Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja serialu

Pozycja nieobowiązkowa

Kiedyś Luke Skywalker pichcił sobie coś w kuchni z Yodą, gdy nagle ten pierwszy wypalił: "Mistrzu! Dlaczego mistrz zawsze mówi w tak dziwny sposób?"Ech, młodości to błędy" - odpowiedział Yoda. "Kiedyś dawno z Wejderem założyłem się. On głośno sapać będzie, ja na wspak mówić mam. I tak w tym trwamy. Nikt z nas przegrać nie chce"Ależ mistrzu. Przecież Wejdera tu nie ma" - słusznie zauważył Luke. "Masz rację! Pieprzę to. Nie będę non-stop gadał jak pomyleniec!" - wykrzyknął Yoda. Na te słowa z garnka obok wyjrzała głowa Wejdera: "Ha ha! Mam Cię! Przegrałeś

Zastanawiam się co jest bardziej abstrakcyjne (a przy okazji śmieszne), czy powyższy dowcip czy fabuła serialu "Jeremiah", dumnie mieniącego się post-apokaliptycznym. Oto bowiem amerykański wirus – jak każdy amerykański wirus – postanowił wykosić populację ziemską, ale tym razem tylko i wyłącznie dorosłych, pozostawiając tym samym wszystkie nastolatki czekające na swój pierwszy cykl menstruacyjny w stanie śmiertelnego napięcia, co jest zresztą w filmie bardzo dobrze wyjaśnione. Pierwsze, co po zagładzie postanowiły zrobić dzieciaczki, to zrównać z ziemią wszystkie biblioteki i szkoły (!). Manewr ten, a także jakże specyficzne i trudne dorastanie nie pozwoliły młodemu społeczeństwu – prócz długoletniej konserwacji broni i zabiegów dentystycznych – nauczyć się korzystać z pozostawionej przez tragedię technologii. Nie przeszkodziło to jednak podzielić się mu na różnorakie frakcje często o zaawansowanym podłożu ideologicznym i socjologicznym: neonazistów, pacyfistów, liberałów, anarchistów, ekologów i tak dalej, i tak dalej, i tak dalej. Ciekawi są na przykład ci pierwsi. Głupi niczym but – jak to każdy neonazista –, czego kwintesencją scena, w której grupa cichociemnych w biały dzień zrzuca z jakiejś szopy pod nogi bandytów laski dynamitu. Nie potrafiący zorientować się co spada na ziemię i skąd, neonaziści dają w popłochu drapaka, pozwalając wydostać się z szopy przetrzymywanej, tym razem rasowej grupie Indian.

Długo by wypisywać wszystkie tego typu bzdety, które są obrazą dla jakiejkolwiek inteligencji na naszej planecie. Nie chodzi zresztą o to, by ten serial w ten sposób punktować, choć można by było, a może i należało skoro to podwaliny nie pozwalające mu sięgnąć wyżej. Skoro to jednak gatunek ambitny i niezwykle specyficzny, należy spojrzeć na dziełko szerzej. Choć to zadanie trochę jak rzucanie bumerangiem – zawsze trzeba będzie powrócić i odwołać się do durnych podwalin.



Jednym z problemów "Jeremiaha" są przede wszystkim postacie. To głównie one – obok nielogicznych scen – nadają temu serialowi kontrastu i nie pozwalają zwrócić uwagi na potencjał jaki w nim tkwił. Gatunek, który reprezentuje serial powinien raczej jak najszerzej omijać praworządną estetykę. Tymczasem praworządnie dobry okazuje się tu tytułowy bohater (Luke Perry), który kanapką z głodującym się podzieli, i życiem dla odebrania bandytom dwóch cennych baterii R6 zaryzykuje. To wokół niego orbitują wszystkie najważniejsze wątki, które postępują wraz z jego rosnącą szlachetnością. Podobnie wyidealizowany jest jego wierny towarzysz, ciemnoskóry Kurdy (Malcolm-Jamal Warner), a nie inaczej jest z całą galerią postaci drugorzędnych: przywódczyni marketu przypominającą w jednej ze scen nieudolną dominatrix; mało przekonujący lider bandy, próbujący zrobić z siebie boga czy upośledzony chłopak, któremu ciągle wydaje się, że jest superbohaterem. Za dużo tu sztuczności i koloryzowania, za mało pierwotnych instynktów, które powinny się w teorii pojawić po zagładzie. Wszystko w dodatku dość mocno oparte na dychotomii, a to już jeden z największych możliwych grzechów przy tworzeniu świata, w którym trzeba walczyć o każdą łyżkę jedzenia i łyk czystej wody, a miejsce na sprawiedliwość najwęższe z możliwych.

To wszystko nie pozwala rozwinąć się choćby troszkę przytłaczającej atmosferze i powoduje, że "Jeremiah" pozostaje serialem rozgrywającym się tylko w umownym post-apokaliptycznym świecie, pod względem gatunkowym funkcjonuje tylko z założenia. A nie o to chyba do końca chyba powinno chodzić. Serialowi przeszkadza również nadmiar – jak już wspomniałem - często niedorzecznej akcji, który ukierunkowuje serial w stronę taniego kina sensacyjnego, kosztem oczywiście wytworzenia specyficznej atmosfery.

Twórcy chcący stworzyć przyjazne postacie popełnili poważny błąd. Tego unikano przecież w klasykach gatunku, bo i nawet Mad Max czy Terminator z drugiej części nie byli postaciami tak jednoznacznymi, nie wspominając już o prawdziwym mistrzostwie w gatunku, czyli "Falloucie" i jego bohaterach. Owszem, w świecie "Fallouta" nie zabrakło choćby praworządności u postaci niezależnych czy specyficznego humoru, ale były one tylko elementem przerażającego świata, zaimplementowanym dość naturalnie i bez zbędnego przesadyzmu. W "Jeremiahu" wszystko kręci się wokół tego, choćby dlatego że głównego bohatera oglądamy przez większość czasu.

Serialowi w ramach gatunku daleko nawet do przeciętnego poziomu i absolutnie nie polecam go zainteresowanym. Wyidealizowane postacie, durna akcja, zbyt pozytywna atmosfera powodują, że zrujnowany świat okazuje się nieciekawy i mało przyciągający. Tym bardziej, że oryginalne wyjście fabularne przefiltrowane przez scenariusz i zdjęcia przekształca ją ostatecznie w historię niedorzeczną.

Moja ocena serialu:
2
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje