Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Kroniki umierającego świata

W światku strategii 4X przez wiele lat rządziła "CywilizacjaI choć na horyzoncie widać już jej następną część, "Beyond Earth", już teraz jest wielu pretendentów do tronu. Jednym z nich jest "Endless Legend", nowa produkcja francuskiego studia Amplitude.



Amplitude to nie banda przypadkowych nowicjuszy. Choć mają na koncie tylko "Endless Space", to asocjacja branżowych wyjadaczy, którzy postanowili wyjść naprzeciw graczom i słuchać tego, co ci drudzy mają do powiedzenia. Najlepiej widać to na przykładzie właśnie "Endless LegendGra bardzo szybko trafiła do Wczesnego Dostępu na Steamie. Mimo tego, że wersja alfa pełna była tzw. placeholderów i oferowała tylko szkielet rozgrywki, szybko przyciągnęła bardzo aktywną społeczność. Można powiedzieć, że ostateczny kształt "Endless Legend" to wynik pracy zarówno deweloperów, jak i samych fanów.

"Endless Legend" rozgrywa się w tym samym uniwersum, co "Endless Space", poprzednia gra Amplitude. Może to na początku dziwić, gdyż od ekranu startowego uderzają w nas klimaty raczej fantasy niż sci-fi. Nic bardziej mylnego. Podobnie jak w złotej erze serii "Might&Magic" i tu motywy spod znaku miecza i topora mieszają się z zaawansowanymi technologiami i delikatnymi smaczkami rodem z twardego sci-fi.



Aurigę, planetę, na której toczy się akcja gry, zamieszkuje wiele ras. Tylko kilka z nich ma ambicje imperialne. Już na ekranie wyboru imperium widać ambicje twórców. Bardzo trudno wyzwolić się z posttolkienowskiego kanonu ras. Amplitude ze starcia ze sztampą wychodzą obronną ręką. Przykłady? Mamy społeczność magów. Tyle że ci wyglądają, jakby właśnie wyszli z klubu BDSM, zaś motorem ich egzystencji jest cierpienie (przekładane na mechanikę gry!). Smoki? Owszem, siedzą w swoich samotniach i filozofują nad upadającą Aurigą. Ba!, mamy i nobliwych rycerzy... którzy stali się upiorami i żerują na żywych istotach, wysysając z nich Pył, główny surowiec świata. Cudne.



Ale te pokręcone motywy to nie tylko estetyczna zagrywka. "Endless LegendEndless Legend" oszałamia mnogością opcji nie tylko w zakresie prowadzenia swojego imperium do zwycięstwa. Diametralne różnice zaczynają się już przy wyborze rasy. Owszem, mamy zarysowany z grubsza podział na dyplomatów, ekonomów czy żołnierzy. Ale już rozgrywka to de facto siedem różnych gier w jednej. Dla przykładu, spaczeni lordowie nie korzystają z żywności, bowiem ze wszystkiego, co żyje, wysysają Pył. Rozwijamy zatem ich miasta nie poprzez kumulowanie żywności (bo ta nie istnieje), ale przeniesienie ciężaru w stronę wydobycia Pyłu. Gdy uzbieramy jego odpowiednią ilość, po prostu kupujemy nowego obywatela. Inna rasa, Kultyści, przypomina z kolei nieco kupca weneckiego z ostatniej "CywilizacjiJest to społeczność scentralizowana wokół gmachu swojej pokręconej królowej. Posiadają tylko jeden region i nie mogą budować osadników, ale za to potrafią bardzo skutecznie przekonywać do swojej mocno apokaliptycznej wizji. Takich przykładów jest mnóstwo.





Rozgrywka jako taka to najlepsze schematy gier 4X, które zostały twórczo rozwinięte przez Amplitude. Widać to już na poziomie makro. Nasze imperium budujemy podobnie jak w "Cywilizacji" – co jakiś czas wypuszczamy osadnika, który kolonizuje nowe tereny. Jest tylko jeden szkopuł. Mapa podzielona jest na prowincje, niczym w np. "Rise of NationsW danej prowincji może być tylko jedno miasto. Argument twórców sprowadza się do tego, że w klasycznych grach tego typu mogliśmy stawiać miasta co pięć-sześć heksów i tym samym w połowie rozgrywki ginąć w mikrozarządzaniu imperium. Zredukowanie liczby posiadanych miast nie prowadzi jednak do uproszczenia rozgrywki. Wręcz przeciwnie, otwiera nowe taktyki. Gdy postawimy miasto w jakimś terenie, to tak naprawdę początek drogi. Powinniśmy wyeksploatować dostępne surowce naturalne (stawiając na odpowiednich polach fabryki), postawić strażnice, wreszcie zrobić coś z rasami neutralnymi.



Siedem startowych ras to wciąż nie wszystko. Początkowo może dziwić ograniczona liczba jednostek przypadająca na rasę. Jest ich cztery. Cała rzecz w tym, że każdego żołnierza (nie tylko bohaterów!) wyposażamy w ekwipunek. A do tego dochodzą neutralne frakcje. Tych jest kilkanaście. I już robi się tłoczno.

Neutralni nie spoczywają na laurach. Nawet jeśli nie wisi nad nami zagrożenie w postaci innego imperium, dobrze mieć w pogotowiu choć kilka jednostek poza zwiadowcami, gdyż po mapie wciąż kursują demony, centaury i inne pokręcone potwory. Wszystkie możemy zasymilować, o ile przekupimy ich siedlisko, wykonamy dla nich misję bądź – z braku cierpliwości – puścimy ich z dymem.



Mimo że "Endless Legend" posiada tutorial, tak naprawdę istotna jest ta pierwsza, prawdziwa rozgrywka. Interfejs jest bardzo minimalistyczny, a przy okazji świetnie rozpisany. Nawet jeśli z początku nie bardzo ogarniamy wszystkie ekrany zarządzania, szybko uczymy się odnajdywania interesujących nas danych.

Wizualnie "Endless Legend" to majstersztyk. I nie chodzi o efekty graficzne, bo choć jest czytelnie, to trudno mówić o wizualnej rewolucji. Sedno piękna leży jednak w estetyce. Każda rasa, jednostka czy teren są dopracowane do granic możliwości. 



Czy "Endless Legend" nie ma luk? Czy to strategia idealna? Nie do końca, choć czarnym charakterem jest tu głównie lokalizacja. Polska wersja językowa jest niezła, ale z niewiadomych powodów... dziurawa. Od czasu do czasu wyskakują angielskie napisy bądź losowe ciągi liter. Trudno też mówić o totalnej rewolucji w gatunku, choć "Endless Legend" stawia poprzeczkę bardzo wysoko. I gdy już się zacznie, ciężko skończyć przed świtem.

Moja ocena:
9
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje