Recenzja filmu
You'll Never Walk Alone
Tytułowym chłopcem jest jedenastoletni fan Liverpoolu. Pewnego dnia, po trzech latach nieobecności, zjawia się jego ojciec, Gareth. Chce odbudować relacje z synkiem i mając świadomość jego wielkiej miłości do klubu, kupuje bilety na finał Ligi Mistrzów w Stambule. Plany wspólnego wyjazdu niszczy nagła śmierć Garetha. Will postanawia jednak spełnić marzenie ojca i udaje się w podróż przez Europę...
"Will" skierowany jest przede wszystkim do fanów Liverpool F.C. Tytułowy bohater to chodząca encyklopedia o tym zespole. Zna życiorys każdego piłkarza, dokładną historię klubu, wszelkie statystyki. Wszystkie te fakty umiejętnie wplecione są w fabułę i dialogi. Dodatkowo pokazane są fragmenty meczu z Chelsea Londyn decydującego o Mistrzostwie Anglii w 1986 roku. Nie mogło też zabraknąć hymnu drużyny, czyli utworu "You'll never walk aloneDla każdego kibica The Reds z pewnością będą to miłe dodatki podczas seansu.
Osobiście jednak kibicem Liverpoolu nie jestem. Co "Will" ma do zaoferowania neutralnemu widzowi? Idealne wpasowanie się w schemat kina familijnego. Choć historia rozpoczyna się od tragedii, w gruncie rzeczy jest ona jak najbardziej pozytywna. Ellen Perry pokazuje, że warto walczyć o swoje marzenia. Jeśli czegoś bardzo pragniemy, naprawdę możemy to zrealizować. Dodatkowo z ekranu płynie pozytywne przesłanie, że świat wcale nie jest tak podzielony. W czasach różnic rasowych, politycznych, religijnych, etycznych, czy ekonomicznych, "Will" udowadnia, że w nadzwyczajnych chwilach ludzie potrafią się zjednoczyć. Przykrywką do tego jest piłka nożna, która jest przecież najbardziej popularną grą świata.
A jak "Will" prezentuje się od strony technicznej? Aktorsko jest nieźle. Perry Eggleton wygląda słodko i taka też jest jego kreacja. Mimo krótkiej roli, w roli ojca tytułowego bohatera, dobrze wypadł też Damian Lewis. Takie same odczucie mam odnośnie Kristiana Kiehlinga, który, jako Alek, towarzyszył Willowi w drodze do Stambułu. Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie, w swym epizodzie, Kenny Dalglish. Widać, że podszedł do swego występu całkiem na luzie. Zupełnie odwrotnie wypadli dwaj zawodnicy Liverpoolu: Jamie Carragher i Steven Gerrard. Mimo że powiedzieli tylko jedno zdanie i na ekranie pojawili się na kilka sekund, byli, aż do bólu, sztywni, i sztuczni. Ogólnie aktorstwo jest przyzwoite, ale nie powalające.
W oczy rzucają się jednak błędy logiczne. Największym jest przekraczanie granic. Will podróżował bez paszportu. Dzięki strefie Schengen, w najlepszym wypadku, dotarłby do Węgier. Jednak o wjeździe do Turcji mógłby tylko pomarzyć. Także zakończenie jest mocno przesadzone. Rozumiem, że miało dodatkowo wzruszyć, ale paradoksalnie odniosło odwrotny efekt. Dużo bardziej rozczulająca byłaby kwestia "Udało się tato" z wysokości trybun. Konwencja kina familijnego musiała zostać jednak zachowana. A jak wiemy, jest w niej skłonność do dużej przesady.
"Will" jest pozycją w sam raz do obejrzenia z rodziną w niedzielne południe. Historia jest prosta, ciepła i momentami rozczulająca. Dla młodszej widowni jak znalazł. Starszym widzom pozostaje miły powrót do Stambułu i wspominanie wyczynów Jerzego Dudka. Oglądający nie będący kibicami poznają natomiast, co oznaczają dosłownie słowa hymnu Liverpoolu "Nigdy nie będziesz szedł sam
"Will" skierowany jest przede wszystkim do fanów Liverpool F.C. Tytułowy bohater to chodząca encyklopedia o tym zespole. Zna życiorys każdego piłkarza, dokładną historię klubu, wszelkie statystyki. Wszystkie te fakty umiejętnie wplecione są w fabułę i dialogi. Dodatkowo pokazane są fragmenty meczu z Chelsea Londyn decydującego o Mistrzostwie Anglii w 1986 roku. Nie mogło też zabraknąć hymnu drużyny, czyli utworu "You'll never walk aloneDla każdego kibica The Reds z pewnością będą to miłe dodatki podczas seansu.
Osobiście jednak kibicem Liverpoolu nie jestem. Co "Will" ma do zaoferowania neutralnemu widzowi? Idealne wpasowanie się w schemat kina familijnego. Choć historia rozpoczyna się od tragedii, w gruncie rzeczy jest ona jak najbardziej pozytywna. Ellen Perry pokazuje, że warto walczyć o swoje marzenia. Jeśli czegoś bardzo pragniemy, naprawdę możemy to zrealizować. Dodatkowo z ekranu płynie pozytywne przesłanie, że świat wcale nie jest tak podzielony. W czasach różnic rasowych, politycznych, religijnych, etycznych, czy ekonomicznych, "Will" udowadnia, że w nadzwyczajnych chwilach ludzie potrafią się zjednoczyć. Przykrywką do tego jest piłka nożna, która jest przecież najbardziej popularną grą świata.
A jak "Will" prezentuje się od strony technicznej? Aktorsko jest nieźle. Perry Eggleton wygląda słodko i taka też jest jego kreacja. Mimo krótkiej roli, w roli ojca tytułowego bohatera, dobrze wypadł też Damian Lewis. Takie same odczucie mam odnośnie Kristiana Kiehlinga, który, jako Alek, towarzyszył Willowi w drodze do Stambułu. Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie, w swym epizodzie, Kenny Dalglish. Widać, że podszedł do swego występu całkiem na luzie. Zupełnie odwrotnie wypadli dwaj zawodnicy Liverpoolu: Jamie Carragher i Steven Gerrard. Mimo że powiedzieli tylko jedno zdanie i na ekranie pojawili się na kilka sekund, byli, aż do bólu, sztywni, i sztuczni. Ogólnie aktorstwo jest przyzwoite, ale nie powalające.
W oczy rzucają się jednak błędy logiczne. Największym jest przekraczanie granic. Will podróżował bez paszportu. Dzięki strefie Schengen, w najlepszym wypadku, dotarłby do Węgier. Jednak o wjeździe do Turcji mógłby tylko pomarzyć. Także zakończenie jest mocno przesadzone. Rozumiem, że miało dodatkowo wzruszyć, ale paradoksalnie odniosło odwrotny efekt. Dużo bardziej rozczulająca byłaby kwestia "Udało się tato" z wysokości trybun. Konwencja kina familijnego musiała zostać jednak zachowana. A jak wiemy, jest w niej skłonność do dużej przesady.
"Will" jest pozycją w sam raz do obejrzenia z rodziną w niedzielne południe. Historia jest prosta, ciepła i momentami rozczulająca. Dla młodszej widowni jak znalazł. Starszym widzom pozostaje miły powrót do Stambułu i wspominanie wyczynów Jerzego Dudka. Oglądający nie będący kibicami poznają natomiast, co oznaczają dosłownie słowa hymnu Liverpoolu "Nigdy nie będziesz szedł sam
Moja ocena:
6
Udostępnij: