Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję
Wywiad

"Plac Zbawiciela" na festiwalu Era Nowe Horyzonty

Filmweb / autor: Dominika Wernikowska, Marcin Kamiński / 30-07-2006 11:25
Dziś już ostatni dzień 6 edycji festiwalu Era Nowe Horyzonty. O godzinie 19 odbędzie się uroczyste zakończenie imprezy, podczas którego zostanie pokazany najnowszy film Kena Loacha "Wiatr buszujący w jęczmieniu", a widzowie dowiedzą się, która z rodzimych produkcji zdobyła nagrodę w konkursie "Nowe filmy polskie".

Trzymamy kciuki za Krzysztofa Krauzego i jego najnowsze dzieło "Plac Zbawiciela". Mamy bowiem przeczucie, graniczące z pewnością, że będzie to najlepszy polski film, jaki w tym roku trafi na ekrany naszych kin.

Krauze powraca do formuły wykorzystywanej w "Długu", bierze na warsztat autentyczną historię i pokazuje ludzi uwikłanych w sytuację bez wyjścia. Bohaterowie filmu to młode małżeństwo, które wkrótce ma przeprowadzić się do nowego mieszkania. Zanim odbiorą upragnione klucze, na jakiś czas przenoszą się do matki chłopaka. Kiedy planują gdzie będzie łazienka, gdzie sypialnia, czy zrobić podgrzewaną podłogę, okazuje się, że developer zbankrutował. Beata i Bartek zostają z kolosalnymi długami i dwójką dzieci w niewielkim mieszkaniu z matką. Zaczyna się dramat wzajemnych oskarżeń.





"Plac Zbawiciela" to wyjątkowo mocne, emocjonalne kino, o którym sami twórcy mówią że miał to być film dla kobiet. Joanna Kos-Krauze i Krzysztof Krauze pokazali patologię, nie odwołując się do nizin społecznych i bohaterów z marginesu. Oglądamy zwyczajną przeciętną rodzinę, zadając sobie pytanie, jak wiele wokół nas jest takich dramatów.

Krzysztof Krauze podkreśla, że mający telenowelowe korzenie "Plac Zbawiciela" to najbardziej realistyczny film w jego karierze. Śledząc tragedię Beaty, Bartka i jego matki odnosi się wrażenie, że oko kamery zamiast obserwować podgląda bohaterów. Twórcy nie starali się odwoływać do poetyki dokumentu, a raczej przez ten sposób fotografowania (autorem zdjęć jest Wojciech Staroń) osiągnąć maksymalny realizm. Prawdziwe, przekonujące dialogi - czasami improwizowane przez aktorów będących także współautorami scenariusza - i świetne kreacje aktorskie potęgują ten efekt.

Dramat charakterów opiera się na głównych postaciach. Swoje role świetne odegrali Jowita Budnik, od lat współpracująca z Krzysztofem Krauzem, Arkadiusz Janiczek oraz Ewa Wencel, którą niestety rzadko mamy okazję oglądać w dużych rolach na ekranach kin. [DW]


Nieco rozczarował nas głośny "Paradise Now" palestyńskiego reżysera Hany Abu-Assada. Nominowany do Oscara, uhonorowany Złotym Globem oraz Independent Spirit Award obraz rozczarowuje aż przesadną polityczną poprawnością oraz brakiem wielkich emocji.

Bohaterami filmu są dwaj przyjaciele - Palestyńczycy, którzy pewnego dnia zostają wybrani do przeprowadzenia samobójczego ataku na terenie Tel Awiwu samobójczego zamachu. Mężczyźni - Said i Khaled - zgadzają się bez wahania wierząc, że zabicie Izraelczyków przypomni światu o okupacji ich kraju, a im samym zapewni wstęp do raju. Jednak z chwilą, kiedy przyjaciele przedostają się na teren Tel Awiwu sytuacja się komplikuje. W wyniku niespodziewanego pojawienia się patrolu zostają rozdzieleni. Khaledowi udaje się wrócić do "swoich", Said zostaje sam na terenie wrogiego państwa z ładunkiem wybuchowym owiniętym wokół klatki piersiowej.

Mimo ciekawego i gorącego cały czas tematu "Paradise Now" nie angażuje widzów w takim stopniu, w jakim robi to na przykład pokazywany również na festiwalu "Dzień noc dzień noc", akcja rozwija się wolno, brakuje w filmie uczucia zaszczucia jakie musi towarzyszyć terrorystom działającym na terenie wrogiego kraju liczącym się z tym, że w każdej chwili mogą zostać złapani. W rezultacie losy Saida i Khaleda ogląda się dobrze, ale nigdy tak naprawdę nie przejmujemy się ich losami.







Hany Abu-Assad uznał, że film może stać się doskonałym pretekstem do dyskusji na temat konfliktu. W obrazie pojawia się zatem arabskiej kobiety o imieniu Suha - córki jednego z palestyńskich bohaterów, opowiadającej się za pokojową walką z okupantem. Jej przekonania zostają zderzone z ideami głównych bohaterów przekonanych, że wolność zapewni im jedynie przemoc.

Wydaje się, że uznanie międzynarodowych festiwali "Paradise Now" zawdzięcza głównie swojej tematyce. Mimo dobrego aktorstwa, zdjęć zrealizowanych w większości w autentycznych lokacjach oraz kilku naprawdę interesujących obserwacji społecznych (w Nablus można wypożyczyć taśmy wideo z zapisem mów samobójców przygotowujących się do zamachu bądź kolaborantów wyznających swe winy przed egzekucją) Hany Abu-Assada pozostaje solidną produkcją z niewykorzystanym potencjałem. [MK]


Na długo zapamiętamy natomiast projekcję najnowszego filmu Rolfa De Heera zatytułowanego "Dziesięć czółen". Autor głośnej "Tajemnicy Aleksandry" zabiera tym razem widzów w niesamowitą podróż przez czas by opowiedzieć im rozgrywającą się 1000 lat temu historię pewnej grupy Aborygenów.

Film rozpoczyna się w chwili, kiedy grupa rdzennych mieszkańców Australii wyrusza na bagna z zamiarem zapolowania na zamieszkujące je gęsi. Przewodzi im doświadczony wojownik Minygululu świadomy tego, że jego młodszy brat - Dayindi, skrycie podkochuje się w najmłodszej z jego żon. Chcąc rozwiązać tę sytuację Minygululu postanawia opowiedzieć mu historię, jaka rozegrała się setki lat temu…

"Dziesięć czółen" określony został przez jednego z amerykańskich krytyków jako wyjątkowe połączenie antropologii i rozrywki. Film Rolfa de Heera to bowiem nie tylko fascynująca opowieść przygodowa, ale również niezwykle realistyczny opis zwyczajów, zachowań i sposobu życia Aborygenów.





Holenderski reżyser umiejętnie łączy ze sobą dwie warstwy czasowe. Historia Minygululu opowiedziana jest za pomocą czarno-białych inspirowanych zrobionymi w latach 30. ubiegłego wieku fotografiami Donald Thomson, a snuta przez niego opowieść prezentowana jest za pomocą wspaniałych, kolorowych ujęć pokazujących niezwykłe piękno australijskiego kontynentu.

"Dziesięć czółen" to również pierwszy w historii film zrealizowany częściowo w języku Aborygenów. Posługują się nim wszyscy bohaterowie obrazu. Jedynie komentujący całą opowieść narrator posługuje się językiem angielskim.

Najnowszy obraz Rolfa de Heera to niezapomniana podróż w przeszłość do niezwykle ciekawego i oryginalnego świata, który jak do tej pory niezbyt często pojawia się w filmach. Spora porcja humoru, ciekawa fabuła i wspaniałe zdjęcia zapewniają półtorej godziny doskonałej rozrywki. [MK]




Almodovar otworzył festiwal Era Nowe Horyzonty - dzień pierwszy
Moretti o Berlusconim - drugi dzień festiwalu Nowe Horyzonty
Disco roboto - trzeci dzień festiwalu Era Nowe Horyzonty
Bębny bogów - czwarty dzień festiwalu Era Nowe Horyzonty
Radykalny Moodysson - piąty dzień festiwalu Nowe Horyzonty
Kicia uwodzi widzów - szósty dzień festiwalu Nowe Horyzonty
Alicja w krainie koszmaru - siódmy dzień festiwalu Nowe Horyzonty
Fantasmagoria - ósmy dzień festiwalu Nowe Horyzonty
"Kto nigdy Ne żył…" na festiwalu Era Nowe Horyzonty

Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

Najnowsze Newsy