Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

"Kiedy grasz, życie się nie liczy…"

Filmem o Diego Armando Maradonie Asif Kapadia uzupełnił swą serię biografii-dokumentów. Na pierwszy rzut oka trójka jego bohaterów do siebie nie pasuje, wybór jest dziwny, nieoczywisty. Reżyser zaczął w 2010 od Ayrtona Senny, brazylijskiego kierowcy Formuły 1 przez wielu uważanego za najlepszego w historii, zmarłego tragicznie po wypadku na torze w San Marino. W 2015 roku ukazała się "Amy" z zupełnie innej strony kosmosu o piosenkarce z niesamowitym głosem, którą życie pchnęło do Klubu 27. I w końcu rok 2019, czyli "Diego Maradona", film o piłkarzu, który osiągnął wszystko, a za tym wszystkim poszły sława, używki i niebezpieczne kontakty towarzyskie. Co łączy tych ludzi? 

Amy Winehouse nie była wyborem reżysera, został do tego projektu po prostu zaproszony. Jednak trójka ta tworzy świetną całość biograficzno-dokumentalnej trylogii o ludziach, o człowieku. Ten człowiek to nie postać z tłumu na dowód tego, że każdy ma swoją historię, nie, jego bohaterowie to ludzie cholernie wyjątkowi, jednostki, które zdarzają się raz na milion, tacy, co to nie są w ciemię bici, ambitni, intensywnie żyjący pasjonaci, nietracący z tego życia ani sekundy, którzy dążą i dążą, a na każdym polu życia dają z siebie wszystko, nieważne, czy jest to boisko, scena, tor wyścigowy czy impreza w dyskotece, barze, klubie, nieważne. Każdy z nich został obdarzony talentem ponad miarę, talentem do pozazdroszczenia, takim, jaki – jak to mówią – się nie zdarza i każdy został obdarzony jeszcze jedną do pozazdroszczenia cechą – celem. Celem, do którego dąży każdego dnia, bo to, co robi, jest najważniejsze na świecie i to kocha właśnie najbardziej. Maradona powiedział: "Kiedy grasz, życie się nie liczy, nic się nie liczyPodobne słowa wypowiadał Ayrton Senna o jeździe po torze, a po wypadku jednego z kierowców, gdy przyznawał się do strachu i świadomości tego, że jemu też może się coś stać, mówił: "Mimo że bardzo bałem się kontynuować, nie byłem w stanie porzucić mojego celu, mojego dążenia, mojej pasji, mojego marzenia, mojego życia. To jest moje życieLegenda jazzu, Tony Bennett powiedział w "Amy": "Gdyby żyła i gdybym miał dziś szansę powiedzieć jej jedną rzecz, poradziłbym: »Zwolnij! Jesteś zbyt ważna... Życie uczy nas, jak je przeżyć, o ile tylko pożyjemy wystarczająco długo«Nie potrafiła, tak jak nie potrafił Senna. Żadne z nich nie potrafiło żyć powoli i nie ryzykować.



To, że Diego Maradona wciąż żyje, to cud, który daje rozsianym po całej Argentynie (i nie tylko) wyznawcom wierzącym w jego boskość gotowy argument. Gdy grał, to czas od niedzieli po meczu do środowego poranka spędzał na kokainowo-alkoholowych imprezach, a w środę rozpoczynał resetowanie organizmu, by w niedzielę ponownie zagrać najlepiej na świecie. Po zakończeniu kariery z kilku zawałów i operacji wyszedł bez szwanku. Ten człowiek to połączenie Diego, dobrego, skromnego marzyciela cieszącego się każdym kopnięciem piłki z Maradoną, egocentrycznym pasjonatem, który każde swoje kopnięcie uważa za czyn boski innym niedostępny, ale jak sam mówi: "Bez Maradony nie byłoby DiegoTa biografia to klasyczna historia o człowieku ze społecznych nizin w slamsach, który dzięki talentowi i ciężkiej pracy wlatuje na szczyt, na którym nie wie, co robić, bo tam pieniądze i flesze sławy robią w głowie chaos. O tym zresztą też było w "Amy", gdy piosenkarka przygnieciona komentarzami, opiniami, newsami opuszczała wzrok na widok dziennikarzy. Lepiej radził sobie Senna, swą popularnością z promiennym uśmiechem i aurą sukcesu podnoszący medialną rangę wyścigów samochodowych. A Maradona sprawiał wrażenie, że robi to, co inni chcą, by robił, że wymyślił siebie pod ich oczekiwania, by go kochali, tyle że czasem wpadał w furię i rzucał "fuckami" na prawo i lewo. Nie łączy ich pochodzenie (Senna pochodził z zamożnej rodziny, Winehouse z klasy średniej), łączy ta sława, z którą potrafili lub nie umieli żyć na co dzień.

Są różne szkoły dokumentu, ale wiadomo, że chodzi o obiektywizm i Asif Kapadia dąży do niego z pasją swoich bohaterów. Do każdego z filmów zebrał setki, tysiące albo i jeszcze więcej minut materiałów, filmów, wywiadów, wypowiedzi i z nich złożył te filmy w taki sposób, że ani razu nie odrywają nas od historii komentarzem gadającej głowy czy opinią narratora, że to się ogląda jak fabularną historię z potem, łzami i dobrym montażem, który sprawia wrażenie, jakby reżyser to sam od początku do końca nakręcił, a nie tylko korzystał z gotowych materiałów. W filmach tych widać profesjonalny dystans ich twórcy, który w żaden sposób nie nacechowuje, nie naprowadza, nie mówi nam, co mamy myśleć, wychodzimy z kina i myślimy sami. Co robi Kapadia, to wybiera wątki, bo biografia każdego z tych bohaterów ma ich wiele, a on skupia się na konkretnych, dzięki którym ukazuje całą złożoność postaci. I tak u Diego Maradony wybrał okres neapolitański od transferu z FC Barcelony poprzez słabsze sezony w Serie A aż do Mistrzostw Świata w Meksyku z "ręką boga" i słynnym rajdem po prawym skrzydle w meczu z Anglią, kolejnych mistrzostw Włoch, a potem oskarżeń o kokainę… Jest dużo piłki, ale jest przede wszystkim człowiek z taką fantazją i pasją, jakie potrafią znajdywać upust też w innych dziedzinach, bo są uniwersalne. Zasługą reżysera jest to, że coś tam o futbolu się dowiadujemy, tak jak dowiadujemy się o Formule 1 czy życiu na backstage’ach koncertów, ale nie, nie jest to film dla fanów piłki nożnej, to film dla fanów dobrych dokumentów, ciekawych biografii i historii o wyjątkowych ludziach, którzy zmieniają nasze myślenie i świat.

6
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje