Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję
Wywiad

Alicja w krainie koszmaru - festiwal Nowe Horyzonty

Filmweb / autor: Dominika Wernikowska, Marcin Kamiński / 27-07-2006 13:51
Nawet się nie obejrzeliśmy, a już ponad połowa festiwalu Era Nowe Horyzonty za nami. Nie wszystkie filmy, jakie do tej pory obejrzeliśmy, przypadły nam do gustu. Niektóre nas zachwyciły, ale były i takie, które nas znudziły, bądź zirytowały. Nie może być jednak inaczej na imprezie, na której pokazywane są filmy, jakich najczęściej nie uświadczymy w kinie.

Wczorajszy dzień rozpoczęliśmy od projekcji hiszpańskiego dokumentu "Niebo obraca się" w reżyserii Mercedes Alvarez. Film jest opowieścią o jednym roku z życia umierającej wioski. Trzydziestoletnia autorka obrazu jest ostatnim dzieckiem, które narodziło się w liczącej prawie 1000 lat mieścinie. Obecnie mieszka tam 14 osób, a liczba ta - oczywiście - się zmniejsza.

"Niebo obraca się" jest filmem przeznaczonym dla festiwalowej publiczności. Alvarez nie tyle opowiada w nim historię swojej wioski, co stara się pokazać atmosferę tego wymarłego miejsca. Dokument składa się z długich ujęć pokazujących prozaiczne czynności nielicznych mieszkańców miasteczka i śledzi ich pozornie banalne rozmowy. Reżyserka, występująca również jako narratorka filmu, dyskretnie wprowadza widza w ten wyjątkowy, odizolowany od świata krajobraz.





Film Alvarez niejednokrotnie wystawia cierpliwość widza na próbę. Praktycznie pozbawiony fabuły, skupiony na uchwyceniu klimatu miejsca, o którym opowiada, nie wszystkim przypadnie do gustu. Spora część festiwalowej publiczności wyszła z kina podczas jego projekcji. Jednak ci, którzy zdecydowali się wytrwać do końca, na pewno nie opuszczali sali zawiedzeni. [MK]


Jednym z najbardziej dyskutowanych pokazów wczorajszego dnia była "Kraina traw" Terry'ego Gilliama - zrealizowana w ubiegłym roku ekranizacja powieści Mithca Cullina. Zainteresowanie projekcją było duże, a film grano przy sali wypełnionej do ostatniego miejsca. Jednak po projekcji można było często usłyszeć w kuluarach, że wielu widzom "Kraina traw" bardzo, ale to bardzo, nie przypadła do gustu.

Główną bohaterką filmu jest jedenastoletnia Jeliza-Rose, która po śmierci matki opuszcza Los Angeles i wraz z ojcem wyrusza do Teksasu, do niezwykłej krainy traw. Ucieczka od gorzkiej rzeczywistości trudnego dzieciństwa prowadzi ją do świata fantazji. Dziewczynka rozmawia z główkami swych ułomnych laleczek, a jej jedynym przyjacielem i... kochankiem, jest upośledzony umysłowo Dickens.





Terry Gilliam powraca do mrocznego świata, tak dobrze znanego fanom, jego twórczości. Jego "Kraina traw" to miejsce przerażające, ale i fascynujące jednocześnie, zaludnione ekscentrycznymi i wyjątkowymi bohaterami. Problem w tym, że niewiele się między nimi dzieje. Niezwykle przywiązany do powieści Cullina Gilliam nie potrafił przerobić jej na materiał filmowy. W rezultacie w ekranizacji znalazło się wiele fragmentów nie wnoszących niczego do całości i zwyczajnie wydłużających projekcję. Film trwa 122 minuty i mimo doskonałego aktorstwa młodziutkiej Jodelle Ferland, pięknych zdjęć Nicoli Pecorini oraz niesamowitej scenografii, po wyjściu z kina mamy pewność, że mógłby być co najmniej o 40 minut krótszy. [MK]


Nie do końca przypadła nam również do gustu niezależna produkcja "Niewybaczalne" - debiut fabularny koreańskiego reżysera Yoon Jong-bina. Twórca porusza temat psychicznego i fizycznego znęcania się nad żołnierzami odbywającymi 26 miesięczną służbę wojskową w koreańskiej armii. Opierając się na własnych doświadczeniach, Yoon Jong-bin sam zagrał jedną z postaci.

Bohatrem filmu jest młody Lee Seung-young rozpoczynający służbę w wojsku. Od pierwszych chwil armia jawi mu się jako zbiór bezsensownych reguł, jakim trudno się podporządkować. Usługiwanie oficerom, przynoszenie kapci i kawy, znoszenie przemocy fizycznej, to wszystko sprawia, że Lee Seung-young nie potrafi odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Gehennę pomaga mu przetrwać Yu Tae-Leong, przyjaciel ze szkoły, którego spotyka w wojsku. Problem w tym, że Lee Seung-young awansuje, a to sprawia, że pochłaniają go tryby bezdusznej machiny. Każdy kto znosił upokorzenia, teraz ma pod sobą młodych żołnierzy, dla których sam jest przełożonym i pole do popisu, aby pokazywać swoją siłe i wyższość. Każdy z żołnierzy jest ofiarą i katem, takie są zasady gry.





Reżyser postanowił przesadnie nie epatować okrucieństwem, rezygnując z pogoni za sensacją na rzecz obserwacji. Stara się analizować motywy postępowania swoich bohaterów, zamiast czynić z filmu spektakularne widowisko. Ta formuła nie do końca się sprawdziła, bo "Niewybaczalne" to obraz od pewnego momentu powtarzalny. Oglądając go ma się wrażenie, że twórca po raz kolejny stara się powiedzieć to samo. To również kwestia mało oryginalnego tematu. Służba wojskowa to dla wielu prawdziwy horror, a powrót do świata cywili wcale nie oznacza normalności udowadnia Yoon Jong-bin, czyniąc to kolejny dramatyczny apel z cyklu "tak nie powinno być[DW]


Wydarzeniem wczorajszego dnia okazała się projekcja dokumentu Marcela Łozińskiego "Jak to się robi" prezentowanego we Wrocławiu w ramach konkursu "Nowe filmy polskie". W swoim najnowszym filmie autor "89 mm od Europy" obnaża mechanizmy rządzące współczesną polityką. Do nakręcenia filmu zainspirował reżysera reportaż z "Gazety Wyborczej" autorstwa Jacka Hugo-Badera o Piotrze Tymochowiczu, jednym z najsłynniejszych doradców medialnych, z którego usług korzystają politycy. Po przeczytaniu artykułu Marcel Łoziński zwrócił się do Tymochowicza z prośbą o sfilmowanie metod, jakimi posługuje się, próbując profesjonalnie kształtować wizerunek polskich elit. Jak twierdzi Tymochowicz z każdego można ulepić polityka. Po obejrzeniu filmu dotrze do nas bolesna prawdziwość tych słów.





Uczestnicy projektu, czyli kandydaci na przyszłych polityków zostali wyłonieni w drodze castingu. Szkolenie rozpoczęło kilkanaście osób poddanych profesjonalnym metodom "obróbki" kandydata na lidera. Realizacja filmu zajęła twórcom 3,5 roku. Z trwającego ponad 50 godzin materiału na ekranie oglądamy 90 minut. Ale to 90 minut, które całkowicie odziera nas ze złudzeń. To że polityka i szczerość niewiele mają ze sobą wspólnego, to tylko jedno z prawideł, jakie mistrz wkłada do głowy swym uczniom. Śmiech, który budzą niektóre sfilmowane sytuacje, w pewnym momencie więźnie w gardle. "Jak to się robi" to śmiała analiza naszej rzeczywistości medialno politycznej. Przekonująca i dająca do myślenia. [DW]




Warto czasami przekonać się, jak wygląda Polska w oczach obcokrajowców. Obraz "Droga Molly", jaki prezentuje nam niemiecka reżyserka Emily Atef niewiele różni się od tego, który mamy okazję podziwiać w rodzimych produkcjach.

Akcja filmu dzieje się w Wałbrzychu. Tam właśnie przyjeżdża Irlandka Molly, aby odnaleźć ukochanego. Zadanie nie jest łatwe, bo Molly i Marcin spędzili ze sobą tylko jedną noc. Jak znaleźć w Wałbrzychu kogoś, o kim wie się tylko, że pracuje "przy węglu"? Rozpoczynają się żmudne poszukiwania i ciąg upokorzeń, który musi przeżyć nieznająca języka i realiów tego regionu Molly.





W filmie Atef trudno doszukać się oryginalności. Mamy tu prostą historię i świetnie znane nam krajobrazy Śląska. Zrujnowane miasto, bezrobocie i ludzie, którzy kierując się instynktem samozachowawczym, są w stanie zrobić wszystko, żeby tylko przetrwać. Atef funduje nam dawkę realizmu, po której natychmiast chce się opuścić ten zdegenerowany świat i szybko wyjść z kina. Na tle festiwalowych filmów "Droga Molly" prezentuje się bardzo przeciętnie. [DW]


Jednym z faworytów do głównej nagrody tegorocznego konkursu "Nowe Horyzonty" jest z całą pewnością skromny, ale wstrząsający dramat Julii Loktev "Dzień noc dzień noc".

Bohaterką obrazu jest młoda dziewczyna-terrorystka, która przybywa do Nowego Jorku z zamiarem dokonania samobójczego zamachu bombowego na Times Square. Pierwsza część filmu pokazuje jej przygotowania do ataku, druga opowiada o jej podróży nowojorskimi ulicami z ładunkiem wybuchowym ukrytym w plecaku.





"Dzień noc dzień noc" może nie wszystkim przypaść do gustu. Julia Loktev nie mówi nam nic o motywach jakie kierują jej bohaterką. Co więcej później sugeruje, że ta ma kochającą rodzinę, a świat nie jest dla niej zły. W "Dzień noc dzień noc" skoncentrowała się na emocjach towarzyszących jej bohaterce w ciągu kilkudziesięciu godzin. Przygląda jej się zarówno podczas prozaicznych czynności takich jak mycie, czy pranie, ale jest z nią również w kluczowej scenie, kiedy dziewczyna chwyta za zapalnik.

Zrealizowany za nieduże pieniądze z doskonałą kreacją aktorską debiutującej na ekranie Luisy Williams film dostarczył nam niesamowitych emocji. Mamy nadzieję, że zostanie dostrzeżony również przez innych widzów i opuści Wrocław z nagrodą. [MK]


Siódmy dzień festiwalu zakończyliśmy projekcją koreańskiego filmu "Pojedynek" prezentowanym w ramach cyklu "Nocne szaleństwo". Niestety, najnowsze dzieło Myung-Se Lee, autora głośnego "Nowhere to hide" z 1999 roku, mocno mnie rozczarowało.

"Pojedynek" przenosi nas do Korei czasów dynastii Chosun. W kraju pojawiają się olbrzymie ilości fałszywych pieniędzy, co grozi załamaniem gospodarki i bankructwem państwa. Specjalna jednostka policji podejrzewa, że za wprowadzeniem ich na rynek stoi wpływowy minister pragnący przejąć władzę w kraju. Rozprawa z nim nie będzie jednak łatwa. Najbliższym współpracownikiem ministra jest bowiem mistrz miecza - Smętnooki, w którym durzy się ognista policjantka Namsoon.

"Pojedynek" bardzo dobrze prezentował się na zwiastunach, ale w kinie wygląda już dużo gorzej. Myung-Se Lee chciał tą produkcją na nowo zdefiniować gatunek filmu sztuk walki, ale wydaje się, że pracując nad nim za dużo czasu poświęcił planowaniu kolejnych scen walk, niż scenariuszowi, bowiem fabularnie "Pojedynek" wydaje się być całkowitym nieporozumieniem. Bohaterowie filmu zachowują się dziwacznie, relacje pomiędzy nimi nie zawsze są zrozumiałe, a sama historia opowiadana jest tak pokrętnie, że bardzo szybko widz traci nią zainteresowanie.





Również od formalnej strony "Pojedynek" pozostawia wiele do życzenia. Wypełniony przyspieszonymi i zwolnionymi ujęciami, a nawet sekwencjami przywodzącymi na myśl finał "Benny Hill Show", obraz pozbawiony jest widowiskowych pojedynków. Kamera często zmienia punkt widzenia, bądź podgląda walczących na przykład zza barierki otaczającej taras i zasłaniającej sporą część ekranu. Jest jednak w filmie Myung-Se Lee jedna sekwencja, dla której warto ten obraz zobaczyć - pojedynek Namsoon i Smętnookiego w wąskiej alei w rytmie tanga. [MK]


Przed nami kolejny dzień imprezy i oczywiście kolejne filmy. Dziś na pewno zobaczymy "Stroiciela trzęsień ziemi" braci Quay, dokument "Leonard Cohen: I'm Your Man", obyczajowe "Na południe" oraz polską produkcję "Przebacz" w reżyserii Marka Stacharskiego.




Almodovar otworzył festiwal Era Nowe Horyzonty - dzień pierwszy
Moretti o Berlusconim - drugi dzień festiwalu Nowe Horyzonty
Disco roboto - trzeci dzień festiwalu Era Nowe Horyzonty
Bębny bogów - czwarty dzień festiwalu Era Nowe Horyzonty
Radykalny Moodysson - piąty dzień festiwalu Nowe Horyzonty
Kicia uwodzi widzów - szósty dzień festiwalu Nowe Horyzonty
Fantasmagoria - ósmy dzień festiwalu Nowe Horyzonty
"Kto nigdy Ne żył..." na festiwalu Era Nowe Horyzonty, dzień dziewiąty
"Plac Zbawiciela" na festiwalu Era Nowe Horyzonty, dzień dziesiąty

Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

Najnowsze Newsy