Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

Szkoła przetrwania

Debiutancki thriller Michaela Greenspana to obraz tyleż intrygujący, co banalny. Kanadyjski twórca miesza ze sobą elementy psychologicznego dreszczowca i filozoficznego eseju, tworząc nieprzyjemną, lecz ciekawą mieszankę. Choć raz za razem wpada na mielizny, paradoksalnie jego film hipnotyzuje, drażni i wciąga jednocześnie.

Mężczyzna (Adrien Brody) budzi się w rozbitym samochodzie obok trzech martwych ludzi. Nie pamięta, kim jest ani jak znalazł się w roztrzaskanym wozie. Jest sam w środku wielkiego lasu. Jego noga uwięziona została pod zniszczoną deską rozdzielczą, przez co mężczyzna nie może wydostać się z rozbitego samochodu. Tak zaczyna się film młodego kanadyjskiego reżysera – dziwna opowieść o poszukiwaniu tożsamości, o człowieku postawionym wobec sił natury, wreszcie – o woli przetrwania. Gdy pierwszy raz widzimy głównego bohatera, przypomina on postaci z widowiskowych "127 godzin" Boyle'a i "Pogrzebanego" Rodrigo Cortésa. Jest zamknięty w klaustrofobicznej przestrzeni, zdezorientowany, zakrwawiony. Przez pół godziny obserwujemy jego walkę – kamera przygląda się mu z różnych kątów, słyszymy jego i wybuchy rozpaczy. Także później niewiele się zmieni – aż do końca zostaniemy sam na sam z tym dziwnym mężczyzną. Będziemy towarzyszyć mu w rozpaczliwej próbie uratowania swojego życia, a także dowiedzenia się, kim jest i jak znalazł się w leśnej głuszy.



Greenspan nie boi się podejmować odważnych decyzji. Nie dość, że w swym pełnometrażowym debiucie sięga po konwencję psychologicznego thrillera, jedną z najtrudniejszych w kinie gatunków, to oddaje filmowy ekran pojedynczemu bohaterowi, czyniąc swój obraz dziełem jednego aktora. I to właśnie aktor okazuje się motorem napędowym jego opowieści. Brody niemal nie znika z ekranu, mówi niewiele, a portret głównego bohatera składa z minimalistycznych gestów i spazmatycznych wybuchów. Amerykański gwiazdor znakomicie panuje nad warsztatem, ma w sobie dość ekranowego magnetyzmu, by wciągać nas w tę opowieść i przykuwać spojrzenie.

Nie jest to zadanie łatwe, bo reżyserowi nie udaje się unikać błędów. "Reset" drażni. Momentami przypomina bowiem "Szkołę przetrwania", dokumentalny serial stacji Discovery, w którym Bear Grylls zajada się robactwem i pokazuje, jak przeżyć w ekstremalnych warunkach. Greenspan nie potrafi znaleźć złotego środka między widowiskowymi scenami rodem z wspomnianej serii telewizyjnej  i filozoficznym esejem. Z jednej strony uczy widza survivalu, z drugiej – nachalnie zadaje filozoficzne pytania o to, co stanowi o naszym człowieczeństwie i jak pamięć kształtuje naszą osobowość. W "Resecie" drażnią także detale i małe nielogiczności – choćby fakt, że mając złamaną jedną nogę, bohater nie próbuje kuśtykać o prowizorycznych kulach, ale uparcie czołga się przez kamieniste leśne dolinki i rzeki, cierpiąc przy tym ogromne katusze.

Film Greenspana daleki jest od ideału, ale bywa całkiem fascynujący. Męczy sadystycznym spektaklem cierpienia, by po chwili stawiać subtelne filozoficzne kwestie. Bo "Reset" nie jest ani dobrym thrillerem psychologicznym (mimo dobrej, dyskretnej muzyki Michaela Brooka), ani też pełnokrwistym filozoficznym esejem. Jest czymś pomiędzy. Obrazem w paradoksalny sposób udanym, choć nieoczywistym i przeznaczonym dla określonej grupy widzów, dla tych, którzy nie oczekują od kina nawałnicy atrakcji i nie muszą doznawać kinowych epifanii. 


6
Bartosz Staszczyszyn
Rocznik '83. Krytyk filmowy i literacki, dziennikarz. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Film". Publikował m.in. w... przejdź do profilu
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje