Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

Wizualny majstersztyk

25 grudnia 2009 roku James Cameron, po dwunastoletniej przerwie, wypuścił do kin swój kolejny film fabularny. Rozmach produkcyjny i promocyjny tego filmu sprawił, że nie była to tylko kolejna grudniowa filmowa premiera, lecz prawdziwe wydarzenie kulturalne, porównywalne z premierą "Pasji" Gibsona w 2004 roku, czy też "Titanica" (nota bene również w reżyserii Camerona) w roku 1997. Sam reżyser przez lata swojej działalności zasłużył sobie na miano wizjonera kina i można powiedzieć, że każdym swoim kolejnym filmem stawia całemu filmowemu światu technologiczną poprzeczkę coraz wyżej. Jak na tle bardzo dobrych poprzedników ma się jego najnowsze dzieło?

Zacznijmy od świata przedstawionego. Akcja filmu rozgrywa się na bogatym w faunę i florę fikcyjnym księżycu o nazwie Pandora. Już na wstępie trzeba przyznać, że wszystko to robi ogromne wrażenie. Doskonale dopracowane rośliny i zwierzęta zachwycają w każdym kadrze filmu. Widz może się rozkoszować wieloma szczegółami "dekoracyjnymi", jak choćby chwilowe rozbłyśnięcia słabym zielonym światłem gałęzi pod stopami bohatera w momencie, kiedy kładzie on na nich swoją stopę. Ten przykład (jak i wiele innych, które można dostrzec podczas seansu) tylko podkreśla, jakim dobrym rzemieślnikiem i perfekcjonistą jest Cameron. Świat Pandory został skrupulatnie stworzony dosłownie od podstaw i mogę śmiało stwierdzić, że swoim zróżnicowaniem i precyzją wykonania przebija wszystkie części "Władcy pierścieni" i "Harry'ego Pottera" razem wzięte.



W kwestii fabularnej jest już niestety nieco słabiej. Akcja dzieje się w roku 2154. Inwalida wojenny, Jake Sully (Sam Worthington), zostaje wezwany na misję na odległej planecie. Za pomocą sztucznego ciała (avatara) ma się wcielić w postać przedstawiciela rasy Na'vi, humanoidów zamieszkujących Pandorę. Przez cały czas trwania filmu widz nie może wyzbyć się wrażenia, że ma przed sobą obraz kolonizowanej Ameryki w nowszym wydaniu. Z jednej strony mamy ludzi - jako bezwzględnych, łaknących bogactw naturalnych kolonizatorów, a z drugiej Na'vi - dobrodusznych, żyjących w pełnej symbiozie z przyrodą odpowiedników Indian. Cameron stara się przemycić tu pewien uniwersalizm, między wierszami potępić chciwą i bezwzględną naturę człowieka-odkrywcy, jednak nie drąży tego tematu zbyt głęboko. Ot, dokładnie tyle, ile da się przedstawić w komercyjnym kinie rozrywkowym. Ostatecznie możemy się doszukać nawiązań  do historii o Pacahontas, a także dopatrzyć pewnych podobieństw z "MatrixemMożna się doszukać również kilku luk logicznych, ale na tle wykonania całego filmu wypadają one bardzo blado i specjalnie nie rażą.

Reasumując, "Avatar" jest filmem, który warto (a nawet trzeba) zobaczyć. Rozmach filmu, zgodnie z założeniem twórców, zapiera dech w piersiach. Komercyjne kino sci-fi będzie miało teraz nie lada kłopot, żeby pod względem technologicznym i wykonawczym stworzyć lepszy film. Fabuła "Avatara" na szczęście nie męczy, ale niestety nie zachwyca. Jednak w świetle całej reszty można powiedzieć, że Cameron zrobił pierwszy film na miarę XXI wieku.


6
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje