Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

On i ona są ze sobą już kilka miesięcy. Dla Rose to najwyższy czas, by poznać ukochanego z rodzicami. Chris ma wątpliwości – a co jeśli potencjalni teściowie nie zaakceptują faktu, że ich córka spotyka się z czarnoskórym facetem? "Jesteśmy przytulakami" – zapewniają już na progu uradowani przybyciem młodych rodzice. Wątpliwości chłopaka zostają zatem rozwiane błyskawicznie. Szybko jednak pojawiają się nowe, bo aura otaczająca rozległą podmiejską posiadłość ma w sobie coś z XIX-wiecznej plantacji bawełny: czarnoskóra służba usługuje pracodawcom w osobliwy, acz pokorny sposób, jak para nie najlepiej zaprogramowanych robotów. Z jednej strony ojciec Rose gorliwie zapewnia, że głosowałby na Obamę na trzecią kadencję, z drugiej – matka bez zażenowania beszta nieuważną pomoc domową jak staroświecka jaśniepani. Odwiedziny przebiegają w zmiennej amplitudzie miłych rozmów i niezręcznych sytuacji. W obydwu widać talent Jordana Peele'a do balansowania między napięciem i komizmem, który wcześniej ujawnił już w scenariuszu "Keanu"





Sposób opowiadania przypomina nieco ten wykorzystany w niedawnym "Green Roomie" Jeremy'ego Saulniera – film celowo pęknięty jest na dwie części: pierwszą, konsekwentnie przywołującą nastrój sundance’owych hitów, ciepło i z humorem opowiadających o perypetiach współczesnych dwudziestoparolatków, i drugą będącą nieuchronną eskalacją grozy i gore'u, celowo cytującą gatunkowe kino sprzed dekad. Zabieg ten pozwala Peele'owi uniknąć częstych ostatnio mankamentów współczesnych horrorów: skrótowej introdukcji, przezroczystego stylu i słabo zarysowanych postaci, będących jedynie kukiełkami w groteskowym teatrze cytatów i odniesień. Co więcej, reżyserowi udaje się dzięki temu faktycznie zaskoczyć nas zmianą konwencji i przesunięciami w rytmie i nastroju. Inaczej jednak niż we wspomnianym filmie Saulniera, "Uciekaj!" traci wyraźnie impet w połowie drugiego aktu, gdy już wszystkie karty zostają odkryte. Przewidywalną akcję ratują subtelne komediowe nuty, na które prócz kuriozalnych rozmów składają się także celowo przerysowana ścieżka dźwiękowa i efekciarskie zabiegi montażowe. 



Reżyser-debiutant z ironicznym wyczuciem zaprzęga horrorowe klisze w służbie społecznej satyry na współczesną Amerykę. Czasy Ku Klux Klanu odeszły do przeszłości, ale poprawność polityczna nieoczekiwanie otworzyła podwoje nowego piekła – bardziej przytulnego, wyłożonego miękkim pluszem liberalnych sloganów. Otwarta pogarda i nienawiść w stosunku do Afroamerykanów jest już passe, dowody uznania dla ich kultury i drobnych odmienności świetnie maskują nieszczere intencje ich białych apologetów. Czarnoskórzy Amerykanie są wspaniali, pod wieloma względami przewyższają białych obywateli, którzy chętnie demonstrują swój podziw, pod warunkiem, że sami zostają u sterów. Miejsce rasizmu ideologicznego zajął bardziej funkcjonalny, pozwalający osiągać swe cele przy zachowaniu quasi-czystego sumienia. Satyryczne ostrze być może nie jest aż tak ostre ani wnikliwe, jak obiecuje świetna pierwsza połowa filmu, ale zgrabne połączenie społecznego komentarza z gatunkowym horrorem i science fiction spod znaku "Black Mirror" (w którym nota bene wystąpił odtwórca głównej roli – Daniel Kaluuya) przydaje obrazowi emergentnej wartości. 

Moja ocena:
7
Ludwika Mastalerz
Absolwentka filozofii i polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka III miejsca w konkursie im. Krzysztofa Mętraka dla młodych krytyków filmowych (2011). Pisze o filmach do portali... przejdź do profilu
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje