Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję
Wywiad

Camerimage: "Los utracony" i nowy film Clooneya

Filmweb / autor: Marcin Kamiński / 28-11-2005 09:45
Drugi dzień festiwalu Camerimage 2005 okazał się, jak na razie, najbardziej pracowitym. Muszę jednak przyznać, że warto było spędzić 16 godzin w centrum festiwalowym bowiem atrakcji było naprawdę wiele.

Dzień rozpocząłem od konferencji prasowej, której gościem był Denis Rouden - autor zdjęć do policyjnego dramatu "36" w reżyserii Oliviera Marchala. Warto wiedzieć, że Rouden, który obecnie specjalizuje się w kinie sensacyjnym, karierę operatora rozpoczynał na planie erotycznej serii "Emmanuelle".
- Zrealizowałem w sumie sześć części "Emmanuelle". Pomyślane one były jako serial telewizyjny zatem cały materiał nakręciliśmy w zaledwie 3 miesiące. Z planu wyniosłem bardzo wiele dobrych wspomnień. Nie tylko sporo nauczyłem się na temat pracy operatora to jeszcze spędziłem miło czas w otoczeniu pięknych, nagich kobiet - żartował Denis Rouden.

Policyjny "36" jest wynikiem fascynacji reżysera i operatora francuskim kinem sensacyjnym lat 60. - Naszym zdaniem wtedy powstały najlepsze filmy sensacyjne. W "36" chcieliśmy oddać ich klimat. Nie kopiować ich, ale wykorzystać tę estetykę do opowiedzenia współczesnej historii - mówił operator.

Denis Rouden bardzo chwalił sobie współpracę z Olivierem Marchalem, który jest nie tylko reżyserem, ale również aktorem a w przeszłości pracował także jako policjant. - Olivier chciał pokazać warunki w jakich pracują policjanci. Nie zależało mu na tworzeniu realistycznej historii, ale bardziej na oddaniu klimatu i emocji jakie towarzyszą pracy stróżów prawa - wyjaśniał Rouden. - W kilku scenach udział wzięli prawdziwi policjanci, co sprawiło, że podczas pracy na planie zdarzały się sytuacje, kiedy nie wiedzieliśmy, gdzie kończy się rzeczywistość a zaczyna fikcja. Pamiętam, że kręcąc scenę pogrzebu atmosfera była tak wzruszająca, że Olivier płakał.



Denis Rouden

"36" został bardzo dobrze przyjęty we Francji, gdzie obejrzało go prawie 2 miliony widzów. Film spodobał się również w Hollywood, gdzie obecnie trwają przygotowania do realizacji jego nowej wersji. Policyjny dramat będziecie mogli ocenić sami już 2 grudnia.

Prawdziwym wydarzeniem tegorocznego festiwalu był pokaz filmu Lajosa Koltaia "Los utracony" zrealizowanego na podstawie powieści węgierskiego noblisty Imre Kertesza. Obraz będący węgierskim kandydatem do Oscara został włączony do konkursu na specjalne życzenie Marka Żydowicza.

"Los utracony" to dramatyczna historia 14-letniego żydowskiego chłopca, który podczas II Wojny Światowej trafia do obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie.
Ekranizacja powieści Imre Kertesza jest debiutem reżyserskim wybitnego operatora, współpracownika Istvana Szabo i Giuseppe Tornatore. Jednocześnie jest to najdroższa produkcja w historii węgierskiej kinematografii. Realizacja filmu pochłonęła 12 milionów dolarów, z czego połowę wyłożył węgierski rząd.

"Los utracony" to jeden z najbardziej poruszających filmów o holokauście, jakie kiedykolwiek powstały. Wydarzenia przedstawione w książce opowiedziane zostały z punktu widzenia młodego chłopaka, który, kiedy go poznajemy, bardziej interesuje się swoją atrakcyjną sąsiadką niż toczącą się wokół niego wojną. Kilkanaście miesięcy później, kiedy udręczony powróci z Niemiec do rodzinnego domu będzie już zupełnie innym człowiekiem.

Sam film skonstruowany jest z krótkich epizodów przedzielonych zaciemnieniem ekranu. Reżyser chciał w ten sposób nadać swojej opowieści charakter swoistej drogi krzyżowej, gdzie każdy z epizodów jest jej kolejną stacją.



Lajos Koltai

To, co wyróżnia "Los utracony" spośród innych filmów o podobnej tematyce to fakt, że Lajos Koltai pokazuje wojenne losy swojego bohatera w zupełnie wyjątkowy sposób. Nie dręczy widza widokami więźniów katowanych przez oprawców, czy scenami z krematoriów koncentrując się tylko na najbliższym otoczeniu nastolatka. Wraz z nim jesteśmy świadkami obozowej selekcji, niekończących się apeli i katorżniczej pracy. Widzimy, jak w miarę upływu czasu wesoły niegdyś chłopak przeistacza się w cień człowieka, dla którego najważniejsze stają się wieczorna zupa i kromka chleba, bo one oznaczają, że uda mu się przeżyć jeszcze jeden dzień.

Te wszystkie okropieństwa są, co jeszcze potęguje ich tragiczną wymowę, pokazane w pięknych, statycznych zdjęciach. Scena z obozowego apelu, podczas której udręczeni więźniowie chwieją się ze zmęczenia przypominając - jak to napisano w książce - "gałęzie targane wiatrem", na długo pozostaje w pamięci widzów.

- Piękno nie kłóci się z tragedią - mówił na konferencji prasowej Lajos Koltai. - Piękno potrafi ją natomiast uwypuklić. Ponadto piękno istnieje zawsze. Słońce wschodzi i zachodzi, niezależnie od okoliczności.
- Chcieliśmy zrobić film z zapadającymi w pamięć obrazami - kontynuował reżyser. - I chyba nam się to udało. Scena na apelu jest zauważana przez widzów na całym świecie.

"Los utracony" jest pierwszym reżyserskim projektem w karierze Lajosa Koltaia. - Od dawna pytano się mnie, kiedy spróbuję swoich sił w reżyserii - mówił Koltai. - Chciałem to zrobić, ale czekałem na właściwy moment i właściwy materiał. Kilka lat temu otrzymałem propozycję reżyserii pewnego projektu, którą jednak odrzuciłem. Ta decyzja okazała się niezwykle szczęśliwa bowiem właśnie wtedy ktoś podarował mi powieść Imre Kertesza. Kiedy zacząłem ją czytać wiedziałem już, jakim filmem chcę zadebiutować jako reżyser.



Lajos Koltai bardzo dobrze wspomina współpracę z węgierskim noblistą. - Kiedy zwróciłem się do Kertesza z propozycją ekranizacji jego powieści okazało się, że on sam, we współpracy z innym węgierskim autorem, napisał już scenariusz do filmu. Ostatecznie tekst wymagał jeszcze wielu poprawek, ale Imre Kertesz dał mi całkowicie wolną rękę. Z początku pytałem się go, czy zgadza się na zmiany, które chcę wprowadzić ten jednak odpowiadał, że mam zrobić nie "Los utracony" Imre Kertesza, ale "Los utracony" Lajosa Koltaia - wspominał reżyser. - W pewnym momencie powiedział do mnie. Daję ci tę powieść w prezencie. Zrób z nią to, co uważasz za stosowne. W zamian chcę zobaczyć film zrealizowany według twojej własnej wizji.

Autorem zdjęć do "Losu utraconego" jest Gyula Pados - jeden z twórców głośnych "Kontrolerów", którzy w ubiegłym roku zdobyli Nagrodę Publiczności Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Podczas spotkania z dziennikarzami Pados bardzo ciepło wspominał współpracę z reżyserem. - Początkowo obawiałem się, że to może być trudna praca. W końcu miałem być autorem zdjęć filmu, którego reżyserem jest wybitny operator. Moje obawy okazały się jednak bezpodstawne - mówił Gyula Pados. - Trudno pracuje się tylko z reżyserami, którzy mają problemy z przełożeniem swoich pomysłów na język obrazu. W przypadku Lajosa Koltaia ten problem nie istniał. Od początku dokładnie wiedział jak ma wyglądać film.

"Los utracony" został entuzjastycznie przyjęty na Węgrzech, które reprezentował będzie w Oscarowej rywalizacji. Być może film trafi wkrótce również na nasze ekrany. Lajos Koltai powiedział mi, że na festiwalu spotkał się z jednym z rodzimych dystrybutorów, który jest zainteresowany pokazaniem "Losu utraconego" polskim widzom.

Ostatnim filmem konkursowym drugiego dnia festiwalu był zrealizowany przez George'a Clooneya "Good Night, and Good Luck".

Nakręcony w 30 dni za zaledwie 7 milionów dolarów obraz opowiada historię wybitnego amerykańskiego dziennikarza stacji CBS Edwarda R. Murrowa, który wypowiedział medialną wojnę senatorowi Josephowi McCarthy'emu. Akcja filmu rozpoczyna się 14 października 1953 roku, kiedy dziennikarze CBS podejmują decyzję realizacji materiału o oskarżanym o działalność komunistyczną żołnierzu zwolnionym z armii USA bez przedstawienia jakichkolwiek dowodów jego winy, a kończy 23 października 1958 roku słynnym wystąpieniem Murrowa, w którym mówi on o odpowiedzialności jaka spoczywa na dziennikarzach i nowym jeszcze wtedy medium, jakim była telewizja.

Swoim drugim filmem George Clooney potwierdza, że sukces jego poprzedniego obrazu "Niebezpieczny umysł" nie był dziełem przypadku. "Good Night, and Good Luck" to dzieło przemyślane i dopracowane zarówno od strony fabularnej, jak i wizualnej.

Większość akcji rozgrywa się w studiach CBS koncentrując się na dziennikarzach i ich pracy. Edward R. Murrow nie tylko prowadzi programy, w których demaskuje niebezpieczną działalność McCarthy'ego, ale jednocześnie musi walczyć ze swoim szefem o to, by wyraził zgodę na emisję kontrowersyjnych materiałów, co może oznaczać utratę sponsorów.

Jednym z największych atutów filmu jest kreacja Davida Strathairna w roli Edwarda R. Murrowa. Niedoceniany do tej pory aktor w brawurowy sposób wcielił się w postać dziennikarza, który w tamtych latach był jedną z największych gwiazd telewizji prowadząc nie tylko publicystyczny program "See It Now", ale również rozrywkowy talk show "Person to Person". Jest w filmie doskonała scena pokazująca jak Murrow prowadząc rozmowę na żywo z Liberace jednocześnie zerka na stojące w rogu monitory, na których nadawany jest materiał z senatu, gdzie właśnie odbywa się przesłuchanie senatora McCarthy'ego.

Ogromną siłą filmu jest, w moim przekonaniu, wielość jego interpretacji. Obraz Clooneya odczytywać można jako aluzję do współczesnej Ameryki, w której krytyka poczynań obecnego prezydenta, a w szczególności jego działań w Iraku, często spotyka się z oskarżeniami o brak lojalności, ale również jako próba zastanowienia się nad tym dokąd zmierza współczesna telewizja. Już w latach 50. szefowie stacji CBS chcieli skoncentrować się głównie na produkcji programów rozrywkowych. Tacy ludzie jak Edward Murrow walczyli o to, by telewizja pozostała medium ważnym i przekazującym istotne informacje dla milionów ludzi, nawet jeśli oznacza to, że takich programów nie będą sponsorowali reklamodawcy.

"Good Night, and Good Luck", choć nakręcony na taśmie kolorowej, ostatecznie zrealizowany został w kolorze czarno-białym, co nadaje mu wyjątkową, unikalną poetykę telewizyjnej produkcji z lat 50. - Taki był od początku zamysł reżysera - mówił na spotkaniu z dziennikarzami operator Robert Elswit - Inspiracją były dla nas zdjęcia prasowe z lat 40. i 50. Czarno-białe, bez dodatkowego, sztucznego oświetlenia. Chcieliśmy ten ich wyjątkowy klimat oddać na dużym ekranie.

Robert Elswit bardzo dobrze wspominał współpracę z Georgem Clooneyem. - George jest przede wszystkim miłym facetem, zarówno na planie jaki i poza nim - mówił operator. - Bardzo koncentruje się na tym, co robi, a potrafi robić wiele rzeczy jednocześnie. Jest w filmie kilka scen, w których grany przez niego bohater patrzy się gdzieś w podłogę. W tym właśnie momencie George podglądał monitor, chcąc zobaczyć jak wygląda rejestrowana przez niego scena. Ma bardzo podzielną uwagę. Jestem przekonany, że potrafiłby reżyserować film, a jednocześnie grać w nim główną rolę i rozwiązywać krzyżówki - żartował Robert Elswit.



Robert Elswit

"Good Night, and Good Luck" zaliczany jest przez operatora do filmów zaangażowanych. - W Ameryce jest wiele osób, które chcą inwestować w produkcję filmów, ale chcą jednocześnie by te obrazy miały coś do powiedzenia - mówił Robert Elswit. - George Clooney dotarł do takich właśnie ludzi, ludzi zainteresowanych tym, by kino komentowało rzeczywistość i poruszało ważne tematy. Co ciekawe, studia takie jak Warner Independent nie są niechętne tego rodzaju przedsięwzięciom, o ile nie muszą wyłożyć całej sumy niezbędnej do ich realizacji.

Drugi dzień festiwalu Camerimage już za nami. Dziś kolejne projekcje i kolejne spotkania z autorami zdjęć filmowych. W ramach konkursu zostaną dziś pokazane: niemiecki "Schneeland","Łuk" koreańskiego reżysera Kim Ki-Duka oraz "Siódmy dzień" Carlosa Saury. Relacje z konferencji prasowych oraz krótkie recenzje tych tytułów znajdziecie na naszych łamach już jutro.


Camerimage 2005: Walka z przerywaniem filmów reklamami
Camerimage 2005: Nowe, mistrzowskie dzieło Carlosa Saury
Camerimage 2005: Sex, & Drugs & Rock and Roll
Camerimage 2005: Trzy wesela i pogrzeb
Emmanuelle jak Chanel - wywiad z Denisem Roudenem
Camerimage 2005: Fantasmagorie, gangsta i kowboje
Camerimage 2005: Morderstwa, magia, miłość i odkupienie
Camerimage 2005: Anty-Dogma, Piekło i Zemsta
"Jestem" laureatem nagrody specjalnej festiwalu Camerimage
Węgierski "Los utracony" wygrywa Złotą Żabę

Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

Najnowsze Newsy