Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

Mistrzowskie gierki

Dawno nie widziałem tak niejednoznacznego filmu, który wymyka się próbom łatwego zdefiniowania. Myślę, że to jeden z tych obrazów, który dojrzewa w widzu, który potrafi się zatrzymać i przemyśleć, to co przed chwilą zobaczył na ekranie. A co tam można było dostrzec? 

Młody marynarz kończy właśnie służbę na jednym z okrętów amerykańskich, zalewając się alkoholem na jednej z rajskich wysp rozsianych po Oceanie Spokojnym. Za chwilę ogłoszona zostanie kapitulacja Japonii, która zakończy II wojnę światową. Jest nieobliczalnym więźniem nałogu i sfrustrowanym seksualnie młodym mężczyzną. Boryka się z bagażem stresu powojennego topiąc swoje lęki w kolejnych dawkach alkoholu. Nie potrafi odnaleźć się w powojennej rzeczywistości, ima się kolejnych prac, do czasu gdy przez przypadek trafia na statek z grupą dość podejrzanie zachowujących się ludzi. Są oni wpatrzeni i wsłuchani w swojego Mistrza, który próbuje im zaszczepić gotową receptę na zrozumienie świata, a odwołując się do pseudo naukowych metod odnaleźć sens ich egzystencji. Nasz bohater stopniowo daje się wciągnąć w grę, w której stawką ma być jego uczłowieczenie. 

Postać Mistrza, do czego przyznaje się reżyser (Paul Thomas Anderson), była zainspirowana sylwetką założyciela kontrowersyjnej sekty scjentologicznej, ale sprowadzanie całego filmu do opowieści o tym ruchu wydaje się sporym uproszczeniem. Jego sens tkwi w interakcji tych dwóch osób - mistrza i jego ucznia. To zderzenie dwóch światów, uporządkowanego i wyniosłego Mistrza - Lancastera Dodda (w znakomitej interpretacji Philipa Seymoura Hoffmana) z uosobieniem chaosu i niepewności w postaci jego królika doświadczalnego - Freddiego Quella (w mistrzowskiej kreacji Joaquina Phoenixa). 



Role zdają się od początku filmu jasno nakreślone, jednak Anderson nie ogranicza się tylko do ukazania, jak fascynacja mentorem przeradza się w fanatyzm Quella. Mistrz zdaje się czerpać radość nie tylko z wyzwania, jakie los mu postawił na drodze, ale również ze stopniowej fascynacji ową "zwierzęcością", której uosobieniem jest jego uczeń. Tym, co najtrafniej opisuje bohatera granego przez Phoenixa, jest nieograniczona wolność, wynikająca z jego nieokrzesanej natury i braku refleksji. Mistrza fascynuje człowiek, który nie tłumi swoich popędów, ale im ulega, który niczego nie udaje, nie jest uosobieniem zakłamania i kalkulacji. On sam zdaje się silnie ograniczony przez władczą żonę (równie świetna Amy Adams), która pilnuje, by nie przekroczył granic i podejrzliwym okiem spogląda na Freddiego. W tej relacji mistrza z uczniem można podskórnie wyczuć pewne napięcie przywodzące na myśl związek emocjonalny. To czysto platoniczne uczucie, które pojawiło się w momencie zwabienia Freddiego do sekty, jest powodem zazdrości najbliższego otoczenia Mistrza.

Anderson pokazuje w osobie Quella uosobienie człowieka kolejnej dekady, owego buntownika bez powodu, który ceni przede wszystkim wolność, a konwenanse otaczającego go świata traktuje jako gorset pozbawiający go tchnienia. Tym, co motywuje Freddiego, jest niestłumiony i bezrefleksyjny pęd, niezależnie czy zdaje sobie z tego sprawę czy nie. Ucieleśnieniem jego marzeń jest zaś seksualne spełnienie, które przywraca mu spokój i stanowi ukojenie w życiowej szamotaninie.

W tym momencie wypada zadać dość śmiałe pytanie, może więc mistrzem wcale nie jest żyjący w wiecznym zakłamaniu, megalomański Lancaster Dodd, który udaje człowieka renesansu i proroka? To tylko jedna z wielu wątpliwości i pytań, z jakimi po seansie zostawia nas reżyser. Nie jest to łatwy film, z gotową tezą rozpisaną na sceny, im głębiej spogląda się w jego wnętrze, tym więcej rodzi możliwych interpretacji. Trzeba jednak chcieć dostrzec to, co skrywa postawiony przez twórców mur, zbudowany z rewelacyjnych kreacji aktorskich, pięknie wystylizowanych obrazów i ciekawie dobranej muzyki.


Moja ocena:
8
Kino to moja pasja!
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje