Recenzja filmu
Mściciel na pustyni
Dolph Lundgren podobnie jak Sylvestra Stallone, Arnolda Schwarzeneggera i Jean-Claude Van Damme'a należy do pokolenia aktorów stanowiących kwintesencję stereotypu bohatera kina akcji. Jednym z najlepszych filmów akcji w dorobku jest "Drzewo Jozuego" z 1993 roku. Dla mnie jest to film szczególny, gdyż się na nim wychowałem.
Fabuła filmu nie jest skomplikowana. Niesłusznie skazany za zabójstwo przyjaciela kierowca ciężarówki Anthony Santee (Dolph Lundgren) ucieka z więzienia i rozpoczyna swoją wendettę na prawdziwych mordercach. Podczas ucieczki porywa kobietę, która okazuje się policjantką.
"Drzewo Jozuego" byłoby kolejnym zwykłym filmem akcji z lat 90., gdyby nie jego realizacja. Jest w nim wszystko, co powinno być w porządnym filmie tego gatunku. Mamy tu "niezniszczalnego bohatera", sporo dobrze zrealizowanych strzelanin, kilka świetnych walk z elementami karate (w końcu Lundgren ma czarny pas w karate), no i w końcu wspaniały pościg z wykorzystaniem Ferrari F40 i Lamborghini Countach. Rzadko się zdarza w kinie spotkać w jednym filmie te dwie marki. Dochodzi do tego jeszcze mocny scenariusz.
Aktorstwo stoi na przyzwoitym poziomie. Znany z doskonałych warunków fizycznych Szwed idealnie pasuje do swojej roli mściciela. Jednak najbardziej w pamięć zapadają policjanci z Los Angeles ścigający Santiego grani przez George'a Segala i Beau Starra. Reszta ekipy też bez zarzutów.
Świetną pracę wykonał Joel Goldsmith, autor muzyki. Jest ona idealnie dopasowana do pięknych pustynnych krajobrazów i zapada w pamięci. "Drzewo Jozuego" to porządnie zrealizowany film akcji w sam raz na wieczór po całym dniu pracy. Jeżeli nie oczekujesz od niego nic ponad świetną, niezobowiązującą zabawę, to na pewno się nie zawiedziesz.
Fabuła filmu nie jest skomplikowana. Niesłusznie skazany za zabójstwo przyjaciela kierowca ciężarówki Anthony Santee (Dolph Lundgren) ucieka z więzienia i rozpoczyna swoją wendettę na prawdziwych mordercach. Podczas ucieczki porywa kobietę, która okazuje się policjantką.
"Drzewo Jozuego" byłoby kolejnym zwykłym filmem akcji z lat 90., gdyby nie jego realizacja. Jest w nim wszystko, co powinno być w porządnym filmie tego gatunku. Mamy tu "niezniszczalnego bohatera", sporo dobrze zrealizowanych strzelanin, kilka świetnych walk z elementami karate (w końcu Lundgren ma czarny pas w karate), no i w końcu wspaniały pościg z wykorzystaniem Ferrari F40 i Lamborghini Countach. Rzadko się zdarza w kinie spotkać w jednym filmie te dwie marki. Dochodzi do tego jeszcze mocny scenariusz.
Aktorstwo stoi na przyzwoitym poziomie. Znany z doskonałych warunków fizycznych Szwed idealnie pasuje do swojej roli mściciela. Jednak najbardziej w pamięć zapadają policjanci z Los Angeles ścigający Santiego grani przez George'a Segala i Beau Starra. Reszta ekipy też bez zarzutów.
Świetną pracę wykonał Joel Goldsmith, autor muzyki. Jest ona idealnie dopasowana do pięknych pustynnych krajobrazów i zapada w pamięci. "Drzewo Jozuego" to porządnie zrealizowany film akcji w sam raz na wieczór po całym dniu pracy. Jeżeli nie oczekujesz od niego nic ponad świetną, niezobowiązującą zabawę, to na pewno się nie zawiedziesz.
Moja ocena:
9
Udostępnij: