Piotr Czerkawski

Wariacje Kunderowskie – żegnamy autora "Żartu"

Hotspot
/fwm/article/Wariacje+Kunderowskie+%E2%80%93+%C5%BCegnamy+autora+%22%C5%BBartu%22+FILMWEB-151467 Getty Images © Eamonn M. McCormack
Filmweb A. Gortych Spółka komandytowa
https://www.filmweb.pl/fwm/article/M%C4%99%C5%BCczy%C5%BAni%2C+kt%C3%B3rzy+nienawidz%C4%85+kobiet-114471
HOTSPOT

Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet

Podziel się

Kobiety z zeszytów Marvela biorą sprawy w swoje ręce, ale kino i telewizja niechętnie dokumentują ich emancypacyjne zmagania.

Podobnie jak większość publicznie dostępnych sieci i ten HOTSPOT nie jest szyfrowany: przeczytacie tu o wszystkim, czym aktualnie żyje kino, o sprawach aktualnych i tych z nieograniczonym okresem przydatności, szeroko komentowanych i niesprawiedliwie pomijanych, zjawiskach przecenionych i tych, których przecenić nie sposób. Na gorąco. W punkt.

***

Kobiety z zeszytów Marvela biorą sprawy w swoje ręce, ale kino i telewizja raczej niechętnie dokumentują ich emancypacyjne zmagania. Czy Jessica Jones, Hope Pym i Czarna Wdowa mają szansę to zmienić?

Jessica i jej siostry

Jakieś piętnaście lat temu na biurko Billa Jemasa z Marvel Comics trafił scenariusz pióra Briana Michaela Bendisa. "Fuck" – brzmiało (nie)sławne pierwsze słowo widniejące na zadrukowanych kartkach. I choć wydawałoby się, że Jemas nie takie rzeczy już czytał, jego wydawnictwo jeszcze nigdy nie wydrukowało dymku z TYMI czterema literami. Jakby tego było mało, jeszcze w tym samym zeszycie główna bohaterka miała zaliczyć parę upojnych chwil z mięśniakiem do wynajęcia Lukiem Cage'em. Jemas szybko zdał sobie sprawę z powagi sytuacji. Stwierdził, że choćby miał stanąć na głowie, wydrukuje komiks.

Legenda głosi, że Jessica Jones – była superbohaterka, obecnie prywatna detektyw – w pojedynkę przekonała Marvel Comics o konieczności utworzenia imprintu publikującego utwory "tylko dla dorosłych".  Nazwisko Bendisa pojawiło się na okładce pierwszego numeru serii "Alias" pod koniec 2001 roku, inicjując nową linię wydawniczą MAX. Zaraz po niej wystartowały inne tytuły, choćby "Rawhide Kid", pierwszy komiks od Marvela z otwarcie gejowskim bohaterem, na dodatek kowbojem. Zaś sama Jessica nie była taka jak jej nadal paradujące w trykotach koleżanki; lubiła fajki, łychę i seks, a Bendis rozpisywał się o zwyczajności jej życia pośród niezwyczajnych ludzi. Co też oczywiste – i należałoby tę oczywistość uwypuklić – panna Jones jest kobietą.

Nie byłbym fair, pisząc, że potrzeba było imprintu MAX, aby nareszcie jakaś bohaterka ze stajni Marvela mogła uwolnić się z gorsetu seksizmu nałożonego na nią jeszcze w latach sześćdziesiątych – krępowano nim wówczas obdarzone nadludzkimi mocami niewiasty o jędrnych pośladkach i dorodnych biustach. Faktem jest jednak, że bez Jessiki Jones komiksy Marvela wyglądałyby inaczej. Kto wie, czy bez niej doczekalibyśmy się choćby nowej Ms. Marvel, nastoletniej Kamali Khan, amerykańskiej muzułmanki o śniadej cerze, a wydawnictwo w ciągu ostatniego roku czy dwóch nie zdecydowałoby się na wypuszczenie aż kilkunastu nowych serii z kobietami w roli głównej?

Należałoby przy tym podkreślić, że to nie żadne marketingowe triki skrojone pod polityczną poprawność – kolejne zeszyty z Ms. Marvel o pakistańskich korzeniach schodziły jak świeże bułeczki, a pierwsze numery komiksu z kobietą-Thorem sprzedawały się o 30% lepiej niż te z nordyckim przystojniakiem. Zresztą panie stanowią niemal połowę całego czytelniczego grona w Stanach Zjednoczonych. Wygląda na to, że cosplay nie wziął się przecież jedynie z potrzeb estetycznych i nie jest to klientela, którą można po prostu zignorować. I choć nadal Marvelowi zdarzają się niefortunne wpadki, jak pamiętna okładka ze Spider Woman narysowana przez Mila Manarę, to przez odkładający się latami gruby osad testosteronu zaczynają przebijać się kolejne superbohaterki. Pytanie oczywiście, jak – i dlaczego nieadekwatnie – na tę rewolucję reaguje współczesne kino.

Bogowie i "potwory"

Całkiem niedawno spore zamieszanie wywołały maile wymienione przez Ike'a Perlmuttera, szefa Marvel Entertainment, oraz Michaela Lyntona, bossa Sony Entertainment, które ujrzały światło dzienne po ataku hakerskim na Sony. Panowie korespondowali na temat potencjału filmów o superbohaterkach. Perlmutter, nastawiony cokolwiek sceptycznie do podobnego pomysłu, na poparcie swojej tezy o braku konieczności kręcenia takowych "pierdółek", podał nieudowadniające absolutnie niczego przykłady komercyjnych klęsk "Elektry" czy "Supergirl", całkowicie ignorując czynniki, które były przyczynami takiego stanu rzeczy, oraz, oczywiście, nie biorąc pod uwagę podobnych wpadek z facetami w rolach głównych. Przymknął również oko na fakt, że nieprzypadkowo to "Strażnicy galaktyki" oraz "Avengers" cieszyły się niezłą popularnością właśnie wśród pań, w przeciwieństwie do pozostałych hitów wyprodukowanych przez jego firmę. Na nieszczęście dla Marvela – tym razem filmowego – afera ta wypłynęła niedługo po tym, kiedy podniósł się krzyk o brak wizerunku Czarnej Wdowy na licencjonowanych produktach "Avengers: Czasu Ultrona"; oczywiście poza płatkami śniadaniowymi, chipsami i przyborami szkolnymi, które mamy kupują swoim pociechom. Za fankami wstawił się nawet filmowy Hulk, Mark Ruffalo, który całą sytuację uznał za żenującą.
W Marvel Studios nakręcono już kilkanaście blockbusterów i główną bohaterką żadnego z nich nie była kobieta.
Bartosz Czartoryski

Szybko doszło do reakcji łańcuchowej. Okazało się bowiem, że na półkach z gadżetami ze "Strażników Galaktyki" łatwiej znaleźć figurkę z Johnem C. Reillym niż z Zoe Saldaną, koledzy Scarlett Johansson z planu, Chris Evans i Jeremy Renner, robili sobie wybredne jaja z rzekomej rozwiązłości Czarnej Wdowy, a na reżysera/scenarzystę Jossa Whedona posypały się gromy za stereotypowe przedstawienie flagowej heroiny Marvela, który miał obarczyć ją problemami, jakie "tylko facet mógłby wymyślić". Chodziło o monolog Natashy Romanoff, która określiła się mianem "potwora", gdyż za młodu poddano ją sterylizacji. Co ciekawe, feministyczne działaczki jak Anita Sarkeesian czy Alyssa Rosenberg wstawiły się za Whedonem.

Swojego czasu pod ostrzałem znalazł się także Kevin Feige, szef Marvel Studios i człowiek odpowiedzialny za kształt całego filmowego uniwersum wykreowanego przez wytwórnię. Nie może to dziwić, skoro pod jego czujnym okiem nakręcono już kilkanaście blockbusterów i główną bohaterką żadnego z nich nie była kobieta (pierwszy, "Captain Marvel", trafi na ekrany dopiero w 2018 roku), a te, które już się na ekranie pojawiały, częściej były ratowane, niż ratowały. Feige bronił się, podając za przykład Pepper Potts ("Iron Man") i Jane Foster ("Thor"), które ze stereotypowych dam w opałach faktycznie zamieniły się w pewne siebie kobiety, ale już Hope Pym w "Ant-Manie" przez dwie godziny narzeka, że to ona powinna wziąć się za ratowanie świata, a nie Scott Lang. I słusznie, bo jest gotowa do akcji, tylko nadopiekuńczy ojciec powstrzymuje ją przed wkroczeniem do akcji. Ba, nawet bogini Sif z "Thora" chodziła przez pół filmu z iście dziewczyńskim fochem, bo Jane odbiła jej faceta. Feige uspokaja jednak, że Hope zobaczymy w kolejnych filmach z Avengers. Zapewne gdzieś za szerokimi barkami Hulka i tarczą Kapitana Ameryki.

Jedna jaskółka…

Zanim Nicole Perlman i Meg LeFauve ukończą swój scenariusz do filmu o Captain Marvel, produkowany przez Netflix serial z Jessicą Jones – rolę tytułową dostała Krysten Ritter – doczeka się zapewne kolejnego sezonu albo i dwóch, a niesforne dziecko Briana Michaela Bendisa przetrze szlaki kolejnym paniom czekającym na swoją kolej. Reakcje amerykańskich dziennikarzy, do których trafiły już pierwsze odcinki, są jednoznacznie entuzjastyczne, a wystawiane serialowi oceny nie odbiegają od tych, które przyznano "Daredevilowi".
Krysten-Ritter-as-Jessica-Jones-in-Jessica-Jones.jpg

Scenarzystką jest zresztą kobieta, Melissa Rosenberg, bodajże od pięciu lat pukająca od drzwi do drzwi i za każdym razem odprawiana z kwitkiem. Fakt, że Rosenberg nie mogła dotąd znaleźć dla siebie miejsca, wynika z wielu przyczyn, a jedną z nich jest pewna istotna zmiana fabularna. Otóż zleceniodawca Jessiki będzie zleceniodawczynią. Innymi słowy: Jeryn Hogarth stał się Jeri Hogarth, co nie pozostanie zapewne bez wpływu na miłosne przypadki panny Jones. Rzecz jasna nie ma co popadać w zbytni entuzjazm, bo do parytetu jeszcze daleka droga i póki co panie mogą liczyć co najwyżej na poszerzone role w sequelach kolejnych filmów Marvel Studios. Dobrze jednak wiedzieć, że na horyzoncie pojawiła się przynajmniej jedna jaskółka. Jakby to powiedziała Hope Pym, nareszcie zyskując ojcowskie pozwolenie na superbohaterszczyznę: "Najwyższy, cholera, czas".
64