Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

Dwa filmy w jednym - świetny i nużący

Gdyby nie to, że historia ta wydarzyła się naprawdę, a postać Margaret Thatcher faktycznie trzęsła posadami brytyjskiej polityki lat osiemdziesiątych XX wieku, "Żelazna Dama" przeszłaby bez echa przez światowe kina. Być może głośno byłoby o niej tylko w USA za sprawą roli, która z Meryl Streep uczyniła drugą kobietę w historii kinematografii zdobywającą 3 statuetki Oscar (po Katharine Hepburn - 4 Oscary). Powód jest jeden - film jest po prostu przeciętny.

Historia toczy się nielinearnie - z jednej strony poznajemy Margaret w wieku zaledwie około 20 lat, gdy wyrusza na studia do Oxfordu. Obserwujemy jej pierwsze kroki w "męskim świecie", decyzje i wybory. Jesteśmy świadkami, jak pnie się na szczyt politycznej kariery i z uporem realizuje swoje plany. Z drugiej strony, film ukazuje nam Margaret jako starszą schorowaną kobietę, która nie może znaleźć sobie miejsca w nowej, niepolitycznej rzeczywistości. Nieprzebyta żałoba po mężu, oddalenie (nie tylko fizyczne, ale przede wszystkim mentalne) od dzieci oraz nawarstwiające się halucynacje powoli głoszą schyłek silnego charakteru.



W zamierzeniu scenarzysty, te dwie historie miały zapewne przeplatać się ze sobą, tworząc spójną kompilację przyczynowo-skutkową. W rzeczywistości widz otrzymuje zagmatwanie odczuć, napięcia i klimatu. Historia przybiera bowiem bieg sinusoidy, i to zgrzytającej. Panowanie pani minister ogląda się z przyjemnością i rosnącym apetytem. Oczekujemy tego, że posunie się dalej i dalej, że będzie konsekwentnie wprowadzać nowy ład w imię zasad. Pomimo tego, że jest to postać wysoce kontrowersyjna, kibicujemy jej. Meryl Streep podkręca każdą scenę i bezbłędnie tworzy obraz kobiety władczej i nieznającej kompromisów. Tę świetną dla oczu i uszu rozrywkę psują usilne próby wkomponowania "starszej ThatcherOt, strzał w kolano widzowi. Cóż autor miał na myśli, czyniąc ten zabieg? Widok niedołężnej kobiety, będącej cieniem samej siebie, budzi nie tyle zastanowienie nad losem i schyłkiem przywódcy, co rozczarowanie i znużenie. Widz zgrzyta zębami w oczekiwaniu na powrót historii na właściwy tor. Jedyną refleksją płynącą z tego zabiegu jest uporczywa myśl, iż to mógł być krwisty dramat i polityczna rozprawka w jednym. Zamiast tego dostaliśmy kawałek mięsa z jedną ledwie co pracującą żyłką. 

Nie ukrywajmy, mimo iż część z młodszą Thatcher ogląda się z nieukrywaną przyjemnością, to w ostatecznym rozrachunku "Żelazna Dama" rozczarowuje. Rola Streep oraz potencjał, który został nadany temu obrazowi jeszcze na długo przed premierą, nie wystarczyły do oddania charyzmy i przywódczego talentu, jakiego nie można odebrać Pierwszej Premier Wielkiej Brytanii. Temat nie został wyczerpany. Niedosyt pozostał.


6
To ja zabiłam Laurę Palmer.
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje