Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

Cierpienia młodego Drivera

"Film, który nakręciłby Tarantino, gdyby tylko potrafił." - takim oto zadziornym stwierdzeniem jest reklamowane najnowsze dzieło mało znanego duńskiego reżysera, Nicolasa Windinga Refna. Odwoływanie się do twórcy "Pulp Fiction" w ten mało przychylny sposób było marketingowym strzałem w dziesiątkę. Otóż cały legion wyznawców Tarantino ruszył do kin z pianą na ustach i szaleństwem w oczach, aby przekonać się, kto i dlaczego ośmiela się kwestionować ogrom talentu ich mistrza. Muszę przyznać, że mimo iż nie należę do wyżej wymienionej grupy (choć cenię sobie twórczość Tarantino), również dałem się złapać na ten tani marketingowy chwyt. Okazał się on o wiele skuteczniejszy, niż bardzo przychylne recenzje i nagrody z festiwalu w Cannes.

Głównym bohaterem "Drive" jest młody mechanik samochodowy, który dorabia jako kaskader i kierowca... bandytów podczas różnego rodzaju akcji rabunkowych. Od początku filmu widać, że chłopak jest zamknięty w sobie i bardzo opanowany. Doskonała scena otwierająca film przedstawia bardzo osobliwy pościg, podczas którego możemy się dobitnie przekonać, że bohater ma stalowe nerwy. Jego osobowość nijak nie pasuje do srebrnej kurtki ze złotym skorpionem na plecach, którą cały czas nosi. Do czasu, aż bezimienny bohater zostaje przyparty do muru i zmuszony do pokazania swojej drugiej twarzy.



Największym atutem filmu jest jego... niehollywoodzkość. Podobieństwo do twórczości Tarantino można zauważyć w zamiłowaniu Refna do łamania schematów utartych we współczesnym kinie akcji. Niby rozwój wydarzeń jest prosty jak konstrukcja cepa, a historia miłosna sztampowa, ale zastosowane zwroty akcji potrafią zaskoczyć w swojej banalności (co się twórcom naprawdę chwali!), a do fabuły udało się upchnąć kilka symboli (np. motyw tatuażu pracodawcy głównego bohatera, lub przypowieść o skorpionie i żabie).

Aktorstwo Ryana Goslinga (grającego główną rolę) okazało się trochę kontrowersyjne. Konwencja przyjęta przez twórców filmu wymogła na nim grę niemal bezosobową. Twarz kierowcy zazwyczaj nie zdradza żadnych uczuć, a w relacjach z ludźmi zachowuje się on niemal autystycznie. Dialogi między bohaterami są pełne dłużyzn, a liczne (również często niekrótkie) zbliżenia na okraszoną posągową miną twarz drivera, nie zdradzają praktycznie nic. Osobiście uważam, że to ograniczenie środków wyrazu nadało filmowi ciekawy, niepokojący klimat, który dobrze komponuje się z całą historią. Warto zwrócić uwagę również na Oscara Isaaca, który w roli męża ukochanej głównego bohatera w końcu pokazał naprawdę wyrazistą postać (tym bardziej, że jego poprzednie role drugoplanowe w "Agorze", czy "Sucker Punch" były co najwyżej przeciętne).

"Drive" to rzeczywiście film mający trochę wspólnego ze stylem Tarantino. Zabawa konwencją kina gatunkowego i nagłe przeistaczanie się niemal sennej opowieści w bardzo brutalny spektakl przywołują na myśl "Bękarty wojny" czy "Wściekłe psy". Na szczęście Refnowi udało się zręcznie uniknąć naśladownictwa i dorzucić od siebie niepowtarzalny klimat kina europejskiego. Młody reżyser pokazał, że łącząc oryginalny talent osoby spoza Fabryki Snów i hollywoodzki budżet, można uzyskać bardzo ciekawe i niepowtarzalne dzieło.

6
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje