Recenzja filmu
Wróbelek
Legenda, jaka otaczała Edith Piaf, do dziś wzbudza emocje. Krucha, mierząca 147 cm wzrostu postać wyśpiewująca niezapomniane przeboje, jak "Je ne regrette rien", "L'hymne a l'amour" czy "La vie en rose", mimo zmieniających się mód nieprzerwanie fascynuje. W "Nie żałuję niczego" Oliviera Dahana usłyszeć można oryginalne nagrania słynnej artystki i to jest chyba największy atut filmu.
Życie Edith Piaf mogłoby stanowić materiał na kilka powieści. Wielki talent, ale także nieudane związki, słabe zdrowie, nałogi stanowiły przedmiot spekulacji i literackich analiz. Piaf była przykładem artystki, która w bardziej lub mniej świadomy sposób zacierała granice między życiem i sztuką. Edith Giovanni Gassion, bo takie było jej prawdziwe nazwisko, porzucona przez matkę, wychowana w nędzy przez ojca, który jako człowiek-guma pokazywał na ulicy swoje sztuczki, i babkę prowadzącą dom publiczny, swoją karierę piosenkarki rozpoczynała na ulicy, wśród kloszardów, oddając zarobione ulicznymi występami pieniądze alfonsowi. Jako dziecko straciła wzrok i, jak twierdziła, odzyskała go prosząc o opiekę św. Teresę. Oglądamy małą dziewczynkę z opaską na oczach, prowadzoną za rękę przez prostytutkę zastępującą jej matkę. Za kilka lat świat zachwyci się tą niepozorną i jakże ekspresyjną postacią w czarnej sukience i jej wspaniałym głosem.
Mierzenie się z biografią sławnej osoby i jej wykreowanym wizerunkiem to zadanie niełatwe. Wybór faktów, jak również ich artystyczna interpretacja zawsze jest subiektywny i siłą rzeczy nie wszystkich zadowala. Tak dzieje się i w tym przypadku. "Nie żałuję niczego" nie jest wiernym zapisem życia piosenkarki. Reżyser Olivier Dahan podkreślał, że zauroczony postacią Piaf, chciał zrobić film o tym, co inspiruje artystę. Postanowił skoncentrować się na wybranych fragmentach jej biografii, podkreślając wpływ dzieciństwa na późniejszą karierę piosenkarki i skrupulatnie pomijając jej licznych kochanków. Na ekranie nie pojawi się Théo Sarapo, ostatni, młodszy o 27 lat mąż gwiazdy, który opiekował się nią aż do śmierci. Za to wyeksponowana jest postać Marcela Cerdana, boksera, w którym Edith zakochała się bez pamięci. Po jego tragicznej śmierci (zginął w katastrofie lotniczej) przeżyła załamanie, popadając w coraz większe uzależnienie od narkotyków.
Oglądamy Piaf, która czeka stęskniona na kochanka, za chwilę przynosi mu śniadanie do łóżka. Przemierza mieszkanie i widzi zafrasowane twarze przyjaciół, którzy mają jej coś do zakomunikowania. Za chwilę spadnie na nią tragiczna wiadomość. W kolejnym ujęciu Edith wchodzi na scenę. W filmie sporo jest tego rodzaju skrótów i przejść do kolejnego fragmentu opowieści. Reżyser swobodnie porusza się pomiędzy wybranymi wątkami w taki sposób, by retrospekcje i przeskoki czasowe nie zakłócały odbioru filmu. Brak chronologii i dygresyjność podkreślają, że oglądamy jedynie skrawki z bogatej biografii słynnej artystki, w którą wcieliła się Marion Cotillard ("Taxi 2", "Dobry rok").
Edith w jej wykonaniu nie przebiera w słowach, nie stroni od alkoholu i innych używek, hałaśliwie się śmieje. Schorowana, w wieku 48 lat wygląda jak staruszka i mdleje na scenie. Ale zaraz ponownie staje przed mikrofonem, bo uwielbienie publiczności i oklaski są dla niej wszystkim. Specjaliści od charakteryzacji postarali się, żeby jak najbardziej upodobnić Cotillard do pierwowzoru. Odmieniona i odpowiednio wystylizowana każdym gestem stara się przypominać piosenkarkę. Zewnętrznie wszystko jest bez zarzutu, szkoda tylko, żeOlivier Dahan skupia się jedynie na kilku cechach gwiazdy, stąd jej portret wydaje się niepełny, a reżyserskie spojrzenie na osobowość artystki mało wnikliwe.
Życie Edith Piaf mogłoby stanowić materiał na kilka powieści. Wielki talent, ale także nieudane związki, słabe zdrowie, nałogi stanowiły przedmiot spekulacji i literackich analiz. Piaf była przykładem artystki, która w bardziej lub mniej świadomy sposób zacierała granice między życiem i sztuką. Edith Giovanni Gassion, bo takie było jej prawdziwe nazwisko, porzucona przez matkę, wychowana w nędzy przez ojca, który jako człowiek-guma pokazywał na ulicy swoje sztuczki, i babkę prowadzącą dom publiczny, swoją karierę piosenkarki rozpoczynała na ulicy, wśród kloszardów, oddając zarobione ulicznymi występami pieniądze alfonsowi. Jako dziecko straciła wzrok i, jak twierdziła, odzyskała go prosząc o opiekę św. Teresę. Oglądamy małą dziewczynkę z opaską na oczach, prowadzoną za rękę przez prostytutkę zastępującą jej matkę. Za kilka lat świat zachwyci się tą niepozorną i jakże ekspresyjną postacią w czarnej sukience i jej wspaniałym głosem.
Mierzenie się z biografią sławnej osoby i jej wykreowanym wizerunkiem to zadanie niełatwe. Wybór faktów, jak również ich artystyczna interpretacja zawsze jest subiektywny i siłą rzeczy nie wszystkich zadowala. Tak dzieje się i w tym przypadku. "Nie żałuję niczego" nie jest wiernym zapisem życia piosenkarki. Reżyser Olivier Dahan podkreślał, że zauroczony postacią Piaf, chciał zrobić film o tym, co inspiruje artystę. Postanowił skoncentrować się na wybranych fragmentach jej biografii, podkreślając wpływ dzieciństwa na późniejszą karierę piosenkarki i skrupulatnie pomijając jej licznych kochanków. Na ekranie nie pojawi się Théo Sarapo, ostatni, młodszy o 27 lat mąż gwiazdy, który opiekował się nią aż do śmierci. Za to wyeksponowana jest postać Marcela Cerdana, boksera, w którym Edith zakochała się bez pamięci. Po jego tragicznej śmierci (zginął w katastrofie lotniczej) przeżyła załamanie, popadając w coraz większe uzależnienie od narkotyków.
Oglądamy Piaf, która czeka stęskniona na kochanka, za chwilę przynosi mu śniadanie do łóżka. Przemierza mieszkanie i widzi zafrasowane twarze przyjaciół, którzy mają jej coś do zakomunikowania. Za chwilę spadnie na nią tragiczna wiadomość. W kolejnym ujęciu Edith wchodzi na scenę. W filmie sporo jest tego rodzaju skrótów i przejść do kolejnego fragmentu opowieści. Reżyser swobodnie porusza się pomiędzy wybranymi wątkami w taki sposób, by retrospekcje i przeskoki czasowe nie zakłócały odbioru filmu. Brak chronologii i dygresyjność podkreślają, że oglądamy jedynie skrawki z bogatej biografii słynnej artystki, w którą wcieliła się Marion Cotillard ("Taxi 2", "Dobry rok").
Edith w jej wykonaniu nie przebiera w słowach, nie stroni od alkoholu i innych używek, hałaśliwie się śmieje. Schorowana, w wieku 48 lat wygląda jak staruszka i mdleje na scenie. Ale zaraz ponownie staje przed mikrofonem, bo uwielbienie publiczności i oklaski są dla niej wszystkim. Specjaliści od charakteryzacji postarali się, żeby jak najbardziej upodobnić Cotillard do pierwowzoru. Odmieniona i odpowiednio wystylizowana każdym gestem stara się przypominać piosenkarkę. Zewnętrznie wszystko jest bez zarzutu, szkoda tylko, żeOlivier Dahan skupia się jedynie na kilku cechach gwiazdy, stąd jej portret wydaje się niepełny, a reżyserskie spojrzenie na osobowość artystki mało wnikliwe.
Udostępnij: