Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

33 genialne sceny

Piszę o tym filmie drugi raz. Za pierwszym razem zrobiłem to źle: zacząłem pisać świeżo po seansie, skutkiem czego po głowie chodziło mi tysiące przemyśleń, w uszach brzmiały dialogi, w oczach stało setki scen. I tak przez tydzień. Aż do dzisiaj... Chyba jestem gotów. 

Tematem filmu jest śmierć. Tematem filmu jest podejście do śmierci. Tematem filmu jest próba radzenia sobie ze śmiercią – tak pokrótce można by spróbować go streścić. Owszem, fabułę jako taką posiada: matka Julii, uznana pisarka kryminałów, jest chora na raka, w wyniku czego – umiera. Jednak jest to tylko szkielet całości, na której reżyserka bynajmniej się nie zatrzymuje: brnie dalej. Gałęziami staje się rodzina matki, korzeniami: ambicje twórców. 

Jest to film dojrzały, bezwstydny – nie ugrzecznia, nie koloryzuje, przedstawia rzeczy, jakimi są, nie boi się tego. Nie stroni od nagości, nie odwraca wzroku. Nie wpisuje się w schemat, nie kieruje się ku masowemu odbiorcy. Szuka w tłumie, znajduje i daje po głowie w najmniej odpowiednim momencie. Daje ujście wielkim oczekiwaniom, pragnieniu czystej sztuki, ładuje do pełna poczucie dumy z własnego kraju. Ten film to co najmniej ewenement, w najlepszym razie: najlepszy film kilku ostatnich lat, jednocześnie należący do ścisłej, światowej czołówki w ogóle. 
Reżyserka szkicuje sytuację rodziny wobec śmierci: czegoś tragicznego, wyznaczającego pewne granice wspomnień i nastrój najbliższych tygodni, naznaczającego kilka następnych lat... Tylko w jaki sposób? 



Okazuje się, że śmierć jest okropna, jeszcze bardziej niż się może wydawać – nie dlatego że trzeba patrzeć na czyjeś cierpienie, tylko dlatego, że nie wiesz, co wtedy czuć. Osoba leżąca przed tobą w agonii budzi niezbyt przyjemne wspomnienia... Te lata dzieciństwa... Ale po prostu nie potrafisz myśleć o niej źle. Dlaczego? Bo nie wypada? 

Zbrodnią byłoby myślenie o sztuce tylko pod względem treści w niej zawartej. Bo jakim cudem można by pominąć to, co tu wyprawia chociażby kamera? W większości wypadków nieruchoma, statyczna, wykonująca co najwyżej lekkie obroty, zawsze jednak będąca w centrum wydarzeń, poprowadzona z niebywałą lekkością i precyzją. Długie, pełne ujęcia, przywodzące na myśl filmy Tarkowskiego (sztuczki z lustrem). Aktorzy poprowadzeni z wyczuciem, pazurem. 

Oczywiście, filmowi do arcydzieła brakuje – ale co to za sztuka zrobić genialny filmem bez wad? Sztuką jest oczarowanie widza mimo niedociągnięć. Można zarzucić, że w pewnym momencie zmierza zbyt niebezpiecznie w stronę groteski, że momentami potrafi się zapomnieć, w końcu zawsze jednak znaleźć drogę powrotną. Ale jak to się ma wobec tego bezcennego uczucia na napisach końcowych: „Ja chcę jeszcze!”? 

Ten film, mimo młodego wieku, ma mocne korzenie. Nie przeminie, będzie twardo trwać w czasie. Przetrwa, będzie punktem odniesienia do wielu przyszłych pokoleń filmów – nie tylko polskich, ale i na skalę światową. Wierzę w to. Ten film mnie przekonał.


Moja ocena:
8
Mam nadzieję, że znajdziecie dziś jakiś film albo serial, który pokochacie. Zapraszam na bloga: http://garretreza.pl
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje