Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Jaki tytuł taki film

Czy twórca takich przebojów jak "Pretty Woman" czy "Uciekająca panna młoda" może nas jeszcze czymś zaskoczyć? Okazuje się, że zdecydowanie tak. Niestety nie jest to jednak miła niespodzianka.



Komedia romantyczna rządzi się swoimi prawami. Gary Marshall te zasady niewątpliwie zna, a być może parę z nich sam stworzył. W swoim nowym filmie dostosowuje się do owych reguł, lecz mimo to "Mama na obcasach" pozostaje jednym z najbardziej nudnych filmów roku. Dlaczego? Na pewno za taki stan rzeczy winić nie można obsady. Kate Hudson świetnie sprawdza się jako bohaterka lekkich opowiastek, co pokazała między innymi w "Jak stracić chłopaka w 10 dniTu też gra na wysokim poziomie i robi, co może, by przykuć uwagę widza. Nawet drewniany John Corbett stara się jak może, by wydobyć z siebie jakiekolwiek pokłady gry aktorskiej. Odtwórcy drugiego planu także nie zawodzą. Joan Cusack jest już weteranką filmów Marshalla, a Felicity Huffman jak zwykle świetnie sprawdza się w roli strudzonej życiem matki nieznośnych dzieciaków. Czy zatem obwiniać można scenarzystę? Nie do końca. Sama historia jest do bólu przewidywalna lecz mimo to na tle innych komedii romantycznych prezentuje przyzwoity poziom. Czy zatem produkcję zepsuł operator kamery? Nie, bo kto w końcu w tym gatunku zwraca uwagę na pracę kamery? Może zatem muzyka? W tej warstwie też nie jest źle, choć aż prosiło się o ilustrację pewnych scen przebojami sprzed lat. Dochodzimy więc do punktu, w którym zarzuty skierować możemy już tylko przeciw reżyserowi. I niestety to właśnie Gary Marshall sprawił, że z przyzwoitego materiału na komedię uczyniono najnudniejsze popłuczyny ostatnich lat. Reżyser bowiem postawił na moralizatorski wydźwięk całej opowiastki. A poziom dydaktyzmu jest tu przytłaczający. Takiej porcji słodyczy i mądrości życiowych wygłaszanych w przydługawych dialogach nie widzieliśmy od dawna. Czasem mam wrażenie, że równie dobrze można byłoby kazać aktorom biegać po planie z transparentami z napisami w stylu „Kochajmy się”, „Czyńmy dobro” itd. Samo przesłanie "Mamy na obcasach" oczywiście jak najbardziej nie podlega dyskusji. Szkoda tylko, że potraktowano widzów jak imbecyli, którym trzeba pewne prawdy wykładać jak abecadło dzieciom w przedszkolu. To sprawia, że cały film kierowany raczej powinien być do ewentualnie pierwszaków choć i one nie zniosą tej dozy iście ciężkiego dydaktyzmu.

Jeżeli mimo wszystko chcecie obejrzeć ten film, to zastrzegam, że jest on tak słaby jak jego polskie tłumaczenie. Po błyskotliwym tłumaczeniu "Dirty Dancing" na "Wirujący seks" wydawało się, że nic mnie nie zaskoczy. Być może jednak dystrybutor uznał, że poniżający film powinien mieć tytuł w takim samym stylu. Jeżeli tak było, to sztuka ta udała się w stu procentach.


6
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje