Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Powrót "Dynastii"

Ilona Łepkowska z otwartą przyłbicą, próbuje nas przekonać, że seriale warto oglądać także w kinie. "Nie kłam kochanie" to bowiem nic innego niż rozciągnięty na prawie dwie godziny odcinek popularnej telenoweli.

"Królowa polskich seriali" dała się już poznać jako scenarzystka megahitu "Nigdy w życiu", opartego na bestsellerze Katarzyny Grocholi. Postanowiła pójść za ciosem i stworzyć dzieło całkowicie autorskie. Do pomocy wzięła kolegę z planu "Na dobre i na złe" Piotra Wereśniaka i zafundowała nam, to co znamy i lubimy - odrealnioną bajkę dla sentymentalnych dziewczynek o mentalności kopciuszka. Baśniowe odniesienie jest tu jak najbardziej na miejscu. Kopciuszkiem jest tu niejaka Ania (Marta Żmuda Trzebiatowska), studentka ogrodnictwa, dorabiająca sobie jako dozorczyni. To niezwykle intratne zajęcie pozwala jej na wynajmowanie, wspólnie z koleżanką, deseignerskiego strychu oraz snucie matrymonialnych marzeń związanych z pewnym bankierem - playboyem (Piotr Adamczyk). Ten oczywiście nie zwraca na naszą myszkę najmniejszej uwagi, rzecz jasna do czasu. Pech chce, że fortuna się od niego odwraca i nastaje ten straszny dzień kiedy nie ma już kasy na opłacenie klubu fitness i trzeba zacząć kombinować. Rozwiązanie przychodzi pod postacią bogatej ciotki, która obiecuje zapisać majątek niesfornemu krewnemu, pod jednym wszak warunkiem. Marcin musi się ożenić. Playboy na gwałt poszukuje więc dziewczyny, która zgodziłaby się wcielić w rolę fałszywej panny młodej.



"Nie kłam kochanie" łatwo obśmiać, ale wydaje się to bezcelowe. Ilona Łepkowska sprzedaje nam idealnie syntetyczny produkt, skrojony dokładnie na zamówienie serialowej publiczności. I tylko dla niej. Zasada jest zawsze ta sama - opowiedzieć historię dziejącą się niby w swojskich realiach, jednak odpowiednio podrasowanych, jak na bajkę przystało. Wszyscy są tu ładni, przechadzają się po pięknych wnętrzach, nigdy nie zapominając by ubrać się odpowiednio do ich wystroju. Reklamówkowe zdjęcia Jarosława Żamojdy umiejętnie podkreślają ten folderowy klimat - to świat gdzie zawsze świeci słońce, a jak już pada, to tylko kiedy jesteśmy na malowniczym krakowskim Kazimierzu. Druga część filmu stanowi już w zasadzie tylko reklamę tego miasta, nie oszczędza nam się niczego - mamy więc zamglone zaułki, rozświetlony rynek i srające wierszami gołębie. Fabuła i aktorzy są tylko dodatkiem do scenografii. Rozumiem Piotra Adamczyka i jego chęć zerwania z wizerunkiem "aktora, który zagrał papieża", pytanie jednak czy najlepszą do tego drogą jest manieryczne mizdrzenie się. Marta Żmuda Trzebiatowska na przemian dziwi się lub jest olśniona, sytuację ratują tylko ironiczne kreacje Grażyny Szapołowskiej w roli matki Marcina, oraz Beaty Tyszkiewicz jako jego ciotki.

"Nie kłam kochanie" to kolejna produkcja bardzo sezonowego użytku, a jej kinowa premiera jest tylko przystankiem na drodze rzeczywistego przeznaczenia - telewizji. Sami zdecydujcie czy warto ruszać się sprzed telewizora.

6
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje