Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Wiadomość niedostarczona

Maureen mieszka w Paryżu, jeździ po ekskluzywnych butikach i robi zakupy dla czołowej celebrytki świata mody, ale wygląda, jakby miała zaraz się przewrócić pod ciężarem okrutnego życia. Nie bez powodu. Olivier Assayas uwielbia wykorzystywać neurotyczną Kristen Stewart w rolach opiekunek sławnych i bogatych kobiet (vide "Sils Maria"), a w "Personal Shopper" zrzuca na jej barki znacznie więcej. Otóż Maureen jest medium i bezskutecznie próbuje skontaktować się ze swoim zmarłym bratem. Za dnia gania więc po sklepach, a nocą siedzi w zapuszczonej posiadłości, wypatrując znaku z zaświatów. Drzwi trzaskają, woda kapie z kranu, cienie tańczą po suficie, ale pewności nie ma. Zamiast odpowiedzi, pojawiają się kolejne pytania. Ktoś nieznajomy wysyła bohaterce sms-y, drażni się z nią, wciąga w perwersyjną grę. O, losie! 

Assayas, choć zwykle kojarzony z tzw. kinem artystycznym, nie należy do twórców, którym gatunek przeszkadza w pracy. Kręcił już kostiumową adaptację Balzaka, kampowe wariacje na temat filmu noir, thrillery z przewrotką, biografie terrorystów i erotyczne kryminały. Z lepszym i gorszym skutkiem, ale zawsze z autorską sygnaturą. Z pomysłu na perypetie Maureen mogło więc urodzić się kilka filmów. Na przykład metafizyczne kino grozy o potrzebie kontaktu ze światem pozazmysłowym. Albo satyra na tracącą kontakt z duchowym pierwiastkiem, laicyzującą się Europę. Lub opowieść o wychodzeniu z traumy, zastępowaniu żałoby kojącą narracją o wędrówce dusz. "Personal Shopper" jest każdym z tych filmów po trochu. I nic dziwnego, że żaden nie jest spełniony. 



Na pytanie, co ją przeraża, Maureen przygryza wargę i odpowiada, że horrory. A konkretniej – sceny, w których bohaterki chowają się przed mordercą, narracje tematyzujące sam strach. Jeśli traktować tę deklarację ironicznie, można od biedy napisać, że reżyser dekonstruuje wzorzec, że celowo pozbawia horror napięcia, a  nas – przyjemności z podskakiwania w fotelu. Założylibyśmy jednak wówczas, że Assayas rozumie i szanuje konwencję, co przy szczerych chęciach trudno  z filmu wywnioskować. Inscenizacja jest nieudolna, od cyfrowych widm bolą oczy, a zestaw "straszaków" to dosłownie parę tanich chwytów na krzyż.  

Kocham Kristen Stewart. Bezwarunkowo. W zdrowiu i w chorobie. Kiedy jej szczęka żyje własnym życiem i gdy na twarzy widać mieszaninę znudzenia i znudzenia. Wybudzony w środku nocy mogę przekonywać wszystkich o jej talencie, co zresztą specjalnie trudne nie jest – za poprzedni film Assayasa dostała pierwszego w historii Cezara dla amerykańskiej aktorki. Jej występ w "Personal Shopper" to jednak ponury żart. I to dosłownie "ponury", gdyż za jego puentę służy zwykle posępna twarz bohaterki. Stewart miota się na prawo i lewo, stroi dziwne miny i uruchamia cały arsenał nadekspresyjnych gestów. Nawet tak prozaiczną czynność jak zapalenie papierosa zamienia na ekranie w spektakl. Z kolei reżyser, mówiąc delikatnie, nie pomaga. Kieruje obiektyw na drżące dłonie i rozbiegane oczy, celebruje ten język ciała z niemal obsesyjnym namaszczeniem, ostentacyjnie pozbawia właściwości postaci drugoplanowe. 

Sporo mówi w filmie o transgresji, byciu wyjątkowym, przekraczaniu norm i sięganiu po zakazane owoce. Lecz nawet historia dziewczyny, próbującej podkraść odrobinę sławy swojej mocodawczyni jest ledwie naszkicowana. Po seansie kilku filmów, które się nie wydarzyły, zostajemy z niczym. Są okruszki, ciastka nie było. 

Moja ocena:
4
Michał Walkiewicz
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje