Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję
Jako że nad Transylwanią słońce wschodzi od wielkiego dzwonu, a po okolicznych lasach niosą się wilcze echa, rodzina potwornickich ma lepsze plany na wakacje. W tym roku stawiają na ciepłe kraje oraz rejs all inclusive. Kurs: Trójkąt Bermudzki z przystankiem na Atlantydzie. Załoga: liczna i raczej bezinwazyjna. Pasażerowie: oprócz mumii, wilkołaków i wąpierzy różnej maści, potomkowie szacownego rodu Abrahama Van Helsinga – tego samego, który od stuleci poluje na familię hrabiego Drakuli. Co może pójść nie tak?


Już świetnie wyreżyserowany prolog, w którym poznajemy dzieje wielopokoleniowego konfliktu bohaterów ze słynnym łowcą potworów, ustanawia ton całości. Nie różni się on znacząco od tego, który nadawał rytm dwóm poprzednim "Hotelom…": trochę tu humoru sytuacyjnego, szczypta komedii charakterów, a także sporo zabawy w rozmontowywanie schematów kina grozy. Generalnie jednak – z racji, że całość przeznaczona jest głównie dla dzieciaków – na ekranie niepodzielnie króluje slapstkick. Zatem im chętniej bohaterowie chwytają się za fraki, wpadają w szał destrukcji albo biorą udział w dzikich scenach akcji, tym częściej film eksploduje komediową energią.



Problem w tym, że nie samym slapstickiem człowiek żyje, zaś z biegiem czasu staje się jasne, że ciężko jest po raz trzeci sprzedać ten sam dowcip. "Hotel Transylwania 3" to w znacznej mierze zlepek ogranych motywów, wrzucanych od niechcenia autocytatów oraz wyeksploatowanych klisz. Trudno w zasadzie dociec, jak na przestrzeni ostatnich sześciu lat zmienili się bohaterowie, co zrozumieli i czego się nauczyli, skoro wciąż na tapecie są te same dylematy i problemy. Ukryte pod zwałami komediowej pulpy wezwanie do tolerancji ponownie wybrzmiewa czysto i szczerze, tak samo zresztą jak inne "altruistyczne" narracje. Lecz przy najszczerszych chęciach trudno dostrzec w filmie coś więcej niż przejaw intelektualnego lenistwa oraz łatwy skok na kasę. I równie trudno takie podejście wybaczyć, biorąc pod uwagę strategię artystyczną, dajmy na to, studia Pixar.

   

A skoro już przy konkurencji jesteśmy – seria o Drakuli oraz jego ziomkach z transylwańskiego hotelu wydaje się o wiele mocniej zrośnięta z osobą autora, Genndy'ego Tartakovsky'ego, niż większość mainstreamowych animacji. To zarazem jej największe błogosławieństwo i trudna do odczynienia klątwa. Po facecie, który ma na koncie m.in. "Laboratorium Dextera" i "Samuraia Jacka", który szlify odbierał w legendarnym studiu Hanna-Barbera i generalnie był architektem  marzeń całego pokolenia, spodziewamy się po prostu więcej. Jego hotel – wciąż niezła opcja dla najmłodszych – właśnie stracił kilka gwiazdek.

Moja ocena:
5
Michał Walkiewicz
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje