Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

6,50 PLN za godzinę

"Najlepszy serial science fiction anime wszech czasów" – po tak skromnej zapowiedzi, odczytanej z pudełka, ciężko było oprzeć się wyzwaniu. Od razu napiszę, że rzeczywiście ta ocena w moim wypadku, do pewnego stopnia, okazała się prawdziwa – faktycznie jest to najlepszy serial s-f anime, jaki kiedykolwiek widziałem. Ale, skoro o tym mowa, muszę zaznaczyć, że to jak dotąd jedyny serial s-f anime, jaki oglądałem...

Zacznę od wyjaśnienia, dlaczego piractwo nadal kwitnie. Kilka razy już chciałem poruszyć temat, ale dopiero teraz naprawdę mam okazję. Weźmy omawiany zestaw DVD, wydany przez IDG Poland S.A.: 9 płytek, cena – w przeliczeniu na złotówki za godzinę oglądania – w miarę znośna, każde DVD ma osobne, płaskie opakowanie, całość w kartonowej obwolucie. Na płytkach serial jako taki, do wyboru wersje językowe (angielski dubbing i japoński, do tego kombinacje polskich napisów), w dodatkach wywiady z twórcami i użyczającymi japońskich głosów aktorami, ponadto opisy postaci i przewodnik po odcinkach – ale do tego trzeba mieć już dobry telewizor, aby odczytać drobny tekst. Na razie fajnie, prawda?

Teraz wyobraźmy sobie, że złamało się prawo, okradło twórców i dystrybutora, ściągając piracką wersję przez Internet. Nie dostało się ładnego opakowania i dodatków (więc nie zobaczyło się, jak wygląda skośnooka aktorka, mówiąca głosem pani Major). Uruchomiło się odtwarzacz, obejrzało materiał bez problemów, ale siedziało się niewygodnie przy biurku, bo oglądało na komputerze.

Oglądanie wersji oryginalnej przebiega natomiast tak: najpierw zniszczyłem estetyczną obwolutę (jakiś imbecyl nie pomyślał o wycięciu z boku takich drobnych półokręgów, żeby łatwiej wyciągnąć z niej opakowania poszczególnych płytek, poza tym obwoluta była sklejona jakimś dwudziestoletnim butaprenem, więc rozsypała się całkiem łatwo). Po uruchomieniu pierwszej płytki musiałem całą wieczność spędzić na dowiadywaniu się, kto objął nad produktem patronat medialny (tak, zbyt długo musiałem szukać między innymi logo Filmwebu) – oczywiście, nie da się przeskoczyć bezpośrednio do menu. Dalej okazało się, że nie potrafię znaleźć opcji wyłączenia napisów (oglądałem z angielskim dubbingiem) – może to tylko moja nieudolność, ale śmiem twierdzić, że opcje dźwięku powinny jednak być idiotoodporne. Dodatki (wywiady w nich zawarte) w pewnym momencie zaczęły zdradzać fabułę przyszłych odcinków – ktoś nie przemyślał, jak należy je rozmieścić na płytach. Tłumaczenie, jak to zwykle w języku japońskim: jakiś współczesny samuraj przez trzy minuty gada, a pod jego twarzą, przez cały ten czas widnieje napis w stylu "wspaniale mi się pracowało z tą ekipąJak zawsze ma się wrażenie, że jednak coś przepadło w przekładzie na polski.



Największą niespodzianką okazała się druga płyta. Za cholerę nie chciała się czytać w moim odtwarzaczu. Widać – DVD wyprodukowane na nasz rynek nie przechodzi żadnej kontroli jakości. Dopiero napęd w komputerze, z wielkim trudem i hałasem, poradził sobie z drugą płytką. Gdy z kolejnymi płytami miałem te same problemy, przeniosłem się z oglądaniem na stałe przed monitor komputera – przy okazji, w programie do odtwarzania DVD na pececie bez problemu udało mi się wyłączyć rozpraszające uwagę polskie napisy.

Zatem apel do dystrybutorów na Polskę: jeśli chcecie, żeby ludzie u was kupowali, zacznijcie dbać o jakość waszych produktów. Przestańcie karać ludzi za to, że zapłacili wam pieniądze za dystrybuowany produkt. Dla odmiany, potraktujcie klientów poważnie. Apel do potencjalnych nabywców: przeprowadźcie się do jakiegoś cywilizowanego kraju. Albo kupujcie w takim kraju płyty (no i odtwarzacz, jeśli cywilizowany kraj znajduje się w innym regionie). Jeśli nie chce wam się jeździć po każde DVD setki kilometrów, poproście kogoś stamtąd o zakup i wysłanie w paczce. Na pewno macie jakiś znajomych na emigracji, niech się wreszcie dezerterzy na coś przydadzą.

Wracając do serialu: przez 26 epizodów oglądamy dni powszednie Sekcji 9 (czegoś w rodzaju naszego CBA – nikt nie wie, na jakiej zasadzie działają, co podlega ich jurysdykcji, ani jakie mają uprawnienia, ale panuje consensus, że nie są zalegalizowaną mafią, tylko "tymi dobrymi"). Sekcja składa się z jednego (sic!) gliniarza i oddziału ekskomandosów, dowodzona jest przez stetryczałego kurdupla i zajmuje się zwalczaniem terroryzmu. Akcja toczy się w roku 2030, ludzie są w mniejszym lub większym stopniu cyborgami, każdy ma na karku poczwórny port USB, technologia jest przyszłościowa, ale wciąż w większości przypadków odróżnialna od magii. Odcinki dzielą się na "stand alone" – pojedyncze historie, niepowiązane ze sobą; oraz "complex" – główną intrygę, przewijającą się przez większość serialu. Poziom jest nierówny – jak to w serialach, jedne epizody są lepsze, inne gorsze, zazwyczaj zresztą ta ocena zależy tylko od gustu widza. Jedne odcinki są przeładowane filozoficznymi przemyśleniami, inne eksplodują akcją, bywa zaskakująco, bywa przewidywalnie... Bohaterowie z jednej strony zawsze mają do powiedzenia coś tak głębokiego i filozoficznego, że woskowina w uszach się topi, a z drugiej strony w zasadzie nie mają życia osobistego, przeszłości i głębi (wyjątkiem jest gliniarz, jako jedyny mający rodzinę). A skoro przy dialogach jestem – są po prostu fatalne. W powieści Dostojewskiego może przejść taki numer, że jedna postać ma kwestię na dwie strony maszynopisu, ale we współczesnym serialu nie powinno mieć to miejsca. Bohaterowie toną w konwersacjach, wykorzystywanych przez twórców jako ekspozycje; jeśli trzeba widzowi wyjaśnić jakąś kwestię społeczną lub techniczną – na pewno przeprowadzą na ten temat dyskusję, albo zgoła zorganizują przewlekłe seminarium.

Od strony technicznej – bez jakichkolwiek zarzutów. Animacja, projekty, dźwięki – wszystko stoi na wysokim poziomie, a można zaryzykować stwierdzenie, że na najwyższym. Muzyka jest doskonała, zgrabnie współgra z wydarzeniami na ekranie – a kiedy mówi to fanatyk prehistorycznego rocka, nienawidzący z całego swego parszywego serca jakiejkolwiek muzyki elektronicznej, to jest prawdziwy komplement, bowiem z rockowych brzmień wiele nie da się na ścieżce dźwiękowej usłyszeć.

Konkluzja jest następująca: choć serial ma kulawe momenty, jest całkiem udany, a jeśli potrafi się ścierpieć gargantuiczne dialogi - większość z tych trzynastu godzin jest spędzona przyjemnie. Największym problemem jest fuszerka osób odpowiedzialnych za produkcję DVD na Polskę – ale jeśli ktoś trafi na niespartaczony zestaw, będzie mieć satysfakcję z zakupu fantastycznie zrealizowanego serialu.


6
Tutaj ignoruję hatemail: kaspar.grauen[at]wp.pl Tutaj narzekam w sposób, który nie kwalifikuje się jako recenzja filmu: http://kaspargrauen.blogspot.com/
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje