Recenzja wyd. DVD filmu
Dorotka i przyjaciele
Tytułowa bohaterka mieszka na otulonej mgłą, irlandzkiej wyspie. Wśród zielonych pól, krętych asfaltowych nitek i zdradliwych klifów brakuje tylko wielkiego szyldu z napisem: "UWAGA! SKRYWAMY STRASZLIWĄ TAJEMNICĘMieszkańcy mają wyłupiaste oczy, spocone dłonie, stalowe zarosty, niektórym brakuje tylko trzeciego ucha. Nie zabraknie demonicznych pastuchów i okrytej czernią babuleńki z bielmem na oczach. Szkielet wypada z każdej szafy, pod każdym głazem czają się grzeszki z przeszłości. Mając taką konkurencję, "nawiedzona" Dorothy Mills z trudem wyprzedza peleton freaków. Jej opętanie nie jest zaś nawet w połowie tak przerażające i fotogeniczne jak miało to miejsce w przypadku Emily Rose, do której szczwani tłumacze nawiązali. Film Francuzki Agnès Merlet nie straszy. Nie budzi grozy nagłym atakiem krzywej mordy zza krzaka, nie podsyca lęku metafizycznego, wynikającego z bezbronności duszy i kruchości ciała w konfrontacji z siłami nieczystymi. Może jedynie zaniepokoić permanentną atmosferą emocjonalnego chłodu.
Chłodny jest krajobraz, chłodni są tubylcy, najchłodniejsza zaś jest główna bohaterka, oprowadzająca widza po błotnisto-deszczowym świecie. Psychiatra Jane Morton cierpi po śmierci synka. Wyjeżdża na wyspę rozwiązać sprawę Dorothy. Chce zapomnieć, rzuca się w wir pracy. Na miejscu czeka na nią moc atrakcji. Najpierw wpada samochodem do rzeki, potem staje się obiektem niewybrednych żartów, by w końcu rozbić się o mur milczenia wzniesiony przez autochtonów. Najciekawsze gry i zabawy przygotowała oczywiście opętana dziewczynka.
Znana głównie jako kobieta dobrych i złych Niemców ("Walkiria", "Czarna księga"), Carice van Houten jest w roli Jane fantastyczna. Blada jak nieboszczyk, piękna niczym grecka rzeźba, z papierosem w ustach, schowana pod długim, kremowym płaszczem, wygląda jak melancholijna zjawa. Nietrudno uwierzyć w jej rozpacz po stracie dziecka, przekonuje też determinacja, z jaką walczy o przyszłość dla Dorothy. Osobowość tej postaci jest najlepszym elementem scenariusza, zaś jej wygląd – jedynym jasnym punktem nieudolnie przeprowadzonej retro-stylizacji. "Egzorcyzmy…" wyglądają miejscami jak klimatyczne, ascetyczne kino grozy z lat siedemdziesiątych w typie "Kultu" Robina Hardy'ego, częściej jednak przywodzą na myśl telewizyjną taniochę.
W zalewie klisz topi się jedyny, względnie oryginalny (akcent na "względnie") motyw. Umiejętność Dorothy, polegająca na przemawianiu głosem zmarłych, jest przecież zarówno darem, jak i przekleństwem. W społeczności, która ją wychowała, dziewczynka mogłaby zainicjować konfrontację dwóch modeli wiary, postępowego i radykalnego chrześcijaństwa. Szkoda, że twórcy sprowadzili jej rolę do katalizatora sztampowego dramatu.
Chłodny jest krajobraz, chłodni są tubylcy, najchłodniejsza zaś jest główna bohaterka, oprowadzająca widza po błotnisto-deszczowym świecie. Psychiatra Jane Morton cierpi po śmierci synka. Wyjeżdża na wyspę rozwiązać sprawę Dorothy. Chce zapomnieć, rzuca się w wir pracy. Na miejscu czeka na nią moc atrakcji. Najpierw wpada samochodem do rzeki, potem staje się obiektem niewybrednych żartów, by w końcu rozbić się o mur milczenia wzniesiony przez autochtonów. Najciekawsze gry i zabawy przygotowała oczywiście opętana dziewczynka.
Znana głównie jako kobieta dobrych i złych Niemców ("Walkiria", "Czarna księga"), Carice van Houten jest w roli Jane fantastyczna. Blada jak nieboszczyk, piękna niczym grecka rzeźba, z papierosem w ustach, schowana pod długim, kremowym płaszczem, wygląda jak melancholijna zjawa. Nietrudno uwierzyć w jej rozpacz po stracie dziecka, przekonuje też determinacja, z jaką walczy o przyszłość dla Dorothy. Osobowość tej postaci jest najlepszym elementem scenariusza, zaś jej wygląd – jedynym jasnym punktem nieudolnie przeprowadzonej retro-stylizacji. "Egzorcyzmy…" wyglądają miejscami jak klimatyczne, ascetyczne kino grozy z lat siedemdziesiątych w typie "Kultu" Robina Hardy'ego, częściej jednak przywodzą na myśl telewizyjną taniochę.
W zalewie klisz topi się jedyny, względnie oryginalny (akcent na "względnie") motyw. Umiejętność Dorothy, polegająca na przemawianiu głosem zmarłych, jest przecież zarówno darem, jak i przekleństwem. W społeczności, która ją wychowała, dziewczynka mogłaby zainicjować konfrontację dwóch modeli wiary, postępowego i radykalnego chrześcijaństwa. Szkoda, że twórcy sprowadzili jej rolę do katalizatora sztampowego dramatu.
Moja ocena:
5
Udostępnij: