Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

Sorry, ale wszystko, w co wierzysz, przestało mieć znaczenie*

Do kogo należy nasze życie? Czy dopóki leży na półce w sklepie jest niczyje? Czy stać nas na to, by je kupić, czy musimy je z tego sklepu ukraść?

Świat to jeden wielki sklep. Tak żeśmy go sobie skonstruowali, byśmy musieli kupować w nim wszystko. Miłość, wdzięczność, bliskość, relacje z drugim człowiekiem, ojcostwo, macierzyństwo, dzieciństwo, bycie córką, synem, wnuczkiem, wnuczką. Narodziny, śmierć i zbawienie. Wbrew znanemu sloganowi, nie ma takiej rzeczy na świecie, za którą nie da się zapłacić kartą kredytową. A najdroższa jest śmierć nie-samotna. Kosztuje ogromne pieniądze płacone przez całe życie. Ale samotnej śmierci boimy się najbardziej.

W trakcie seansu "Złodziejaszkówporządek takiego świata zaczyna się na naszych oczach chwiać. Przy narastającej aprobacie widzów. Od pierwszej sceny przez wiele następnych jesteśmy świadkami radykalnej rebelii w mikroskali jednej rodziny. Nic się nie kupuje. Rzeczy materialne kradnie. A resztę daje i dostaje. Pieniądze zostają zdewaluowane. Czasem można coś ukraść, sprzedać i nie musieć chodzić przez dwa miesiące do pracy, która jest tylko jednym ze sposobów na zdobycie pieniędzy, a nie sensem życia. Bo czy sensem życia może być machanie biustem, pranie cudzych brudów lub okradanie sklepików i samochodów?

Zauważmy, że okradanie sklepików i samochodów jest bezosobowe. Nie okrada się ludzi, tylko rzeczy.

Trwa to w filmie wystarczająco długo, by uznać, że właśnie tak jest dobrze i tak powinno być. Kupujemy (sic!) teorię, że do szkoły muszą chodzić tylko te dzieci, które nie potrafią nauczyć się wszystkiego w domu. A potem następuje nagły koniec rebelii. Rzeczywistość wygrywa. Pozornie?

Zauważmy, że jeden z bohaterów filmu przez cały film delikatnie kuleje. Bo wolnych poznać po tym, że kulawi?



Po obejrzeniu "Złodziejaszków" nic nie jest takie samo i nic nie broni się samo z siebie. Poza miłością do drugiego człowieka. Ale nie taką, która ułatwia gatunkowi przetrwanie. Miłością oddzieloną od prokreacji, choć nie-platonicznej i nie-świętej. Najdziwniejszy to dziwoląg.

Chodzi o to, by być dla siebie dobrym. Dla siebie, czyli dla najbliższych. A najbliżsi to rodzina. A raczej ci, których dobrowolnie wybraliśmy na rodzinę. Dla nich mamy nieprzebrane bogactwo dobrych gestów, dobrych słów, wszechogarniającej dobroci, uważności, czułości, wsparcia. A jeśli tak wiele chcemy ofiarować rodzinie, to czyż nie lepiej nie zdawać się na przypadek i tzw. więzy krwi, tylko samemu sobie ją wybrać? Lepiej – pada odpowiedź. Pod warunkiem, że nie ma się zbytnich oczekiwań.

Życie tej rodziny wprawiło mnie w dysonans poznawczy i moralny. Z jednej strony to rodzina moich marzeń. Z drugiej strony mordercy, złodzieje, porywacze i oszuści. Z jednej strony wspaniała ofiarowywana i doznawana wdzięczność. Z drugiej strony bezwzględność i brak skrupułów. Z jednej strony poświęcenie siebie dla najbliższych. Z drugiej poświęcenie najbliższych dla najbliższych.

Po której jesteś stronie? Ja wybrałem szepty. "Dziękuję za wspólne życie" wypowiedziane tak, by nikt nie słyszał. I jeszcze cichsze "Tato" do pozornie obcego człowieka.

Krótko mówiąc, "Złodziejaszki" w skali Pawlaka: warto.

P.S. Z mojego mikro śledztwa wynika, że oryginalny tytuł filmu brzmi "Rodzina [i tu nieparlamentarne słowo oznaczające złodzieja okradającego małe sklepy]Coś w rodzaju "Rodzina (...)ca sklepiki." Prawda, że to inny film, niż urocze i niewinne "Złodziejaszki"?


*Tytuł wystawy Eike Koeniga w Warszawie, który miałem przyjemność napisać na podstawie tytułu angielskiego.


Moja ocena:
9
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje