Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

Maxi Driver

Driver jest zagadką. Oszczędny w słowach i gestach nie pozawala się do siebie
zbliżyć, a jednocześnie swoją enigmatyczną osobowością przyciąga jak magnes. Jest męski i pewny siebie. Zawsze chłodny i opanowany. Nie wiemy o nim nic, czego absolutnie nie musimy wiedzieć. Nie znamy nawet jego imienia. Jest po prostu Driverem...

Ale nie byle jakim. Posiada umiejętności, których mógłby mu pozazdrościć niejeden kierowca rajdowy i całkiem nieźle je wykorzystuje. Za dnia pracuje jako kaskader przy produkcjach filmowych, wszak akcja dzieje się w Los Angeles, nocą natomiast jest kierowcą do wynajęcia przy napadach i kradzieżach. I właśnie to pokazuje nam już sekwencja otwarcia filmu. Jeden z najmocniejszych punktów produkcji. Jej zadaniem jest zaciekawienie widza i wprowadzenie do opowiadanej historii, co wykonuje w 120 procentach. Jedno jest pewne! Po obejrzeniu tej sekwencji będziesz chciał wiedzieć, co zdarzy się dalej! W filmie jest więcej takich perełek, na które z pewnością zwrócicie uwagę. Mi w pamięci pozostała również scena w windzie - wspaniałości!

Ale wracając do Drivera. Postać ta jest równie tajemnicza co nasączona intertekstualnymi nawiązaniami do prawdziwych już klasyków. Przemierza ulice Los Angeles, niczym Robert De Niro w kultowym już "Taksówkarzu", trzymając ciągle między zębami wykałaczkę (Sylvester Stallone w przeboju lat 80. "Cobra"). Jest przy tym skryty i wycofany, skrywający jakąś mroczną tajemnicę, niczym Dexter Morgan, bohater przebojowego serialu. To mieszanka iście wybuchowa, która w kinie daje piorunujące efekty. Trudno bowiem oderwać wzrok choćby na sekundę od protagonisty. Wiele w tym zasługi wspaniałego Ryana Goslinga, który gdy tylko pojawia się na ekranie, nic innego nie ma znaczenia. Nikt inny się już nie liczy. Nawet ciekawa zazwyczaj Carey Mulligan, w roli Irene, wydaje się mdła i bez wyrazu.



Gosling ma ostatnio bardzo dobry czas. Rola w "Drive" jest kolejną, po świetnym występie w "Blue Valentine", dobrze przyjętą i wartą uwagi kreacją młodego aktora. Zachęcony czekam zatem z zapartym tchem na nową produkcję George'a Clooneya, "Idy marcowe", w której Gosling gra również główną rolę.

Nie tylko świetnie napisana i zagrana postać jest atutem najnowszego filmu Nicolasa Windinga Refna. Reżyser, niespiesznie tocząc akcję, eskaluje napięcie od pierwszych sekund filmu i trzyma widzów za gardło do samego końca. Tworzy niezapomniany klimat, jaki pamiętamy z największych klasyków lat 70. i 80., jednocześnie poddając go renowacji i uaktualnieniu. Zabiegi te sprawiają, że film nie jest kopią i nie nudzi. Refn bezczelnie igra sobie z konwencjami. W filmie są elementy komiksu, filmu gangsterskiego, ociera się również niebezpiecznie o pastisz. Czasami przesadza ze slow motion, czasami sam Driver wydaję się przerysowany, trochę zbyt pompatyczny. Wszystko jest jednak w przyzwoitych dawkach i chyba właśnie zachowanie tych proporcji mówi najwięcej o klasie reżysera i wielkości jego dzieła.

Na koniec słów kilka o muzyce i ścieżce dźwiękowej filmu. Dawno nie słyszałem w żadnym filmie tak genialnie dobranych utworów, bezpretensjonalnie wbijających się w stylistykę filmu, nadających mu odpowiedniego klimatu, podkreślających charakter scen i ujęć. Brawo panie Refn, za ścieżkę dźwiękową co najmniej punkt wyżej. Ponadto świetna muzyka Cliffa Martineza dopełnia tylko całości estetycznych uciech.

Od zakończenia seansu, poza piosenkami z filmu, chodzi mi po głowie jedna myśl. Czy "Drive" stanie się filmem kultowym, czy zginie w mnogości podobnych produkcji? Czy dorównuje wspomnianym wyżej klasykom? Czy musi się z nimi tak na prawdę ścigać? Dla mnie "Drive" jest "Taksówkarzem" naszych czasów i mówię to z pełną świadomością konsekwencji, jakie poniosę ze strony antyfanów filmu. Uznajcie to za świętokradztwo, ale tak właśnie czuję.

6
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje