Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

Tańcząca z bogaczem

Na fali zainteresowania tańcem jak grzyby po deszczu pojawiają się programy dla tańczących gwiazd, uzdolnionych amatorów, tańczących na lodzie… O ile polskie edycje tanecznych programów zachowują przyzwoity poziom, o tyle trudno sobie wyobrazić polską wersję "Step upI lepiej by chyba było, gdyby ona nigdy nie powstała.


I tym razem Jon Chu zabrał nas do Akademii Tańca w Maryland. Poznajemy tam Andie (Briana Evigan) i Chase’a Collinsa (Robert Hoffman). Tyle tylko, że tym razem to on jest bogaty, uzdolniony, a co więcej jego brat jest sławnym tancerzem i dyrektorem MSA, a ona to dziewczyna z biednej dzielnicy, mieszkająca po śmierci matki z przyszywaną ciotką. Dla niej nauka w prestiżowej szkole tańca jest jedyną nadzieją na pozostanie w mieście wśród znajomych, którzy są jej jedyną rodziną. Szybko jednak nauka w MSA zmienia jej życie. Dawni przyjaciele stają się wrogami, a ich miejsce zastępują osobowości, na których naukę nie miał pomysłu nawet sam dyrektor Collins. Andie udaje się stworzyć grupę taneczną, która ma wziąć udział w „The streets”, czyli ulicznym konkursie tańca. Czy uczniowie prestiżowej szkoły będą potrafili zatańczyć na ulicy?


Fabuła filmu nie jest niczym wyjątkowym, to prawda. Bogata ona - biedny on czy biedna ona - bogaty on nie sprawia zbyt wielkiej różnicy. Wątek miłosny, przenikanie się dwóch światów, przemiany bohaterów to marginalne elementy fabuły. Ważny i maksymalnie wyeksponowany jest taniec. Muszę przyznać, że sposób pokazania tego, co w filmie uznano za najważniejsze był znakomity.




Na wielkiego plusa zasługują twórcy zdjęć i montażyści. Poszczególne sceny taneczne są świetnie nakręcone, następujące po sobie ujęcia idealnie do siebie pasują i dają zamierzony efekt artystyczny. Odpowiedni podkład muzyczny dopełnia ten obraz. W filmie wykorzystano wiele utworów, które nie pozwalają się nudzić w trakcie oglądania.


Niemalże piorunujący efekt tańca finałowego nie udałby się, gdyby nie strugi deszczu. Okoliczności natury ewidentnie wspomogły bohaterów, jednak należy przyznać, że pomysł był genialny. Układ taneczny, zdjęcia i muzyka, a do tego ulewa dają naprawdę niezwykłe widowisko. Warto obejrzeć cały film dla tej finałowej sceny.


Jeśli chodzi o aktorów, to podobnie jak fabuła filmu, nie odgrywają pierwszoplanowej roli. Na uwagę na pewno zasługuje drugoplanowa kreacja Adama G. Sevaniego w roli Moose’a, niedocenianego ucznia MSA, który posiada niezwykłe zdolności taneczne i pokazuje je dzięki Andie. Jego występ budzi uznanie samego dyrektora Collinsa. Główne role nie wywołują zachwytu, ani niesmaku. Trzeba jednak przyznać, że Robert Hoffman jako Chase Collins pokazał w filmie wiele twarzy i zawsze wyglądał dobrze.


Podsumowując, fabuła i obsada schodzą na drugi plan, gdy oglądamy wspaniałe sceny tańca. Film jest niezwykle barwny, nie pozwala się nudzić i wywołuje zamierzone wrażenie artystyczne. Polecam.

Moja ocena:
7
"Słabi śnią nocami, a odważni w dzień"
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje