uświęca środkiPoznajemy czołowych graczy całej intrygi: sekretarza generalnego ONZ, ambasadora Chin, miliardera z Hongkongu, szefową służb bezpieczeństwa ONZ i członków elitarnej jednostki specjalnej, działającej pod sztandarem tej organizacji


Jeden z tych "specjalistów", grany przez czarnoskórego mistrza akcji, Wesleya Snipesa, dostaje się w sam środek afery chińsko - amerykańskiej i, wzięty za mordercę, musi uciekać. Pomaga mu w tym piękna, skośnooka pani tłumacz. I ten mieszany duet będzie teraz walczył o własne życie z wielkimi, sięgającymi niemal wszędzie mackami organizacji, która swoje ciemne sprawki woli trzymać w tajemnicy


Fabuła, według tego, co napisałam powyżej, wydaje się być wystarczającym materiałem na interesujący film z pogranicza akcji i thrillera politycznego, czegoś na wzór "Francuskiego łącznika" czy "Rozmowy". To, co wyszło spod ręki, tudzież oka pana Christiana Duguay, jest jednak jedynie marną sensacją klasy B, w której intryga jest grubymi nićmi szyta, główne charaktery w ogóle nieprzekonujące, a sceny walki tak udawane i tak rażąco kopiowane z "Matrixa", że aż żal serce ściska.




Jestem wielką wyznawczynią "talentu" Wesleya Snipesa. Uwielbiam go za role u Spike'a Lee ("Czarny Blues", "Malaria") czy niezapomnianą kreacje w "Biali nie potrafią skakać". Lubię też typowe filmy akcji z jego udziałem: "Pasażera 57", "Strefę zrzutu", "Blade'a". Moja sympatia do tego czarnoskórego bohatera zniknęła jednak jak kamfora po obejrzeniu "Zasad walki". Lojalnie więc ostrzegam - jeśli chcecie z czystym sumieniem hołubić jego aktorstwu i pasjonować się jego muskularnym ciałem i niemałymi wyczynami a czasem i zaskakującym portretem psychologicznym - to omijajcie ten film z daleka


Nie ma tu nic pasjonującego ani trzymającego w napięciu. Nie pomoże nawet patriotyczny sentyment do Liliany Głąbczyńskiej - Komorowskiej, która wciela się tu w agentkę służb specjalnych, mistrzynie kamuflażu, prywatnie będąc żoną reżysera (co wcale, w obliczu jego dokonań, pochlebstwem dla niej nie jest)

Jeśli ktoś jednak mimo wszystko zdecyduje się wybrać do kina, to polecam potraktowanie filmu w kategorii parodii obrazów akcji, parodii najlepszych wzorów ze wspomnianym już "Matrixem" na czele. Tylko z takim podejściem film jest do przełknięcia.




6
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje