Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Bunt Socjalisty


Daniel Blake to facet, który całe życie pracował na budowie. Potrafi naprawić wszystko, oprócz komputera, na których w ogóle się nie zna. Niestety, niedawno przeszedł zawał, przez co nie może pracować. Jednak urzędnicy uważają inaczej i odmawiają renty. Bohater jest bezradny, jednak w urzędzie poznaję kobietę z dwójką dzieci, która znajduje się w jeszcze krytyczniejszej sytuacji. Daniel postanawia jej pomóc i staje się to jego jedyną okazją, na zapomnienie o własnych problemach.
Są takie filmy, które spodobają się każdemu przyziemnemu widzowi. "Ja, Daniel Blake" jest miejscami zabawny, miejscami wzruszający, a po seansie, wszyscy zgodzą się z tym, niestety, nie odkrywczym przekazem, czyli jaka to biurokracja jest zła i nie sprawiedliwa, że z systemem nie da się wygrać, a my, zwykli obywatele, nie możemy zrobić nic, ponieważ jesteśmy tylko pionkami w całej strukturze. Później taki widz zapomni, a jak w jakieś rozmowie ktoś mu o nim przypomni, to będzie mówić, jakie to arcydzieło, ponieważ przekaz jest taki prawdziwy i życiowy. I będzie miał rację. Ale…

Niestety Ken Loach postarał się, aby film był strasznie bezpośredni i nie pozostawiał widzowi miejsca na dyskusję. Ale czego się spodziewałem? Przecież reżyser ten jest znany z tego, że lubi bombardować widza swoimi przekonaniami. Lecz w poprzednich dziełach, potrafił znaleźć złoty, może czasem srebrny środek pomiędzy swoją ideologią a scenariuszem. Tutaj jednak przesadził, a przez to film traci przez wymuszaną w niektórych momentach dramaturgię.



Ale poza tym, że film pokazuje smutną, lecz oczywistą prawdę, a sam reżyser stara się na siłę wzbudzić w nas emocje, podkręconą dramaturgią, jest to dobry film, ponieważ nadrabia on wieloma innymi czynnikami. Po pierwsze, świetnie napisane postacie, jak na przykład sąsiad Daniela, z którym każda scena rozmowy potrafi rozbawić. Czy też córka głównej bohaterki (kobiety, której Daniel przez cały seans pomaga), która przez swoją dojrzałość, spowodowaną ciężkim dzieciństwem, wywarła u mnie przekonanie, że to ona jest najrozsądniejszą osobą w filmie.


Poza tym gra aktorska jest na naprawdę wysokim poziomie. I możecie być zdziwieni, ale najbardziej podobał mi się , który odgrywał rolę głównego bohatera. A jest to dziwne z powodu jego bardzo ubogiej filmografii. Powiem więcej. „Ja, Daniel Blake” to jego debiut na dużym ekranie. I specjalnie przeszukałem Internet, bo nie wierzyłem. Ukazanie tego, jak nie radzi sobie z ukrywaniem swoich problemów przed ludźmi, którym pomagał, wypadło fenomenalnie. Hayley Squires też wypadła dobrze. 

Z początku, może się zdawać, że nie polecam tego filmu. I rzeczywiście, jeśli lubicie, po seansie prowadzić głębokie dyskusje nad przekazem, który nie jest oczywisty, zawiedziecie się. Bo tu przekaz jest prosty i wręcz bezczelnie podstawiany pod nos. Definitywnie nie zasługuje na Złotą Palmę i wydaje mi się, że o wygranej przesądził problem społeczny, który film porusza. I może bym się zgodził, gdyby nie to, że reżyser nawet nie stara się pomyśleć nad jego rozwiązaniem, a tylko krzyczy, że problem istnieje, że przez biurokracje powstają absurdy, które mogą wprowadzić niektórych, w błędne koło, przez które nie mogą się wydostać z najuboższej warstwy społecznej. I to jest prawda, którą jednak wszyscy znają i występowała w filmach wiele razy. Jednak, jeśli lubicie filmy, które mogą wywrzeć na was emocje, takie jak przygnębienie, żal czy złość i chcecie się trochę pośmiać, to serdecznie polecam. Oczywiście, trzeba też zapomnieć, że film dostał złotą palmę.


Moja ocena:
7
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje