Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

Puk, puk... Babadook!

Jest się czego bać. Tytułowy bohater to postać z książeczki dla dzieci, która do snu utuliłaby tylko Freddy'ego Kruegera. Z tym ostatnim łączy Babadooka awersja do manicurzystek, gustowny kapelusz i stanowiąca nie najlepszy omen rymowanka. I jak to w dobrych horrorach bywa, nie liczy się wyłącznie to, co w książeczce napisano, ale również to, kto ją czyta.



Zwyczaje Babadooka kładą się długim i szponiastym cieniem na życiu Amelii (Essie Davis) oraz jej syna, Samuela (Noah Wiseman). Siedem lat wcześniej, wioząc Amelię na porodówkę, w wypadku samochodowym życie stracił jej mąż. Od tamtej pory kobieta próbuje pozbierać się do kupy, całą energię pożytkując na wychowanie syna. Ten z kolei wykorzystuje swoją bujną wyobraźnię i techniczną smykałkę do tworzenia kolejnych narzędzi obrony przed czającymi się w mroku "potworamiAgresywny, nadpobudliwy chłopak szybko nakręca spiralę paranoi. I kiedy ostrzega mamę o Babadooku, zapewniając jednocześnie, że ją obroni, wiemy, że nie żartuje.

Czy Babadook jest tylko wytworem wyobraźni kobiety, ścigającym ją wspomnieniem zmarłego męża? Może tylko narodził się w umyśle jej syna, próbującego zakląć rzeczywistość za pośrednictwem baśniowego języka? A co, jeśli istnieje naprawdę i wystrugana w garażu kusza na rzutki nie wystarczy, by go pokonać? Debiutująca w pełnym metrażu Jennifer Kent zna gatunek i zdaje sobie sprawę, ilu jej poprzedników poległo, udzielając odpowiedzi na podobne pytanie. Sama daje popis autokontroli: wie doskonale, że boimy się nie tylko tego, czego nie widać, ale także tego, co może w ogóle nie istnieć. I choć to pojedyncze  niedopowiedzenie jest fabularnym fundamentem całego filmu, konstrukcja okazuje się solidna – "Babadook" straszy na całego.





Arsenał reżyserskich sztuczek Kent ma zresztą całkiem spory: raz będą to złowróżbne stukoty i szmery, kiedy indziej stare dobre karaluchy, to znów poklatkowo animowana zjawa lub refleksy w szybach i telewizorze. Autorka wie, jak zbudować napięcie, lecz co ważniejsze – potrafi je utrzymać, zaś jej film z szacunkiem trawestuje klasykę kina grozy i psychologicznych dreszczowców: od arcydzieł ekspresjonizmu niemieckiego, przez "Wstręt" i "Dziecko Rosemary" Polańskiego, po brytyjską nową falę w rodzaju "Kill List" Bena Wheatleya. "Babadook" to również najfajniejszy hołd złożony "Kevinowi samemu w domu" od czasu finału "Skyfall".

Dynamika relacji między bohaterami rozpisana jest precyzyjnie, podobnie jak role Davis i małoletniego Wisemana. Dla niej to prawdopodobnie najlepsza rola w karierze, on z kolei zajmuje miejsce w czołówce korowodu psychotycznych filmowych dzieciaków. Kent wykorzystuje ich nieoczywistą urodę, mimikę, język ciała, cały czas balansuje między niemal konwulsyjną szarżą, a momentami wyciszenia. Opresyjna aura otula widza również za sprawą montażu i zdjęć. Operator "Sali samobójców" i "Jesteś Bogiem", Radosław Ładczuk, fantastycznie wykorzystuje przestrzeń pozakadrową, zaś ciekawe zbitki, przejścia i częste elipsy przypominają, jak efektownym i efektywnym środkiem stylistycznym w opowieściach grozy jest montaż skojarzeń.



Każdy filmowiec – nie tylko debiutant – powinien marzyć o takim filmie jak "Babadook" w swoim portfolio. O utworze z pogranicza kilku gatunków, potwierdzającym potencjał drzemiący w każdym z nich; jednocześnie zadłużonym w klasyce i budującym na jej bazie nową jakość; świadczącym o olbrzymim talencie reżyserskim i umiejętności wykorzystania ograniczeń budżetowych (część środków zebrano na Kickstarterze) na korzyść dzieła. Słowem – upichconym z prostych składników, ale o wyrafinowanym smaku.


Moja ocena:
9
Michał Walkiewicz
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje