W swoim najnowszym filmie "Spójrz mi w oczy" Lana Wilson, amerykańska reżyserka i producentka, odwiedza gabinety jasnowidzów, przyglądając się nie tyle samemu fenomenowi zjawiska, ile demaskując
W swoim najnowszym filmie "Spójrz mi w oczy" Lana Wilson, amerykańska reżyserka i producentka, odwiedza gabinety jasnowidzów, przyglądając się nie tyle samemu fenomenowi zjawiska, ile demaskując nieprzepracowane traumy i lęki zarówno osób oferujących usługi z zakresu parapsychologii, jak i ich klientów. W tej relacji szuka znamion procesu psychoterapeutycznego, możliwości zaklejenia niewidzialnym plastrem ciągle żywych ran.
Pragnieniem każdego, kto stracił ukochaną osobę, szczególnie w nagłych, trudnych do przewidzenia okolicznościach, jest możliwość odbycia choćby jeszcze jednej rozmowy pozwalającej na pożegnanie, wypowiedzenie ostatni raz ważnych słów. Bywają sytuacje, w których nawet ci twardo stąpający po ziemi, racjonalni analitycy rzeczywistości i poszukiwacze empirycznych dowodów ulegają pokusie skorzystania z pomocy medium. W końcu nie tyle o wiarę w nadprzyrodzone, niemożliwe do udowodnienia za pomocą szkiełka i oka umiejętności tutaj chodzi, ale o samą ułudę, że drzwi między życiem i śmiercią jeszcze się nie zamknęły, że przeszłość nie odcięła się grubą kreską od teraźniejszości. W związku z tym Wilson po badanym przez siebie obszarze porusza się z niezwykłą subtelnością: ani przez chwilę nie wartościuje opisywanego świata – nie szydzi ani ze swoich bohaterów, ani z osób ich odwiedzających, nawet jeśli te chcą dowiedzieć się, co myślą o nich ich zwierzęta. Tak, mediumiczne zdolności mogą być ukierunkowane także na kontakt z czworonożnymi przyjaciółmi – żywymi lub nie.
Amerykańska reżyserka już w swoim filmie z 2017 roku, "Odejściu" – historii Ittetsu Nemoto, japońskiego buddyjskiego mnicha pomagającego ludziom pogrążonym w głębokiej depresji i mającym myśli samobójcze – przyglądała się tematyce śmierci, ale także kondycji współczesnego człowieka. We "Spójrz mi w oczy" wraca po części do tego tematu, a także do eksplorowania przestrzeni między osobą pomagającą a tą potrzebującą pomocy. Choć samych klientów traktuje jako drugi plan opowieści, pretekst do sportretowania jasnowidzów, z uwagą przysłuchuje się także historiom niepowetowanych strat czy śmierci, które często mimo upływu lat są ciągle aktualne i nie pozwalają o sobie zapomnieć, nawet jeśli nie dotyczą osób najbliższych. Mimo że proces żałoby jest tematem dominującym w trakcie spotkań, Wilson przygląda się także lękom związanym z przyszłością, dotyczącym głównie stabilności zawodowej czy próbom rozwikłania tajemnic z przeszłości, kiedy konwencjonalne metody okazały się niewystarczające.
Crème de la crème stanowią tu jednak osoby zajmujące się szeroko pojętym jasnowidzeniem. Z dekonstrukcji ich codziennego życia oraz wspomnień z dzieciństwa wyłaniają się portrety ludzi doświadczonych przez los, niezaopiekowanych właściwie we wczesnych latach życia, z różnego rodzaju deficytami, podobnie jak ich klienci nierzadko dźwigających ciężar starty najbliższych. To osoby odnajdujące się bardziej w świecie fikcji (niebezpieczna większość z nich to kinomani) niż w rzeczywistości. Być może to właśnie trudne przeżycia pozwalają im dostrzegać tak szybko potrzeby innych i rezonować z nimi w stopniu dającym złudzenie nadprzyrodzonych mocy. A może to jednak kwestia perswazji, bujnej wyobraźni i umiejętności generowania horoskopowych prawd, pasujących do wszystkich i do nikogo, mówienia tego, co ludzie chcą usłyszeć, szczególnie w sytuacji utraty kontroli nad rzeczywistością? W gruncie rzeczy to także nie interesuje reżyserki. Nie traktuje ona swoich bohaterów jak naciągaczy żerujących na cudzym nieszczęściu czy łatwowierności. Skupia się raczej na czystej, psychologicznej obserwacji zmierzającej do zrozumienia przyczyn konkretnych zachowań.
Eseistyczna forma pozwala Wilson wydobyć ze słuchanych opowieści emocjonalne, mięsiste portrety ludzi samotnych, zagubionych, próbujących utrzymać wypadającą im raz za razem z rąk rzeczywistość. Podobnie jak w "Odejściu" pomaganie ma tu wymiar mechanizmu obronnego przed przyjrzeniem się sobie i zadbaniem o własne zdrowie i generuje oczywiste pytanie o to, kto tu tak naprawdę pomaga komu, dla kogo ten proces jest ważniejszy. Czy bycie oparciem, którego w najtrudniejszych momentach własnego życia się nie miało, jest jednak wystarczającym narzędziem samoregulacji? Film otwiera i zamyka znaczeniowa klamra: uścisk medium i klienta, który daje przyzwolenie na ujście emocjom, ale też przybiera kształt uniwersalnej opowieści o nas samych. Czasem bowiem wszystko, czego potrzebujemy, to zrozumienie, wysłuchanie naszych nawet najbardziej irracjonalnych lęków czy potrzeb, bez poczucia bycia ocenianym.