Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

Młode piersi i stare koronki

Pomnik wystawiony pewnej pani, która zasłużyła się dla świata tym, że w czasie wojny pokazywała piersi - nie swoje, wtedy już ponad sześćdziesięcioletnie, lecz innych pań - żołnierzom oraz każdemu, kto chciał oglądać i zapłacić za bilet.

Mrs. Henderson to postać autentyczna, była spadkobierczynią sporej fortuny swego męża, który umierając rzucił nieszczęsną małżonkę na pastwę typowych zajęć owdowiałych starszych pań. Sęk w tym, że Laura wymyśliła sobie ciekawe i nietypowe raczej zajęcie - postanowiła wykupić podupadły teatr i urządzać tam spektakle, jednak nie jakieś tam po prostu spektakle, na których się zresztą nie znała, ale spektakle z rozmachem, przepychem i golizną. Na tak arcymistrzowski w swej prostocie pomysł, przysparzające równe sumki do kasy - bądź co bądź nic się tak nie sprzedaje jak ciało - wpadła wespół z zatrudnionym przez siebie specjalistą od rozrywki, który zresztą budził w Laurze silne, acz ambiwalentne emocje.



Film pokazuje tę historię, okraszoną odpowiednio stylowymi zdjęciami, kieckami i scenografią, przywołującą ducha Londynu lat 40. Dla Stephena Frearsa zdaje się to być pretekstem do odtworzenia atmosfery przedwojennego świata, który Henderson w wojennej zawierusze wskrzesza wewnątrz filmowego świata dzięki lekkim, łatwym i wystawnym przedstawieniom.

I w tym właśnie tkwi urok "Pani Henderson" - estetycznie sfotografowane piękne dziewczyny i ich kuszące biusty, szykowne retro stroje w scenach ubranych, ładne melodie, limuzyny, cygara i cala reszta tworząca niepowtarzalny klimat, jaki znamy ze starego kina. Znakomicie oczywiście ogląda się też obsadzonych w rolach tytułowej pani Henderson i prowadzącego jej wodewil Vivian van Damma - Judi Dench i Boba Hoskinsa. Nie dość, że tworzą wyraziste, mocne postaci, to jeszcze dają popis inteligencji, dowcipu i ironii.

Jeśli komuś wystarcza to za dobre kino, polecam. Zagłębianie się bowiem w interpretacje, grozi tu osunięciem w grząskie rejony banału i nadużycia. Ciężko mi niestety potraktować film Frearsa jako metaforę przetrwania i niezłomności, a teatrzyk pani Henderson, w którym pobłyskiwały cycki jako ostoję najlepszych cech narodu brytyjskiego. Chociaż co do tego ostatniego, kto wie, mam prawo się mylić.

6
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje