Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Pontyfikat niespełnionego aktora

Początkowe ujęcia nowego filmu Nanniego Morettiego, który wyjechał dziesięć lat temu z Cannes ze Złotą Palmą za "Pokój syna", wyglądają na dokumentalne: na placu Świętego Piotra zgromadziły się tłumy, by opłakiwać papieża. Wśród wiernych powiewają liczne polskie flagi. Znamy dobrze podobne obrazy z telewizyjnych relacji. A jednak, wbrew pierwszemu wrażeniu, "Habemus papam" nie odtwarza faktów, tylko traktuje je jako punkt wyjścia do odmalowania w ciepłej tonacji portretu pewnego człowieka. Człowieka w zaawansowanym wieku, targanego wątpliwościami i – tak się dodatkowo składa – papieża. Nie "naszego" papieża czy jakiegokolwiek innego. Po prostu kogoś, kto ku zaskoczeniu swoim oraz innych uczestników konklawe został wybrany głową Kościoła katolickiego. I nie potrafi sobie z tym zadaniem poradzić.

Pierwsze wrażenia jeszcze w innym sensie okazały się fałszywe w przypadku tego filmu: inaczej niż sugeruje opis akcji, "Habemus papam" nie stara się być kontrowersyjny czy obrazoburczy. Owszem, kwestionując decyzję konklawe, w pewnym sensie podważa papieski autorytet. Ale robi to w sposób pełen gracji, okazując empatię bohaterom. Ten film nie ma nic z krucjaty przeciwko współczesnemu Kościołowi i jego przewinieniom. Zresztą Moretti, zadeklarowany lewicowiec, nawet gdy krytykował układy społeczno-polityczne ostrzej niż w najnowszym filmie, nie wciskał ludzi w kołnierze groteski i nie schodził do poziomu walczącej publicystyki.



Wraz z reżyserem zaglądamy za mury Watykanu: w jego wizji podczas konklawe kardynałowie... ściągają od siebie nawzajem, potem chcą się wybrać na "pyszne pączki i wystawę Caravaggia", a gdy dramatyczny czas oczekiwania na pojawienie się nowego papieża na balkonie wydłuża się, zdecydują się nawet na udział w turnieju siatkarskim. Te dowcipne zdarzenia nie tylko zostały przedstawione bez odrobiny złośliwości, ale i fenomenalnie wygrane. Czegóż innego moglibyśmy spodziewać się po takiej obsadzie: Michel Piccoli jako papież, który chciał w młodości zostać aktorem, Jerzy Stuhr – sprytny watykański rzecznik, i sam Moretti – lekarz, który miał ekspresowo wyleczyć świętego pacjenta, ale skończył na czytaniu Biblii poprzez psychoanalizę.

Wracając do głównego bohatera: podczas wędrówki po Rzymie incognito trafia on na spektakl teatralny. I to tu, a nie wcześniej, w Kaplicy Sykstyńskiej i w otoczeniu hierarchów Kościoła, dostrzeże sacrum. W trakcie magicznej sceny, gdy zakonnice wkroczą na widownię z uduchowionymi minami niczym do świątyni, zagubiony starzec odnajdzie swoją religię.

Oto i papież, który pozostał człowiekiem.

Moja ocena:
8
Malwina Grochowska
Rocznik '82. Absolwentka dziennikarstwa i kulturoznawstwa na UW. Członkini Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI. Wyróżniona w konkursie im. Krzysztofa Mętraka. Publikuje w "Kinie",... przejdź do profilu
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje