Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

Jak robić z widza idiotę?

Jedyne, na co nie możemy na pewno narzekać, to na brak thrillerów w ostatnich latach, no ale cóż z tego, skoro najlepsze z nich są co najwyżej do strawienia. Mówię tu między innymi o filmie "Zodiak" czy "Hannibal RisingPo obejrzeniu "Numeru 23" skakać z radości nie zamierzałem, był to kolejny z gatunku film – do przetrawienia.

Co do pomysłu i fabuły, nie ukrywam, ale zaciekawiła mnie. To był główny powód, dla którego, nie czekając długo i bez żadnego zastanowienia, sięgnąłem po ten film. Dodatkowego smaczku dodał absolutnie rewelacyjny trailer, no i Carrey już nie w roli głupawego komedianta. Chciałem piać z zachwytu.

Historia zaczyna się, kiedy to główny bohater Walter Sparrow (Jim Carrey) otrzymuje w prezencie od swojej żony książkę o tajemniczej liczbie 23. Początkowa ciekawość przekształca się jednak w manię, następnie w fiksację i obłęd. Od tej pory Walter zaczyna wszystko utożsamiać z tą liczbą, wszystkie wydarzenia, daty sprowadzają się do jednego – magicznego 23. Scenariusz więc jak najbardziej porządny, lepszy taki niż dziesiąty z kolei seryjny morderca, rozpaczliwie poszukiwany przez detektywów o "pięknych umysłach



Przez cały czas trwania filmu świetnie się bawiłem, nie zwracałem uwagi na słabą grę aktorską czy z wolna usypiającą fabułę. Naprawdę film dla mnie sięgnął do miana thrillera roku. No i wszystko się posypało. Pół godziny do końca filmu i zaczęło się objaśnienie. Jak dla mnie to czysta kpina z widowni – jak można przez pół godziny tłumaczyć zakończenie?

Panu Fernleyowi Phillipsowi chyba zabrakło 50 stron w scenariuszu i postanowił na poczekaniu coś szybko wymyślić. A może pan Matthew Libatique miał jeszcze trochę niewykorzystanej taśmy? Przez pół godziny obserwujemy zatem, jak reżyser serwuje nam czystą łopatologię.

Co do gry aktorskiej Jima Carreya – hmm, gdyby "Numer 23" był komedyjką, to jak najbardziej by sobie poradził. Pokazał, że nie jest aktorem wszechstronnym – po prostu nie pasował, zagrał bezpłciowo. To samo można powiedzieć o reszcie aktorów. Dlatego całą grę aktorską, nie dzieląc i nie wyróżniając nikogo, mogę ocenić jako "lipę" lub też "szmirę

Kończąc swoje wywody, film oceniam jako dostatecznie dobry, aby go obejrzeć. Nic podobnego nie pojawiło się od dawna, więc polecam tym, którzy są naprawdę wygłodniali. Słabą grę aktorską, mizerny klimat filmu i niepotrzebne 30 minut końcówki ratuje pomysł i oryginalność.

Moja ocena:
5
Send me dead flowers to my wedding and I won't forget to put roses on your grave.
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje