Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Camerimage: Kobiety bohaterkami trzeciego dnia festiwalu

Filmweb / autor: Marcin Pietrzyk / 27-11-2007 10:38
Trzeci dzień Festiwalu Sztuki Operatorskiej Plus Camerimage 2007 w Łodzi minął pod znakiem kobiecych bohaterek. Co jednak ciekawe, tylko jeden z filmów pokazanych w Teatrze Wielkim został zrealizowany przez kobietę. W pozostałych przypadkach losami heroin kierowali mężczyźni.

Tym wyjątkiem był obraz Doroty Kędzierzawskiej "Pora umierać". Film, który zdobył cztery wyróżnienia na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, bierze udział w konkursie głównym oraz polskim łódzkiej imprezy. O "Pora umierać" pisaliśmy już na stronach Filmwebu wielokrotnie, zainteresowanych odsyłam chociażby do naszej recenzji. Teraz chciałbym powiedzieć słów kilka o samych zdjęciach. Ich autorem jest Artur Reinhart nie po raz pierwszy pracujący z Dorotą Kędzierzawską. Tym razem operator do spółki z reżyserką postawili na czarno-białe, proste z pozoru zdjęcia. Jednak za tą prostotą kryje się poetycka wrażliwość, która sprawia, że na całą historię patrzymy jak na impresję natchnionego barda. Główna bohaterka, jej pies, dzieci z sąsiedztwa, syn marnotrawny, a wreszcie sam dom nabierają ducha, stają się wyrazistsze a zarazem niejednoznaczne. Dom staje się miejscem magicznym, wspomnienia ożywają, pies jest pełnoprawną, inteligentną postacią, a sama bohaterka osobą z krwi i kości, a jednak już powoli coraz mniej obecną tu i teraz. W porównaniu z pozostałymi pracami konkursowymi, Reinhart nie ma powodów do wstydu.

Wydarzeniem trzeciego dnia festiwalu nie był jednak pokaz filmu Doroty Kędzierzawskiej, lecz premiera najnowszego obrazu Anga Lee "Ostrożnie, pożądanie!" ze zdjęciami Rodrigo Prieto. Niestety operatora, który zdobył za ten film nagrodę w Wenecji, nie było tym razem w Łodzi. Piszę "tym razem", gdyż Prieto to stary bywalec festiwalu Camerimage: w 2000 roku zdobył Złotą Żabę za zdjęcia do "Amores Perros", zaś w 2004 Srebrną Żabę za "Aleksandra". Godnie go jednak reprezentował sam reżyser Ang Lee, który został owacyjnie przyjęty przez zgromadzoną na festiwalu publiczność.

W krótkim wstępie przed projekcją reżyser powiedział, iż film powstał na bazie opowiadania znanej i cenionej w Chinach współczesnej pisarki Eilee Chang. Lee przyznał, że opowieść Chcang wzbudziła w nim fascynację ale i lęk. W historii tej patriotyzm łączy się w sposób nierozerwalny z kobiecą seksualnością, o czym normalnie się nie mówi, co zakrywa sfera tabu. Według Lee jest jednak zarazem obraz o przyjmowaniu obcej tożsamości, o grze, która staje się, bądź odsłania, prawdziwą naturę człowieka. To z kolei jest reżyserowi temat bardzo bliski i dlatego też film postanowił zrealizować.

Na konferencji prasowej po seansie Ang Lee stwierdził, że "Ostrożnie, pożądanie!" to film, który wynikał z pragnienia realizacji obrazu ilustrujący kulturę chińską, o jakiej słyszał od swoich rodziców. To obraz nieco romantyczny, melodramatyczny wręcz, przesycony nostalgią za tym, jak kiedyś było. Dziś, zdaniem Lee, Chiny już za bardzo się zmieniły, by przedstawiony w jego filmie obraz odczytywać inaczej jak tylko wspomnienie. Według reżysera "Ostrożnie, pożądanie!" to obraz bardzo chiński, którego nie wszystkie aspekty będą zrozumiałe dla zachodniego widza. Jednak sama historia jest uniwersalna i Lee to wykorzystał. Inspiracją dla kształtu filmowej opowieści Ang Lee szukał przede wszystkim w kinie noir lat 40-tych, zaś rolą operatora było znalezienie dla dawnej stylistyki nowej, wypełnionej kolorami formy. Reżyser zresztą nie szczędził pochwał dla Prieto oraz dla całego zespołu kamerzystów odpowiadających za wizualną stronę przedsięwzięcia.

A film? Jest to historia kobiety, utalentowanej aktorki, która nieco przez przypadek trafia do grupy zaangażowanych politycznie studentów. Jest koniec lat 30-tych i kolejne połacie Chin trafiają w ręce japońskiego okupanta. Studenci tworzą kółko aktorskie i wystawiają patriotyczne sztuki, by wzmocnić chińskiego ducha oporu. Już wkrótce to im nie wystarczy i postanowią działać bardziej drastycznie - zechcą zlikwidować ważną figurę w administracji kolaborującego z japończykami rządu. Ich pierwsze próby będą mocno naiwne i nie przyniosą rezultatu. Jednak kilka lat później, u szczytu potęgi Japonii, plan zacznie być na nowo realizowany. Główna bohaterka zostaje kochanką szefa tajnej policji. Ich relacja jest gwałtowna, czasem brutalna, zawsze przesycona erotyzmem. Kobiecie zdaje się, że jest wystarczająco silna. Jednak raz rozbudzona seksualność, zaczyna płonąć coraz silniej. W jej duszy rozpoczyna się walka obowiązku z pragnieniami serca i duszy.

"Ostrożnie, pożądanie!" to obraz niezwykle zmysłowy, przesycony podskórnym erotyzmem. Piszę podskórnym, pomimo iż w filmie jest kilka odważnych scen erotycznych. Są one bowiem tylko widzialnym efektem znacznie potężniejszych sił, jakie wiążą ze sobą główne postaci dramatu. Prieto tworzy wysmakowane, intymne obrazy, które niczym szkło powiększające wzmacniając uczucia bohaterów. Jest to zarazem wspaniały, choć sentymentalny obraz Chin sprzed 60-70 lat. Choć wojna jest wszechobecna, jest w tym filmie sporo piękna, życia, jakie trwa pomimo, a może właśnie z powodu okupacyjnego terroru i biedy. Lee wraz z operatorem bardzo dobrze oddają ducha tamtych lat, ożywiając świat, który autorce opowiadania był bardzo dobrze znany (sama mieszkała w Hongkongu i Sznaghaju pod okupacją japońską).

Jedyną wadą "Ostrożnie, pożądanie!" jest jego długość? choć pewnie nie dla wszystkich. Momentami miałem wrażenie, że Lee jest tak zakochany w obrazach, jakie tworzy, w Chinach jakie pokazuje, że wbrew rozsądkowi przeciąga sceny, które nic nie straciłyby na swej mocy, gdyby były trochę krótsze. Również relacja pomiędzy dwójką głównych bohaterów zdaje się być w jakiś sposób niepełna. Fascynująca, lecz zarazem nie wykorzystana do końca. Z tych powodów "Ostrożnie, pożądanie!" nie mogę nazwać arcydziełem. Jest to niemniej jednak kawał naprawdę bardzo dobrego kina.



Rozczarowała za to kolejna konkursowa propozycja, czyli "Elizabeth: Złoty wiek" Shekhara Kapura. Film opowiada o Elżbiecie w okresie przełomowym dla jej panowania. Jest protestancką królową, jej kontrkandydatka, katoliczka Maria pozostaje w więzieniu, zaś król Hiszpanii spiskuje, by ją usunąć. Elżbieta otoczona jest przez wrogów i popleczników, lecz przyjaźń czy miłość to rzeczy obce, choć bardzo potrzebne jej duszy.

Film Kapura ma być opowieścią o ciężarze władzy, poświęceniu i piętnie bycia niezależną, pewną siebie osobą, w której rękach leży los całego narodu. Trudno jednak brać film na poważnie, kiedy sama fabuła jest mocno przejaskrawiona. "Elizabeth: Złoty wiek" to raczej baśń do dobrej królewnie, która musi zmagać się z okrutnym czarodziejem w postaci demonicznego władcy konkurencyjnego imperium. Całość przepełniają bajkowe postaci: astrolog, stary mentor, dzielny i przystojny marynarz i pokojów, jedyna przyjaciółka. Pełno jest w filmie magicznych momentów, czy wręcz cudów i tylko od czasu do czasu prawdziwy dramat Elżbiety wybija się na pierwszy plan - głównie za sprawą znakomitej roli Cate Blanchett, która udowadnia, że wielką aktorką jest.

"Elizabeth: Złoty wiek" to obraz niezwykle nierówny. Chwilami wznosi się na niebotyczne wysokości prawdziwego i niczym nieskrępowanego piękna, by chwilę potem upaść boleśnie na twardą glebę miernoty. Często dzieje się to w mgnieniu oka. Oto mamy scenę rannych i umierających w wielkiej bitwie marynarzy - jest moment piękny w swym okrucieństwie, wzruszający, ba poruszający. Tuż potem jest scena komenderującego marynarzami Clive'a Owena scena komiczna w swej nieudolności i topornej sztuczności.

Tak jest i z muzyką i niestety również ze zdjęciami, za które odpowiada Remi Adefarasin. Niektóre kadry zapierają dech w piersiach. Kiedy widzi się stojącą na klifie Elżbietę a niebo i wodę rozświetla pożoga, chciałoby się krzyknąć, by zatrzymano film i pozwolono w nieskończoność cieszyć się tym wysmakowanym pięknem. Jednak momentami piękno przytłacza, zaś stosowane w nadmiarach sztuczki męczą. Szkoda, potencjał był w obrazie naprawdę wielki. Mimo to chciałbym, żeby więcej twórców rozczarowywało mnie w ten sposób.

Uczestnicy festiwalu Plus Camerimage mieli w środę okazję zapoznać się z jeszcze jedną kobiecą historią zrealizowaną przez mężczyznę, choć już poza konkursem. Chodzi oczywiście o "Pokutę" w reżyserii Joe Wrighta. Twórca jednej z ostatnich adaptacji "Dumy i uprzedzenia" najwyraźniej rozwija się jako reżyser. "Pokuta" jest jego najdojrzalszym dziełem, obrazem dobrze przemyślanym i sprawnie zrealizowanym.

Jest to historia dziewczyny, która jako 13-lata jednym zdaniem określiła los dwójki bohaterów. Robbie i Cecillia zakochali się w sobie, lecz ich losy zostały rozdzielone, kiedy Briony fałszywie oskarża Robbie'ego o gwałt. Od tego momentu cała trójka żyć będzie z brzemieniem zdarzeń z tej jednej straszliwej chwili. "Pokuta" to historia o tym, co jest i co mogło by się wydarzyć.

Wright bardzo dobrze czuje tekst oryginału nasycając film typowym dla filmu brytyjskiego humoru, ironią i ciepłym stosunkiem do swoich bohaterów. Brakuje jedynie pewnej 'metafizyki' jeśli chodzi o relację pomiędzy dwójką głównych bohaterów. Ich uczucie zdaje się bardziej deklarowane, niż przeżywane. Z całej trójki to aktorskiej to grająca młodą Briony Saoirse Ronan najbardziej przykuwa uwagę widza, jak również jej starsza wersja, czyli Vanessa Redgrave w krótkim, lecz jakże ważnym epizodzie.

Camerimage to jednak nie tylko pokazy filmowe. To również warsztaty, seminaria, prezentacje. Wśród nich w poniedziałek jednym z ciekawszych okazało się spotkanie Mike'a Figgisa ze studentami. Ten znany reżyser bywa gościem festiwalu już od jakiegoś czasu i zawsze spotyka się z przyszłymi twórcami filmowymi. Tym razem starał się zainspirować studentów szkół filmowych, by przestali oglądać się na stary świat filmowy i zaczęli korzystać w pełni ze swobody i możliwości, jakie niesie ze sobą cyfrowa rewolucja. Próbował przekonać zebranych słuchaczy, że przemysł filmowy żyje z tworzenia ikon, które można następnie powielać, naśladować i uwiecznić w czasie, by korzystać z nich bez końca. Figgis twierdzi jednak, że o tym co dobre i wartościowe nie powinni decydować producenci. Sztuka powinna być bliższa ludziom i ich doświadczeniom. Czy studenci przyjęli sobie do serca uwagi Figgisa okaże się dopiero za kilka lat.

A we wtorek w Teatrze Wielkim kolejne trzy projekcje konkursowe: "Sztuczki", "Opium" i "Sleuth" oraz poza konkursem pokaz premierowy "American Gangster". Oczywiście to zaledwie kilka propozycji z bogatego programu festiwalowego, który sprawi, iż nawet w przysypanej śniegiem Łodzi chętnych do spotkania z dziełami X Muzy nie zabraknie.

Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

Najnowsze Newsy