Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Małe jest piękne

Luc Besson nigdy nie należał do reżyserów, którzy pragnęli okazywać widzom własną dojrzałość. Wszystkie filmy Francuza są przecież bajkami zaopatrzonymi w pozorne atrybuty dorosłości. Niby znajdujemy w nich dosadną przemoc oraz erotykę, ale oba te składniki mają więcej wspólnego z komiksem dla nastolatków niż kinem skierowanym do widzów mogących kupić w sklepie piwo i fajki. Tymczasem łączący grę żywych aktorów z komputerową animacją "Artur i zemsta Maltazara" wydaje się być przejawem nie tyle trwania w bezhołowiu wiecznej młodości, co cofnięcia się w emocjonalnym rozwoju.  Jak widać,  po pięćdziesiątce najłatwiej jest odnaleźć w sobie dziecko. Jakże zazdroszczę Bessonowi jego wrażliwości!

Film zaczyna się od sekwencji mogącej stanowić materiał instruktażowy dla wszystkich wojujących ekologów. Artur (Freddie Highmore) zostaje poddany szeregowi prób, które mają uczynić z niego strażnika przyrody. Bohater musi między innymi spędzić kilkanaście godzin przytulony do drzewa albo udać się na drzemkę z niedźwiedziem. Dzięki temu zacznie odczuwać duchową więź z naturą i jej dziećmi. Tuż po zakończeniu rytuału inicjacji Artur udaje się na pierwszą misję ratunkową – trzeba ocalić od zagazowania pewną pszczołę.



Besson uczy małoletnią publiczność, że człowiek jest zaledwie drobnym ogniwem w długim i skomplikowanym łańcuchu ekosystemu. W "Zemście Maltazara" od tatusiowych pouczeń wolę jednak pracę grafików odpowiedzialnych za wygląd filmu. Animowany świat Minimków – elfów,  które poznaliśmy już w poprzedniej części przygód Artura – to uczta dla oczu. Ekran wypełniono po brzegi paletą pastelowych kolorów, światełkami rodem z retro dyskoteki oraz gromadą dziwacznych stworów wyrwanych ze snu miłośnika LSD. Nie dziwię się, że zarówno Artur jak i jego dziadek wolą przenieść się do baśniowej krainy ukrytej pośród traw w ogrodzie, zamiast nudzić się w wypolerowanej rzeczywistości lat 50.

Póki Besson nie ujawnia Wielkiej Tajemnicy, jego film ma polot i werwę. Kiedy jednak w zakończeniu główny złoczyńca zaczyna wyjaśniać punkt po punkcie dotychczasową intrygę, widz czuje się, jakby po jego głowie przejechała spalinowa kosiarka. Reżyser zostawia akcję w zawieszeniu i każe czekać widzom na trzeci odcinek przygód Artura, która ma pojawić się w kinach za kilka miesięcy. Taki już los środkowych części trylogii – nie mogąc rozstrzygnąć kluczowych wątków, muszą podgrzewać atmosferę oczekiwania na wielki finał. Mam nadzieję, że będzie on rzeczywiście Wielki.


Moja ocena:
5
Łukasz Muszyński
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje