Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Mroczno, mroczniej, Voldemort

Fandom Harry'ego Potter bywa niebezpieczny: jeden błąd twórców ekranizacji książek o dzieciaku, przez którego lennonki zaczęto nazywać "potterkami", a na forach i stronach poświęconym dziełu J.K. Rowling czy filmom o młodym czarodzieju rozpętuje się burza. W ruch idą emotikony, caps lock i często niewybredne słownictwo. Niektórzy fani wolą jednak skrobnąć konkretną recenzję. Na przykład niżej podpisana.

"Harry Potter i Insygnia Śmierci" to ostatnia książka cyklu, która w wersji filmowej została podzielona na dwie części z racji mnogości ważnych dla akcji wydarzeń i wątków. Pomysł trafiony moim zdaniem, a i kura znosząca złote jaja pożyje dłużej. Fabuły chyba nie ma co streszczać; ci, którzy czytali książki, wiedzą wszystko (a jeśli coś tam zapomnieli, film im to przypomni); ci, którzy wiernie trzymają się wersji kinowych, mogą się domyślać, co po "Księciu Półkrwi" będzie się działo: Voldemort powrócił, w świecie magii wybucha wojna, nikt nie jest bezpieczny. Harry staje się "the most wanted", musi uciekać; oczywiście nie sam, Ron i Hermiona jak zwykle pomagają mu stawić czoła wszelkim niebezpieczeństwom. Polowanie na horkruksy - a wkrótce i na tytułowe Insygnia Śmierci - rusza pełną parą...

Jest mrocznie, naprawdę mrocznie; Ciemność i Zło (celowo z wielkich liter) biorą w swoje posiadanie cały magiczny świat, a i mugole nie mogą czuć się bezpiecznie, więc jest zrozumiale klimatycznie i dosyć strasznie. Dominuje czerń, różne odcienie szarości, trupia bladość i niezdrowa zieleń (są horrory, którym taka gama barw wyszłaby na zdrowie, bo kolor w filmach to przecież dosyć istotna kwestia). Sceny dynamiczne i statyczne przeplatają się ze sobą, tworząc naprawdę udaną mozaikę, która nie pozwala się widzowi nudzić. Te dwie i pół godziny mijają z prędkością ścigającego nurkującego za zniczem. Niestety nie wszystkie cięcia montażowe wyszły "Insygniom Śmierci" na zdrowie: są sceny tak chaotyczne i szybkie, że trudno się w nich połapać.



Efekty specjalne stoją na bardzo wysokim poziomie: świat Harry'ego Pottera - zaklęcia, różne stwory, niezwykłe budowle - ożywa w sposób bardzo realistyczny i przekonujący. Zdjęcia Edoardo Serry zasługują na pochwałę: nawet w gwarnym, kolorowym Londynie czai się jakaś trudna do uchwycenia groza, a co dopiero w ciemnym lesie. Mroczny klimat filmu potęguje dobra muzyka Alexandre'a Desplata, ale niektóre nuty wydają się dziwnie znajome.

Scenariusz Steve'a Klovesa nie jest wybitny, ale nie ma większych błędów; mnie przeplatanie scen akcji ze scenami mniej lub bardzo statycznymi (Hermiona czytająca książkę, tańcząca z Harrym, wizyta u Lovegooda) nie przeszkadza. Jest śmiesznie, jest smutno, jest poważnie i o to chodzi. Yates od czasów "Zakonu Feniksa" nieco ewoluował, ale osobiście uważam, że z Potterami sobie nie radzi. Szkoda, że Warner tak mocno się do niego przyssał...

Jeśli chodzi o aktorów, pochwalę oczywiście "dzieciaki, które dorastały na naszych oczach", czyli Radcliffe'a, Watson i Grinta. Co tu dużo mówić, po prostu sobie radzą ze swoimi postaciami. Fiennes jako Voldemort budzi grozę; aktor gra całym sobą, a brak nosa raczej mu nie przeszkadza. Rickman to Snape: miliony fanów czytając książki, właśnie tak wyobrażali sobie "ulubionego" nauczyciela Pottera. Bellatrix Lestrange Heleny Bohnam Carter to dobra kreacja, chociaż pani Carter ma nieco z górki: często gra podobne śmiertelnie niebezpieczne wariatki, chociażby w "Sweeneyu ToddzieCo to dużo mówić, Pottery obsadę mają świetną.

Może to, że jestem fanką książek Rowling, nie pozwala mi na ich ekranizacje spojrzeć całkowicie chłodno i obiektywnie, ale są rzeczy, który mi się w nich podobają, są też takie, które mnie rozczarowały. Nie mniej jednak, na filmach o Potterze bawię się dobrze i w przypadku "Harry'ego Pottera i Insygniów Śmierci: części pierwszej" też tak było. Teraz czekam na kolejną, niestety już ostatnią odsłonę przygód właściciela blizny-błyskawicy. Oby finał był iście epicki, czego sobie i Wam życzę!


Moja ocena:
9
Pani na Internetach. Nadinterpretatorka. Osobista asystentka Jeremy'ego Rennera. Minimalistka. Typ wiecznej studentki. Sherlockianka. Gryfonka. Zombi(e)olożka. Filmoznawczyni z dyplomem, ale w... przejdź do profilu
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje