Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

Dekalog zabójców

Opinia, że kino akcji doczeka się następnego twardziela na miarę Ethana Hunta, Jasona Bourne'a czy Johna McClane'a, jeszcze dziesięć lat temu mogła uchodzić za absurdalną. Wielokrotnie próbowano dopisać kolejną postać do listy rozpoznawalnych samców alfa wielkiego ekranu, choć mimo naprawdę świetnych filmów ("Uprowadzona""Raid""Bez litości") żaden jego bohater nie wyrył swojego nazwiska w masowej świadomości fanów. Dziś trzecia część przygód Johna Wicka radzi sobie w boxoffice'owym starciu, nawet mając za konkurentów marvelowskich "Mścicieli", a karmiące się tematycznymi memami internetowe pokolenie widzów przyjmuje za symbol męskości właśnie wspomnianego miłośnika psów i starych samochodów. Następca zabijaków vhs-owej ery został wyłoniony.

Gdy koordynator sztuk walki, a zarazem dubler Keanu Reevesa z planu trylogii "Matrix", odświeża współpracę ze swoim niegdysiejszym partnerem, to wiedzcie, że nie robi tego nadaremno. Chad Stahelski – bo to on doglądał ciosów brawurowo wyprowadzanych przez Neo – jeszcze na etapie pierwszej części "Johna Wicka" dzielił się fuchą reżysera z Davidem Leitchem. Po jej premierze drogi filmowców rozeszły się. Leitch skupił się najpierw na kręceniu "Atomic Blonde", a później "Deadpool 2", a Stahelski postanowił wyciskać ile można z potencjału wspólnie z nim zapoczątkowanej serii. Finał drugiej części "Johna Wicka" zdradzał, że na jednym sequelu twórcy nie zamierzają poprzestać, choć jednocześnie pozwalał się odczytywać, jako zapowiedź nie tylko kontynuacji, ale i konkluzji. Wielu liczyło na ostateczną już tym razem konfrontację głównego bohatera z gildią płatnych zabójców, do której należał. Wojnę totalną między światem kolesi od brudnej roboty a jej najwybitniejszym wykonawcą. Tutaj "John Wick 3" niestety zawodzi.


W dwóch poprzednich częściach John Wick wywoływał dreszcz podniecenia u widza głównie ze względu na swój na wskroś nieprzejednany charakter. Była to postać, która nie negocjuje ze swoimi przyszłymi ofiarami. Jeśli już zagiął na kogoś parol – ten ktoś przepadał z kretesem, a ich spotkanie należało rozpatrywać bardziej w kategoriach egzekucji niż pojedynku. Być może przemawia przeze mnie naiwność oczekiwań względem scenariusza, ale na część trzecią wybrałem się do kina z dużym apetytem na uświadczenie pozostawiającego bez tchu, przesiąkniętego testosteronem, adrenaliną, potem i krwią aktu surwiwalowego jednostki na celowniku systemu. "John Wick 3" wprawdzie serwuje tego typu widowisko, ale robi to do czasu, gdy jego protagonista próbuje załatwić problem wielomilionowej nagrody za swoją głowę w sposób daleki od radykalnego. 




Od tej chwili sporadycznie trącące autoparodią sekwencje nieudolnych obław na mistrza pięści, noża i lufy zaczynają szukać mało czytelnych motywów w scenariuszowych płyciznach. Co tam honor członków stowarzyszenia zabójców na zlecenie, waga przysięgi, wiara w zasady i znaczenie tatuowanych na plecach symboli! Równie dobrze można bić się na śmierć i życie dla samej frajdy sprawdzenia się w starciu z ikoną wszelako rozumianej walki. Udzielanie się legendy Johna Wicka jego prześladowcom jest doprawdy urocze, odświeżające, intrygujące lub po prostu cool, ale niestety trywializuje wiele wątków filmu. Autor scenariuszy do dwóch poprzednich odsłon – Derek Kolstad – podzielił się tym razem piórem z trzema innymi osobami i to widać. Widać, że scenariopisarski sztab nie poszedł na całość i że zamiast wykorzystać do końca potencjał domknięcia trylogii i spełniając twórczy obowiązek wobec widowni, zostawić ją ze szczękami w dole, wolał spisać się na medal w oczach analizujących finanse producentów.


Tym razem John Wick popełnia kilka błędów, zbiera chwilami tęgi łomot, ale przyjęte zlecenie realizuje. Trzeba oddać sprawiedliwość zarówno aktorom, jak i animatorom ich efektownych wygibasów z białą i palną bronią w ręku, albo i bez niej, dzięki którym ten szaleńczy taniec instynktu zabijania z instynktem przetrwania odbywa się bez potknięć. Keanu Reeves niemal wszystkie zręcznościowe sztuczki wykonuje na planie sam, w czym wypada naprawdę imponująco, a to nie koniec plusów. Myślę, że nikogo nie zaskoczę, pisząc, że "John Wick 3" to wizualna delicja. Już estetykę obrazu poprzednich części potraktowano z zaskakującym jak na film sensacyjny pietyzmem i najnowsza z nich trzyma się tej linii bardzo konsekwentnie, będąc utworem kolorowym w bardzo dobrym, bo artystycznym, sensie. 


Neonom wielkiego miasta i grze świateł wystawnych wnętrz nie sposób odmówić tu poetyki rodem z powieści Jakuba Żulczyka czy filmów Nicolasa Windinga Refna. Wielkie pieniądze. Wielkie nadzieje. Wielki upadek. Skoro już jadę tak blisko niebezpiecznej granicy nadinterpretowania, docisnę, w przeciwieństwie do twórców, gaz do dechy. Wielką zaletą Johna Wicka jest w trzeciej części łatwość, z jaką możemy się z nim utożsamić. Zaszczuty, ścigany przez wszystkich, chwyta się wszelkich dostępnych kontaktów oraz byłych i obecnych sojuszy w nadziei, że jeszcze jakoś uda mu się wymknąć, że ugra dla siebie kolejną dobę, że pokona, prześcignie, przechytrzy prześladowców. Któż z nas nigdy nie poczuł się, jak John Wick w "trójce" - sam przeciwko światu, sam przeciwko wszystkim?

Moja ocena:
6
From childhood’s hour I have not been As others were—I have not seen As others saw—I could not bring My passions from a common spring— From the same source I have not taken My sorrow—I could not... przejdź do profilu
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje