Recenzja filmu
Pędzący autobus z wątkiem miłosnym w tle
"Speed. Niebezpieczna szybkość" to w oczach wielu, film typowo sensacyjny, w którym krew aż się wylewa, nieustannie lecą przekleństwa i tego typu teksty, a bohaterowie nie mają w sobie żadnych uczuć, są mało inteligentni, napakowani (mężczyźni) i nie zajmujący. Otóż to tylko mit, ustalony zapewne na podstawie filmów, w których zagrał Steven Seagal czy Jean Claude van Damme. Nie wszystkich, ale większości. Otóż "Speed" jest zupełnie inny, o czym świadczy między innymi świetna obsada, przychylne recenzje krytyków i dość duża oglądalność.
Fabuła jest prosta, ale zajmująca. Otóż dwaj policjanci ratują ludzi z windy, nad którą kontrolę ma chory umysłowo przestępca. Łagodnie mówiąc, nie jest tym uszczęśliwiony i porywa autobus. Ale nie porywa dosłownie. Ma nad nim kontrolę, nie może on się zatrzymać, ani zmniejszyć swojej prędkości poniżej 50 km/h. W autobusie są jednak przerażeni pasażerowie, kierowca zostaje przez terrorystę postrzelony, a kieruje nim jedna z pasażerek Annie (Sandra Bullock). Otuchy dodaje jej policjant Jack (Keanu Reeves), który wiedząc o niebezpieczeństwie, wskoczył do autobusu.
Kreacje aktorskie były naprawdę bardzo dobre. Keanu Reeves i Sandra Bullock dali z siebie wszystko i na pewno się opłacało. Wyszło im to bowiem świetnie. Jest to jeden z czynników, który sprawia, że film "Speed" naprawdę dobrze się ogląda, a niektóre sceny wciskają w fotel. Ja (zagorzała romantyczka i fanka Bullock i Reevesa) byłam także pod wielkim wrażeniem, bardzo dobrze poprowadzonego wątku miłosnego między dwójką głównych bohaterów.
Myślę, że reżyser Jan de Bont ("Twister") i scenarzysta Graham Yost mówiąc brzydko - odwalili kawał dobrej roboty. I choć moje zdanie jest często podważalne, uważam, że warto obejrzeć "Speed. Niebezpieczna szybkość" choćby dla zniewalającego spojrzenia Keanu Reevesa (dla pań) czy wspaniałego uśmiechu Sandry Bullock (dla panów).
Fabuła jest prosta, ale zajmująca. Otóż dwaj policjanci ratują ludzi z windy, nad którą kontrolę ma chory umysłowo przestępca. Łagodnie mówiąc, nie jest tym uszczęśliwiony i porywa autobus. Ale nie porywa dosłownie. Ma nad nim kontrolę, nie może on się zatrzymać, ani zmniejszyć swojej prędkości poniżej 50 km/h. W autobusie są jednak przerażeni pasażerowie, kierowca zostaje przez terrorystę postrzelony, a kieruje nim jedna z pasażerek Annie (Sandra Bullock). Otuchy dodaje jej policjant Jack (Keanu Reeves), który wiedząc o niebezpieczeństwie, wskoczył do autobusu.
Kreacje aktorskie były naprawdę bardzo dobre. Keanu Reeves i Sandra Bullock dali z siebie wszystko i na pewno się opłacało. Wyszło im to bowiem świetnie. Jest to jeden z czynników, który sprawia, że film "Speed" naprawdę dobrze się ogląda, a niektóre sceny wciskają w fotel. Ja (zagorzała romantyczka i fanka Bullock i Reevesa) byłam także pod wielkim wrażeniem, bardzo dobrze poprowadzonego wątku miłosnego między dwójką głównych bohaterów.
Myślę, że reżyser Jan de Bont ("Twister") i scenarzysta Graham Yost mówiąc brzydko - odwalili kawał dobrej roboty. I choć moje zdanie jest często podważalne, uważam, że warto obejrzeć "Speed. Niebezpieczna szybkość" choćby dla zniewalającego spojrzenia Keanu Reevesa (dla pań) czy wspaniałego uśmiechu Sandry Bullock (dla panów).
Udostępnij: