Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

Podróż do królestwa Id

Jeśli wierzyć temu, co na spotkaniu z widzami powiedział reżyser "Bestii" Christoffer Boe, jego najnowszy obraz jest próbą odarcia miłości z przesłodzonego kostiumu znanego z komedii romantycznych i romansów. I oczywiście jest to prawda. Jednak dla tych, którzy znają wcześniejszą twórczość Duńczyka, jego nowe dzieło będzie czymś znacznie większym i ważniejszym.

W swojej podstawowej warstwie fabularnej "Bestia" jest historią związku Bruno i Maxine. Związek ten jest pełen namiętności, co jest jego błogosławieństwem, ale i przekleństwem. Na wysokich emocjonalnych obrotach nie można bowiem zbyt długo funkcjonować, tymczasem Bruno jest tak zachłanny w swoim uczuciu, że nie cofnie się przed niczym, by zaspokoić głód miłosnej obsesji. Osaczona Maxine z jednej strony jest niczym żaba zahipnotyzowana przez węża, z drugiej znalazła sobie już nieco bardziej przyziemnego i przewidywalnego kochanka.



Jednak ten, kto próbuje odbierać dzieło Boego w sposób dosłowny, skazuje się na ogromny ból głowy. Fabuła nie ma bowiem charakteru linearnego. Nigdy nie jesteśmy do końca pewni tego, co się wydarzyło naprawdę, a co jest jedynie wytworem chorej wyobraźni. Straszliwą zagwozdkę sprawi widzom zakończenie, jeśli naprawdę poszukują zero-jedynkowej odpowiedzi. U Boego liczy się bowiem reakcja emocjonalna i intelektualna na obrazy, a nie sama historia. Zamiast Maxime i Brunona na ekranie mogliby się pojawić inni ludzie w zupełnie odmiennym otoczeniu. Liczy się tylko i wyłącznie przekaz meta, a ten jest dość czytelny. Miłość ma tu charakter nienasyconego głodu, jest reakcją nie tylko psychiczną, ale i fizyczną. Forma ma po prostu być jak najbardziej sugestywna, byśmy mogli sami na sobie odczuć to, co jest indywidualnym, a przez to niedostępnym innemu człowiekowi, doświadczeniem.

"Bestia" idealnie wpisuje się w ciąg obrazów Boego, tworząc jeden wielki fresk o wielu poziomach interpretacyjnych. Reżyser obsesyjnie powraca do swych ulubionych wątków: związku twórcy z jego dziełem, konfrontowanie braku obiektywnej rzeczywistości ze spójnością wewnętrznego przeżycia, niemożliwością wiecznej (a przynajmniej długotrwałej) miłości. Najnowszy film najbardziej odwołuje się do "Rekonstrukcji", "Offscreen" i "Wszystko będzie dobrze". Znana z tamtych filmów konstrukcja została pokazana znów z innej perspektywy i wzbogacona o nowe elementy.

Nawet jeśli istnieje ryzyko, że nie zrozumiecie filmu Duńczyka lub że wzbudzi Wasze głębokie zmieszanie, i tak zachęcam Was do obejrzenia "Bestii". Boe jest estetycznym geniuszem. W jego filmach zdjęcia zawsze są na najwyższym poziomie. Praca kamery sprawia, że granica intymności staje się niezwykle cienka, tak że możemy dotknąć nagich, nieokiełznanych emocji. Jest to świat mroczny, odurzający i zachwycający. Nie bez powodu czysty rezerwuar ludzkich uczuć znajduje się w królestwie Id. Człowiek oszalałby, gdyby miał kontakt z surowymi, nieułożonymi emocjami. "Bestia", podobnie jak wcześniejsze filmy Boego, jest niczym safari po ziemiach Id. To podróż niebezpieczna, ale jedyna w swoim rodzaju, dlatego warto się w nią udać.

Moja ocena:
8
Marcin Pietrzyk
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje