Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

Kiedy Lars poznał plastykową lalkę

Poznajcie Larsa. Lars to zagubiony i nieśmiały młody mężczyzna, który stroni od ludzi. Jest dziwakiem z poza nawiasu, który boi się dotyku. Poza pracą nigdzie nie wychodzi. Mieszka w garażu obok rodzinnego domu, który zamieszkuje jego starszy brat z żoną. Nawet z nimi prawie wcale się nie widuję, nie daje się wyciągnąć choćby na kolacje. Lars nie jest szczęśliwy, zauważają to ludzie z najbliższego otoczenia. Szwagierka bardzo usilnie szuka z nim kontaktu, na próżno. Znajomi z kościoła i pracy, próbują znaleźć mu jakąś dziewczynę, bezskutecznie. Lars woli być sam. Oczywiście do czasu. Jego życie ulegnie całkowitej przemianie, wszystko za sprawą dziewczyny. I to jakiej! Lars zamówił ją sobie przez Internet. Nie, to nie luksusowa Call Girl, to lalka ludzkich rozmiarów. Właśnie dzięki niej, Lars przestaje być odludkiem. Nie trzyma jej w swoim garażu pod łóżkiem, nie używa jej do zaspakajania swoich potrzeb. Lars ją kocha, miłością szczerą i czysto platoniczną. Bianka dostaje swój pokój, bywa na przyjęciach, bierze udział w nabożeństwach, staje się częścią lokalnej społeczności. Zostaje nawet wolontariuszką, sama o sobie "mówi", że została stworzona po to, aby pomagać innym(!). Scenariusz, trzeba przyznać, dość oryginalny (nominowany w tym roku do Oscara).

To niezwykle czarująca, ale naiwna historyjka, która nie miałaby racji bytu w prawdziwym świecie. A już na pewno nie w naszych Polskich warunkach. Trudno sobie wyobrazić, że ludzie tolerują, lalkę stworzoną do "rozkoszy" w kościelnej ławce, nawet jeśli wiedzą, że ktoś ją kocha, że pomaga mu ona w codziennym życiu, jest częścią terapii. Nie sposób uwierzyć w to, że Larsa nikt nie piętnuje, nie wyśmiewa, wszyscy zgodnie akceptują zaistniałą sytuację. To nie jest prawdziwe życie. To bajka, która posiada wszystkie niezbędne elementy, ma lekką nienużącą fabułę, odrobinę uroczego humoru i wyraźnie zarysowany morał, tylko czarnego charakteru tu brak.



Satysfakcje z oglądania tego obrazu można czerpać tylko pod warunkiem, że zaangażujemy nasze emocje, polubimy bohatera i kupimy tą umowną bądź co bądź fabułę. W przeciwnym razie, wszystko co zobaczymy na ekranie, zacznie budzić irytacje i będzie tylko piętrzącym się absurdem.

Dawno nie zafascynowała mnie tak żadna historia miłosna. Może to śmieszne, ale jest tu więcej szczerego uczucia, niż w innych stereotypowych romansach. Gosling jest świetny, dzięki niemu czasem można zapomnieć, że Bianka to tylko "wielkie plastikowe coś" jak w jednej ze scen określa ją brat Larsa. Właśnie dzięki obsadzie (zwłaszcza żeńskiej): Emily Mortimer czy Patricia Clarkson jako Dagmar, można przymknąć oko na część niedociągnięć.

To bardzo łatwostrawny film. Mimo że w dużej części jest poruszającym dramatem, a dopiero w drugiej kolejności pouczającą komedyjką. Jest tu jakaś psychologiczna głębia. Po seansie, aż trudno uwierzyć, że taką dawkę wzruszenia może wywołać lalka z sex shopu. Czuć powiew świeżości. Stereotypy i schematy są po to, żeby je łamać. Zwłaszcza w kinie. Potrzebne są nowe, zaskakujące pomysły. Ale trudno też przełknąć zaserwowaną dawkę banału. Po seansie pozostają mieszane uczucia. Gdyby nie ten niedosyt, było by to doskonałe i skończone dzieło, nie jest. A szkoda.

Moja ocena:
7
Przygotować się do ewakuacji duszy.... za 10, za 9, 8, 7, 6 ...
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje