Recenzja filmu
'Wspaniały' Harry Potter
Harry Potter dorasta, a w tym roku w Hogwarcie obchodzony jest Turniej Trójmagiczny i z tego właśnie powodu do uroczego zamczyska przybywają uczniowie szkół z Bułgarii i Francji. Zgodnie z wieloletnią tradycją, wybierani są do owego turnieju trzej przedstawiciele szkół. Z niewiadomych przyczyn do turnieju dochodzi jeszcze jedna, czwarta osoba... 'Wspaniały' Harry Potter.
Zacznijmy może od tego, że ta część przygód (już nie małego) młodego czarodzieja nie podobała mi się - rozdmuchana, starająca się być czymś mrocznym i młodzieżowym zarazem (Wiele helu, trochę coli oraz na to szczypta Loli - nowy Harry już gotowy!). Cóż, wyszła papka, papka bardziej rozczarowująca niż najnowsza część "Gwiezdnej Sagi
Harry Potter dorasta. Ogląda się za pupami dziewcząt i miał chyba pierwszy kontakt fizyczny... z duchem (nie wiem dlaczego postanowiono wstawić 'takie cuś' do filmu, no ale przecież młodych właśnie 'takie cuś' śmieszy). Nie zapominajmy o jego przyjaciołach - Hermiona ogląda się za jednym byczkiem z Bułgarów, a Ron, jak to Ron - pozostaje wierny swej Hermionie, która 'stara się' tego nie odwzajemniać. Właściwie, to wszyscy wydają się w kimś zakochiwać - nawet gajowy, Hagrid.
To by było na tyle z dojrzewania, czyli tego młodzieżowego. Teraz czas na mroczność. Przyznam, że trochę lepiej się ona spisuje niż w "Zemście Sithów", ale nadal jest to przereklamowane (jak cały film, niestety). Oczywiście, możemy zobaczyć krzywe ujęcia, czy mroczne krajobrazy, ale bez komputera nie byłoby tej mroczności, a właśnie powinno być tak, że i bez niego powinniśmy byli tą mroczność odczuwać - tutaj raczej tego by nie było. Cała historia tej części jest, krótko mówiąc, bezsensowna (scena przelatuje za sceną, chaos, bzdurność, idealność [w tym gorszym znaczeniu]... - można tak mnożyć i mnożyć), ale podszyta fałszywą mrocznością, która ma nabrać (omamić?) widza może wydać się dla wielu bardzo atrakcyjna - no cóż, ja nabrać się nie dałem.
Gdy wszedłem do kina zobaczyłem na jednej ze ścian ogromny plakat "Harry'ego Pottera i Czary Ognia" i coś mną wstrząsnęło, zaskoczyło i rozbawiło (nie zamierzenie, oczywiście). Otóż, na plakacie umieszczono większość postaci, w tym oczywiście Pottera. I właśnie to on mnie tak zaintrygował (?) - stał po środku, jego grzywa się 'pięknie' unosiła, a nad jego głową umieszczone było coś na miarę aureoli. Od razu przyszło mi na myśl, że jest tu coś nie tak - co to jest, heros, bóg, święty, czy inny arcymag, do licha?! Nie, to 'Wspaniały' Harry Potter. I tak właśnie było. Przez cały film wydawał mi się fałszywym świętoszkiem, myślącym tylko o sobie, który robi wszystkie 'dobre' rzeczy jakby z przymusu i zawsze się wybroni. W tej części główny bohater był wręcz odpychający - nie to, co w poprzednich częściach (I, II - grzeczny, ulizany, ale 'swojski', III - bardziej normalny, chociaż też za dużo mu było wolno, no ale tutaj, to już jest szczyt). Rozczarowała mnie również postać Voldemorta - na początku wygląda jak płód połączony z małpką kataryniarza, a po 'transformacji' jak małpa, tylko tym razem o wiele większych rozmiarów, cierpiąca na anoreksję i brak nosa. Nie mogę jednak 'zbesztać' aktorstwa tej że postaci, ponieważ Ralph Fiennes wczuł się w tą rolę, niestety, z daremnym skutkiem. Na szczęście inne postacie były godne uwagi - moim faworytem jest rodzinka Weasley'ów - jak zawsze zabawna i co najważniejsze, nieodpychająca.
W filmie znalazło się oczywiście parę plusów. Jednym z tych, którego brakowało w częściach poprzednich jest humor, który tu występuje bardzo często. Poza tym aktorsko (dotyczy to raczej tych starszych magów, choć niektórzy z młodszych również źli nie byli) jest dobrze, realizacyjnie (chcąc nie chcąc) świetnie i nawet muzyka sprawia wrażenie niezłej, choć jest o wiele gorsza od kompozycji Johna Williamsa, wcześniejszego kompozytora Potterów. Trzeba jeszcze dodać, iż to "dzieło" miejscami naprawdę przyjemnie się ogląda, no ale nic poza tym.
I to by było na tyle. Fani Pottera i tak znajdą wszelkie sposoby, aby ten film jak najlepiej wybronić. Ale nie dajcie się zwieść, bo "Harry Potter i Czara Ognia" jest po prostu przereklamowany.
Czy warto? Nazwijcie mnie mugolem, ale nie. Obejrzeć można, ale nie trzeba.
Zacznijmy może od tego, że ta część przygód (już nie małego) młodego czarodzieja nie podobała mi się - rozdmuchana, starająca się być czymś mrocznym i młodzieżowym zarazem (Wiele helu, trochę coli oraz na to szczypta Loli - nowy Harry już gotowy!). Cóż, wyszła papka, papka bardziej rozczarowująca niż najnowsza część "Gwiezdnej Sagi
Harry Potter dorasta. Ogląda się za pupami dziewcząt i miał chyba pierwszy kontakt fizyczny... z duchem (nie wiem dlaczego postanowiono wstawić 'takie cuś' do filmu, no ale przecież młodych właśnie 'takie cuś' śmieszy). Nie zapominajmy o jego przyjaciołach - Hermiona ogląda się za jednym byczkiem z Bułgarów, a Ron, jak to Ron - pozostaje wierny swej Hermionie, która 'stara się' tego nie odwzajemniać. Właściwie, to wszyscy wydają się w kimś zakochiwać - nawet gajowy, Hagrid.
To by było na tyle z dojrzewania, czyli tego młodzieżowego. Teraz czas na mroczność. Przyznam, że trochę lepiej się ona spisuje niż w "Zemście Sithów", ale nadal jest to przereklamowane (jak cały film, niestety). Oczywiście, możemy zobaczyć krzywe ujęcia, czy mroczne krajobrazy, ale bez komputera nie byłoby tej mroczności, a właśnie powinno być tak, że i bez niego powinniśmy byli tą mroczność odczuwać - tutaj raczej tego by nie było. Cała historia tej części jest, krótko mówiąc, bezsensowna (scena przelatuje za sceną, chaos, bzdurność, idealność [w tym gorszym znaczeniu]... - można tak mnożyć i mnożyć), ale podszyta fałszywą mrocznością, która ma nabrać (omamić?) widza może wydać się dla wielu bardzo atrakcyjna - no cóż, ja nabrać się nie dałem.
Gdy wszedłem do kina zobaczyłem na jednej ze ścian ogromny plakat "Harry'ego Pottera i Czary Ognia" i coś mną wstrząsnęło, zaskoczyło i rozbawiło (nie zamierzenie, oczywiście). Otóż, na plakacie umieszczono większość postaci, w tym oczywiście Pottera. I właśnie to on mnie tak zaintrygował (?) - stał po środku, jego grzywa się 'pięknie' unosiła, a nad jego głową umieszczone było coś na miarę aureoli. Od razu przyszło mi na myśl, że jest tu coś nie tak - co to jest, heros, bóg, święty, czy inny arcymag, do licha?! Nie, to 'Wspaniały' Harry Potter. I tak właśnie było. Przez cały film wydawał mi się fałszywym świętoszkiem, myślącym tylko o sobie, który robi wszystkie 'dobre' rzeczy jakby z przymusu i zawsze się wybroni. W tej części główny bohater był wręcz odpychający - nie to, co w poprzednich częściach (I, II - grzeczny, ulizany, ale 'swojski', III - bardziej normalny, chociaż też za dużo mu było wolno, no ale tutaj, to już jest szczyt). Rozczarowała mnie również postać Voldemorta - na początku wygląda jak płód połączony z małpką kataryniarza, a po 'transformacji' jak małpa, tylko tym razem o wiele większych rozmiarów, cierpiąca na anoreksję i brak nosa. Nie mogę jednak 'zbesztać' aktorstwa tej że postaci, ponieważ Ralph Fiennes wczuł się w tą rolę, niestety, z daremnym skutkiem. Na szczęście inne postacie były godne uwagi - moim faworytem jest rodzinka Weasley'ów - jak zawsze zabawna i co najważniejsze, nieodpychająca.
W filmie znalazło się oczywiście parę plusów. Jednym z tych, którego brakowało w częściach poprzednich jest humor, który tu występuje bardzo często. Poza tym aktorsko (dotyczy to raczej tych starszych magów, choć niektórzy z młodszych również źli nie byli) jest dobrze, realizacyjnie (chcąc nie chcąc) świetnie i nawet muzyka sprawia wrażenie niezłej, choć jest o wiele gorsza od kompozycji Johna Williamsa, wcześniejszego kompozytora Potterów. Trzeba jeszcze dodać, iż to "dzieło" miejscami naprawdę przyjemnie się ogląda, no ale nic poza tym.
I to by było na tyle. Fani Pottera i tak znajdą wszelkie sposoby, aby ten film jak najlepiej wybronić. Ale nie dajcie się zwieść, bo "Harry Potter i Czara Ognia" jest po prostu przereklamowany.
Czy warto? Nazwijcie mnie mugolem, ale nie. Obejrzeć można, ale nie trzeba.
Moja ocena:
8
Udostępnij: